ROZDZIAŁ 13

2.4K 62 68
                                    

  Rano obudziłam się z katarem i kaszlem oraz potwornym bólem gardła. Sięgnęłam po szklankę, która znajdowała się na szafeczce obok mojego łóżka i gdy chciałam wziąć łyk wody okazało się, że jak na złość jest pusta. Zabrałam z krzesła puchaty kocyk i się nim owinęłam jak naleśnik, ponieważ było mi cholernie zimno. Zeszłam na dół do kuchni i niemal się wywaliłam przez ten koc, ale to nie przeszkodziło w mojej misji zdobycia wody. Podeszłam do blatu i zabrałam dzbanek z filtrem oraz nalałam do niego wody. Podczas gdy woda się filtrowała przeklinałam pod nosem Alexa, że po tylu ochrzanach dalej się nie może nauczył, że jak się wyleje wodę to trzeba uzupełnić dzbanek. Zapełniłam moją szklankę i poszłam do łazienki, która znajdowała się obok kuchni i zabrałam pastylki na gardło, coś do nosa i inne pierdoły. Zgasiłam w łazience światło i ruszyłam w stronę schodów. Jak myślałam, że schodzenie po schodach było trudne, to w tym momencie cofam te słowa. Schodziłam 2 minuty, a wchodziłam dziesięć, chyba muszę zgłosić swój rekord we wchodzeniu po schodach do księgi rekordów guinnessa. Jak w końcu udało mi się wczołgać po schodach pojawił się kolejny problem. Nie miałam tylu rąk, aby otworzyć drzwi. Położyłam wszystko na podłodze i chciałam je otworzyć, ale usłyszałam kolejny problem.

-Co ty w naleśnika się bawisz?

-Spierdalaj, przez ciebie teraz się fatalnie czuję, więc jak nie masz zamiaru pomagać, to chociaż nie przeszkadzaj i daj mi spokój! - Wykrzyczałam już z mojego cieplutkiego łóżeczka.

   Wzięłam pastylkę na gardło i wcisnęłam wodę morską do nosa. Wypiłam całą szklankę wody i wtedy się zorientowałam, że powinnam najpierw się napić, a dopiero potem wziąć tabletkę na gardło, ale chcę tylko wspomnieć, że jak człowiek jest osłabiony, to zarazem nie myśli (to nie tak, że to sobie teraz wymyśliłam). Gdy już wszystkie leki ogarnęłam położyłam się spać, bo jak to babcia mawiała "Na chorobę najlepszym lekarstwem jest sen." I to jest ten moment, w którym dostałam olśnienia. Szybko pobiegłam na dół, olewając fakt, że było mi zimno i nie zabrałam z pokoju mojego kocyka. Olewając chłopaka, który coś gadał, zaczęłam otwierać po kolei wszystkie szafki aż w końcu udało mi się znaleźć miód. Ruszyłam szybko w stronę lodówki oraz otworzyłam szufladę z owocami i warzywami, w poszukiwaniu cytryny, której oczywiście nie było.

-ALEX!!!! IDŹ DO SKLEPU I KUP MI CYTRYNĘ.

-Po co drzesz japę, skoro jestem zaledwie trzy metry od ciebie? I nie, nie będę biegał do sklepu, bo ci się cytryny zachciało.

-Nie zachciało mi się, tylko mnie gardło boli i chcę zrobić miód z cytryną.

-Co będę miał, jak ci kupię tą cytrynę?

-Czy nie możesz być chociaż jeden raz bezinteresowny i pójść do sklepu oraz kupić jedną rzecz osobie, która jest przez ciebie chora. Naprawdę to takie trudne?

-Tak.

-Dobra... W takim razie... nie będę krzyczeć iii ominie cię ochrzan.

-I tak nie będziesz krzyczeć, bo wróżka Alexina przewiduje, że w przeciągu dwóch minut stracisz głos.

-Dobra sama pójdę, ale to ty będziesz miał przejebane u starych jak się okaże, że będę miała jakieś zapalenie płuc albo anginę. I jeszcze takie pytanie, od kiedy mówisz o sobie w formie żeńskiej?

- O Jezu, już idę, coś jeszcze księżniczko? - Zapytał ironicznie, po czym przewrócił oczami.

   Szczerze już nic nie potrzebowałam, ale chciałam się trochę zemścić za to, że zamknął mnie na balkonie. Chwilę pomyślałam i pewnym głosem powiedziałam:

-Tak, kup mi jeszcze... Oreo, kinderki, lizaczki, tymbarka wiśniowego, makaroniki, maliny i mango, o i jeszcze maczka i chipsy mogą być, obojętnie jakie.

Together We Can Do Anything, Sunshine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz