Zabawa

40 3 5
                                    

ISABELLE

-Gwałciciel jebany.- syknął Jackson, odwracając się w moją stronę.- Idziesz ze mną.- nie protestowałam po prostu podążyłam za śladem chłopaka.

Tak płynnie się poruszał, był strasznie umięśniony.

Zrobiło mi się słabo, straciłam władze nad własnym ciałem.

Nie pamiętałam dużo szczegółów z tamtej nocy, ale wiem, że obudziłam sie u Jacksona na rękach, odwiózł mnie do domu.

Na drugi dzień obudziłam się dość późno. Dziś do szkoły nie poszłam.

Okropnie bolała mnie głowa, żadne tabletki mi nie pomagały, ale wstać musiałam. Z trudem podniosłam się z mojego łóżka i poszłam w stronę łazienki, zwróciłam cały alkohol do toalety, gdy wstałam przemyć twarz. Przeraziłam się, wyglądałam jak żywy trup. Miałam posiniaczoną szyję...

Opłukałam twarz zimną wodą, trochę mnie orzeźwiło. Gdy się trochę ogarnęłam, wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam telefon z torby i dałam pod ładowarkę, nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać. Jednak okazało się, że telefon już jest naładowany... Przecież tamtej nocy on mi się rozładował. Albo przez alkohol pomyliłam przyciski i zamiast włączyć wciskałam sciszyc... Nie wiedziałam której wersji wierzyć, ale ta druga bardziej jest prawdopodobna.

Włączyłam ten telefon i miałam masę nieodczytanych wiadomości od przyjaciół, od brata i mamy oraz parę od ojca... Po chwili zauważyłam również, że miałam jedną z prywatnego numeru...

Odczytałam od ojca.

TATA:
Gdzie do cholery jesteś?! Jak cię tylko zobaczę to kurwa nie ręczę za siebie.

TATA:
Jest środek nocy, a ciebie jeszcze nie ma. Nie wychowywałem cię tak byś nie wracała na noc bez żadnego odzywu, nie po to zainwestowałem ci w ten jebany telefon byś teraz z niego nie korzystała. Masz ostro przejebane.

Czy ja serio muszę mieć takiego ojca?
Byłam ciekawa bardziej tej wiadomości z prywatnego numeru, nie mam pojęcia od kogo to mogłoby być.

PRYWATNY NUMER:
Następnym razem pilnuj siebie gdzie chodzisz bo ratować cię następnym razem nie zamierzam. Ciesz się, że tam byłem.

No to już wszystko wiadomo. Najlepiej usnęłabym to, ale głupio by było, jednak on uratował mi życie.

ISABELLE:
Dzięki, skąd masz w ogóle mój numer?

Nie musiałam czekać długo na odpowiedzieć.

PRYWATNY NUMER:
Usnęłaś mi w aucie, głupi by nie skorzystał by nie wziąć telefonu, który praktycznie był na wierzchu, hasło masz bardzo łatwe. To nie koniec mojej zabawy kochana.

ISABELLE:
Jakiej znów zabawy?

PRYWATNY NUMER:
Do zobaczenia;)

ISABELLE:
Idiota

Wyłączyłam telefon i rzuciłam go na drugi koniec łóżka. Wkurwia mnie ten człowiek po całości. Jestem ciekawa jak sie wytłumaczę rodzicom...

-No wiecie mamo i tato, nie chciało mi się zostać na pierwszą lekcje po czym wyszłam ze szkoły, natknęłam się na najniebezpieczniejszego typa w szkole. Kłóciłam sie z nim, wkurzyłam się i poszłam gdzie kolwiek by jak najdalej od niego, następnie się zgubiłam to zobaczyłam klub, do którego weszłam najebać się. Zaczepił mnie Davis, który chciał mi zrobić krzywdę i uratował mnie Jackson. Niezła historia, nie?- powiedziałam sama do siebie krzywiąc sie, sama w to nie wierząc.

Przesiedziałam w tym pokoju do końca dnia, oglądając netflixa na lapku. Brakowało mi tych chwil spokoju... Niestety mój spokój jak zwykle został zakłócony, przez przez dźwięki powiadomień z telefonu, nie zafatygowalam się nawet podejść do niego, a oglądałam dalej. Powiadomienia po czasie ustały, jednakże nie minęło 10 minut, a rozległo się walenie o szybe z balkonu... Nie umiałam określić swojego przerażenia, zatrzymałam film, rozejrzałam się po pokoju i złapałam za jakikolwiek wazon.

Chwyciłam go dwoma rękoma i powolnym krokiem ruszyłam w strone balkonu, przeczesałam jedną ręką do tyłu włosy, które mi opadały na twarz, byłam tak przerażona, że sama słyszałam jak bije mi serce.

Delikatnie otworzyłam drzwi balkonowe gotowa do zamachu, otworzyły sie same i bardziej niż ja to planowałam, gotowa byłam już walnąć to coś tym wazonem, jednakże ktoś powstrzymał mnie przed jakimkolwiek ruchem.

-Łoho, chciałaś mnie tym zabić?- odezwał się ten znany mi sarkastyczny głos, japierdole.
-PRZESTRASZYŁEŚ MNIE!!!-Nakrzyczałam mu prosto w twarz, Jackson ubrany jak zwykle na czarno... Czarne dresy i ta jego czarna bluza z kapture. Zauważyłam też, ze na lewej dłoni nosił srebrny zegarek i na palcu czarny sygnet. No nie mogę zaprzeczyć, ale gorący jest...
-I ty chciałaś mnie zabić tym śmiesznym dzbankiem?- zaśmiał sie głośno i jak gdyby nigdy nic ominął mnie wchodząc do mojego pokoju jak do siebie.
-To wazon idioto i tak, zabicie cie tym to nawet nie najgorszy pomysł.- zaśmiałam sie lekko.- co ty tutaj robisz? I skąd wiesz gdzie mieszkam.

-Miller, przyjaźnie się z twoim bratem, bywałem tu nie raz, a przyszedłem zobaczyć co u ciebie bo nieźle zabalowałaś ostatnim czasem.
-To.. to było nie planowane, wkurwiłam się troche na te całe zajście z rana i poszłam gdzieś nie wiedząc gdzie. Z racji iż rozładował mi sie telefon, to zobaczyłam klub i postanowiłam tam wejść bo i tak nic innego mi nie pozostało, i potem Davis zaczął się do mnie dobierać i potem wiesz już wszystko.- japierdole czy ja właśnie mu sie zwierzam z tego co się wydarzyło, tak na prawde przez niego? Jestem jednak zjebana...

-Mhm, a twoi rodzice co na to?
-Właśnie tego sie obawiam.
-Idz do nich i im powiedz jak było, im dłużej wzlekasz tym gorzej dla ciebie. Serio, dobrze ci radzę.

Może on miał rację, ale kurwa boję sie ojca w chuj, a on jest w domu... Japierdole, zachciało mi sie chodzić. Tak przez chwile myślałam i stałam w miejscu patrząc się w jeden punkt...
-Hej, wszystko dobrze? Miller, będę ciągle w pokoju. Idź, a jak coś będzie nie tak to przyjdź do mnie, jasne?
-No okej.- nie wiem czemu, ale czułam się z nim bezpieczna.. posłuchałam go i tak zrobiłam.

Łamiąc ZasadyWhere stories live. Discover now