―miesiąc i trzy tygodnie wcześniej―
Pociągnęła ku sobie krawat zawiązany na szyi Blaise'a, gdy chłopak po raz kolejny wpił się w jej opuchnięte usta. Po chwili jednak otworzyła oczy i z prowokacyjnym uśmieszkiem odsunęła od niego twarz. W jego spojrzeniu dostrzegła rozdrażnienie. Wiedział, jak lubiła się z nim drażnić. W ramach zemsty wszedł w nią mocniej, wyduszając z jej gardła głuchy jęk. Uda drżały jej z napięcia. Starając się zapanować nad własną reakcję, zacisnęła mocniej dłoń na jego karku. Nie mogła pozwolić sobie na nic więcej, z uwagi na to, że ktoś mógłby właśnie przechodzić za drzwiami do łazienki.
Gdy chłopak przywarł ustami do jej szyi, mimowolnie zerknęła w stronę wejścia. Klucz był co prawda przekręcony, ale jeśli któryś z gości chciał skorzystać z męskiej toalety i tak za moment zobaczy ich, wychodzących ze środka. Odkąd współpraca ich ojców legła w gruzach, stali się tematem numer jeden w całej branży. Robili jednak wszystko, by nie zmieniło to ich dotychczasowej relacji. Dlatego gdy tylko zaczęły nudzić ją rozmowy z przedsiębiorcami na bankiecie urządzanym przez Roberta Camerona, z okazji otwarcia nowej filii, wyszła do łazienki, rzucając Blaise'owi wymowne spojrzenie. Nie musiała długo czekać, by podążył jej śladem.
Teraz opierając się pośladkami o zimny zlew, starała się skupić na uczuciu jakie wywoływał jego dotyk. Przez jeszcze kilka chwil gorączkowo starała się nie myśleć o tym, że zaraz wróci do tych przeładowanych fałszem ważniaków pod krawatami, którzy będą próbowali ją oceniać. Zawsze gdy stała obok Balise'a obdarzali ją uśmiechem, a kiedy tylko się odwróci zaczynali plotkować o upadającej firmie. Każdy w branży miał świadomość, że Garcia Industries, mimo lat wspaniałej pracy, lada moment wypadnie z obiegu. Tylko jej ojciec ciągle wciskał kit, mówiąc że wszystko ma pod kontrolą. Musiała jakoś rozładować siedzącą pod skórą złość.
Objęła nogami biodra Balise'a, czekając aż przez jej ciało przetoczy się upragniony orgazm. Z każdym pchnięciem coraz mniej kontrolowała oddech. Kochała towarzyszącą im żarliwość, która nie wypaliła się mimo upływu lat. Pierwszy raz pieprzyła się z Blaise'm zaraz po piętnastych urodzinach, kiedy w końcu odwzajemnił uczucia Arabeli. Zazdrościły jej wszystkie dziewczyny w szkole. W końcu popularny, przystojny i bogaty gość z ostatniej klasy stracił dla niej głowę. Ani trochę nie dziwiła się nienawistnym spojrzeniom lasek z jego roku. Momentami sprawiały wręcz, że odczuwała dumę.
W końcu zadarła głowę do góry i spojrzała w sufit, gdy jej wnętrze zaczęło pulsować. Blaise przycisnął ją do siebie mocniej, a gdy również doszedł, oparł głowę o jej drżącą pierś. Oboje przytuleni do swoich ciał, starali się wyrównać oddechy, zanim zaczną doprowadzać się do porządku.
― Powinniśmy wsiąść w samochód i jechać do domu, zamiast siedzieć tu z tymi dupkami ― rzucił w końcu Balise, wysuwając się z niej.
Kiedy on zaczął zdejmować prezerwatywę, Arabela zeskoczyła z umywalki, obciągając w dół sukienkę i patrząc w lustro. Nogi wciąż odrobinę drżały jej od wysiłku, jaki chwilę temu przeszło jej ciało. Czerwoną szminkę miała rozmazaną, a włosy zmierzwione. Na jej szyi połyskiwał zaręczynowy łańcuszek z serduszkiem. Nie było szans, aby nikt nie domyślił się, co robiła.
― Powinniśmy, ale tego nie zrobimy, bo ojciec cię wydziedziczy ― odparła, poprawiając dekolt satynowej sukienki. ― Prezes musi być obecny na takim wydarzeniu.
Zerknęła na niego, gdy zapinał pasek od spodni. Wyglądał niemożliwie atrakcyjnie w czarnym garniturze.
― Prezes wolałby w tym czasie dalej posuwać dyrektorkę konkurencji ― mruknął tonem, który sprawił, że miała ochotę w tej chwili popchnąć go na ścianę i ponownie zedrzeć z niego spodnie. Wiedziała jednak, że jeśli za moment się nie pojawią, Balise spóźni się na własne przemówienie.
CZYTASZ
BÓG ZŁODZIEI [18 ] || POR LA TRAMA #1
RomanceKiedy lądujesz gdzieś po środku hiszpańskiego miasteczka, bez grosza przy duszy, z dziwnym przedmiotem owiniętym w zakrawiony materiał, uratować może cię tylko cud. Cud o łobuzerskim uśmiechu oraz zwinnych palcach, który zapłaci za twoją taksówkę pi...