Rozdział 35

3.2K 218 39
                                    

Sara

Cały dzień czekałam, by porozmawiać z Krystianem. Ledwo zniosłam zajęcia. A teraz nie mogłam przypomnieć sobie tych wszystkich ułożonych wcześniej słów, które chciałam mu powiedzieć.

O! Wiem!

-Masz kogoś do pomocy? Bo jak nie to ja mogę... No wiesz... Posprzątać, zrobić zakupy, ugotować coś, wyrzucić śmieci, cokolwiek potrzebujesz. To nie problem.

-Nie wkurwiaj mnie, Sara! – ryknął. Był sfrustrowany. Puszczałam jego bluzgi mimo uszu, ponieważ rozumiałam wszystko. Najpierw porwanie i brutalne pobicie, podobno miał całe zasinione ciało, że o złamaniach nie wspomnę. Potem zamiast współczucia, dokopano mu jeszcze. Odsunięto go od służby. Słyszałam, jak źle to zniósł. Ojciec śmiał się do matki, że policjanci mieli szczęście, że Krystian miał ograniczone ruchy. Wściekł się tak bardzo, że się go bali.

A dzisiaj? Pewnie ledwo stał na nogach. Czytałam o jego urazach. Musiał odczuwać okropny ból. Inni nie zauważyli, ale ja widziałam, że chodził jak robot. Krystian nie był w stanie się pochylać, unosić swobodnie rąk ani wykonywać szybszych ruchów. A te konsultacje to już do reszty go nadwyrężyły. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Dziewczyna, która tu wpadła mogła narobić kłopotów Krystianowi. Rektor nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, jaki dialog rozegrał profesor z młodą kobietą w obecności studentów.

-Mówże, kurwa – przeklął kolejny raz. Nie bardzo wiedziałam, co mu powiedzieć, żeby poczuł się lepiej. Uważałam, że wyrzucenie z siebie złości może zdziałać więcej niż moje słowa. Cieszyłam się, że robił to przy mnie - musiał mi ufać.

-Chodźmy stąd. Odwiozę cię do domu – zaproponowałam. Nie miałam pojęcia, jak dostał się na uczelnie, ale jeśli swoim autem to powinien je zostawić.

-Czy ty postradałaś zmysły?! – uniósł się. -Nigdzie razem nie pójdziemy! Nigdy! Masz...

-Tylko cię podwiozę – weszłam mu spokojnie w zdanie. Jednocześnie delikatnie przyłożyłam dłoń do jego ramienia i pogładziłam. -Nie pozwolę ci prowadzić. W dodatku taki kawał drogi – moja opanowana stanowczość chyba go przekonała, bo zrezygnował z dalszych wrzasków. Mimo że usta zdążył otworzyć w tym celu.

-Co ty powiedziałaś? – zmarszczył brwi. Pomyślałabym, że nie dosłyszał, ale minę miał tak nietęgą, jakbym palnęła coś złego. Ale niby co takiego? -Kawał drogi? – powtórzył moją kwestię.

Aaa, zrozumiałam.

-Noo... dobrze... Może odległość to rzeczywiście pojęcie względne... To w końcu nie trasa do Warszawy, jednak uważam, że dla kogoś, kto nie może kręcić kierownicą, siedem kilometrów to sporo.

-Robisz sobie ze mnie, jaja? Pani Saro. To, że wiesz, gdzie mieszkam jest kurewsko mocnym złamaniem pewnych zasad – zaskoczył mnie.

-Jakich konkretnie?

-Radzę ci się nie odzywać, kiedy myślę, co z tobą zrobić – ton jego głosu w żadnym wypadku nie brzmiał, jakby rozważał coś filuternego. Zaczynałam podejrzewać u Krystiana uraz głowy. Naprawdę dziwnie się zachowywał. -Do czego masz dostęp? Do całego policyjnego systemu? Znasz wszystkie zabezpieczenia ojca?

-Co? – wybałuszyłam oczy.

-Nie strugaj wariata, aniołku. Odpowiadaj na pytania, póki rozmawiasz ze mną, bo gwarantuję ci, że nie chcesz uciąć sobie pogawędki na prokuraturze – wprawił mnie w tak nieprzyjemne osłupienie, że nie byłam w stanie nawet drgnąć. -Nie masz pojęcia, jak poważnym przestępstwem jest wyciek takich informacji, co?

Teraz to już nie wiedziałam, czy nawiązał do projektu, który zaliczył mi na piątkę, czy mówił poważnie. A może ciskał się o to, że wysłałam do niego maila z fikcyjnym projektem, by ukryć w nim ostrzeżenie o przyjeździe policyjnej świty do szpitala.

Pan da 3, profesorzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz