Rozdział szesnasty

599 13 7
                                    

Od ponad trzech tygodni nie wychodziłam nigdzie, no chyba, że tylko do szkoły. Unikałam wszystkich moich przyjaciół, bo tak było mi łatwiej. Na początku próbowali nawiązywać ze mną jakąkolwiek konwersację, ale po czasie przestali, gdy zobaczyli, że nie jestem do tego skłonna. Jedyną osobą, z którą nie rozmawiałam od sylwestra był Nolan. Najwyraźniej musiały go skrzywdzić moje słowa, ale tylko ja wiedziałam, że były one nie szczere. Kochałam go ponad moje życie i czułam do niego taki pociąg, jaki nigdy nie czułam do żadnego chłopaka. Musiałam mu to powiedzieć, bo nie mogłam pozwolić na to, aby się do mnie zbliżył i rozkochał w sobie, co i tak po części już zrobił. Popracuj trochę nad sobą, to może ktoś cię zechce. To jedno, głupie zdanie wyryło się w mojej pamięci, jak blizna na ciele. Bardzo mocno zabolały mnie słowa Tima. Chociaż w głębi duszy wiedziałam, że Nolan nie byłby w stanie mnie zranić, to i tak miałam zrazę do płci męskiej. Bałam się, że ponownie zbliżę się do kogoś, a on znów mnie wyśmieje wytykając mi moje wady.

Od trzech tygodni codziennie podchodziłam do lustra w bieliźnie i się w nim przeglądałam. Mózg mówił mi, że jestem piękna i wartościowa, a słowa Tima powinnam wyrzucić w niepamięć, bo były tylko nic nie znaczącym pierdoleniem, ale serce za każdym razem łamało mi się znów na kawałki, gdy na siebie patrzyłam. Ważyłam siedemdziesiąt kilo, miałam nieco odstający brzuch i szerokie biodra oraz uda. Na ten widok chciało mi się płakać. Nie byłam tak idealna, jak inne dziewczyny. Od prawie miesiąca codziennie ćwiczę spalające treningi i mało jem. Popadłam w świadomą głodówkę, która znacznie pogorszyła moje samopoczucie. Ale dzięki niej w ciągu trzech tygodni schudłam trzy kilo. Przez moje załamanie, taki sposób wydawał mi się najlepszym rozwiązaniem na moją dużą wagę.

Wstałam jak zwykle rano, bez sił i uśmiechu na twarzy. Ubrałam się w luźny dres, którego jak kiedyś uwielbiałam nosić, tak teraz miałam wrażenie, że wyglądam w nim, jak wieloryb. Wzięłam plecak i ruszyłam do szkoły. Codziennie wychodziłam nieco wcześniej z domu, aby pójść na nogach i spalić dodatkowe kalorie. Szkoła minęła mi w miarę szybko. Na przerwach chodziłam do damskiej toalety, aby tam spędzać czas w samotności. Na lunch nie chodziłam od miesiąca z dwóch powodów. Pierwszym było to, że były to dodatkowe kalorie, których nie chciałam spożywać, a drugim to, że musiałam widywać tam Tima. Na moje nieszczęście dzisiaj zaczynał się pierwszy trening drużyny cheerleaderek, który mięliśmy połączony z footballistami. Cudnie, pomyślałam. Za półtorej tygodnia miałyśmy wyjechać na zawody międzystanowe, a ja nie miałam odwagi przebrać się w strój, który za bardzo odsłaniał moje niedoskonałe ciało. Na sam początek Maya kazała nam obiegnąć trzy razy stadion, żeby wrócić do formy. Razem z Agnes wykorzystały to, że znajdowały się blisko mnie po raz pierwszy od dawna i zaczęły mnie wołać. Ja jednak chciałam uniknąć tej rozmowy, zwłaszcza przy innych ludziach, więc pędem ruszyłam przed siebie i wyszłam na prowadzenie.

Kończyłam właśnie drugie okrążenie. Słońce świeciło dziś intensywnie, przez co było duszno. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a po chwili zobaczyłam mroczki przed moimi oczami. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Słyszałam tylko panikę wokół mnie i pojedyncze słowa rozmowy.

- O mój Boże – zawołała Maya – Co się jej stało? - wydawała się bardzo zmartwiona.

- Mel – słyszałam blisko Marvin – Hej mała wstawaj – klepał mnie po policzku, abym się ocknęła. W głosie czułam jego panikę.

- Zróbcie coś – krzyknęła Agnes, a po jej tonie głosu mogłam wywnioskować, że płacze.

- I co Hall – rzucił Tim w stronę Marvina. Jego głos był przepełniony goryczą – Trzeba było się zakładać, skoro teraz się tak martwisz? Gdyby nie to, nie leżałaby tu teraz blada jak ściana. Biedaczka się pewnie głodziła – zaśmiał się gorzko.

Never forget our sunrise [16 ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz