PROLOG

543 32 13
                                    

Jaki ludzie robią największy błąd, gdy są w kryzysie?

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać nie chodzi tu o nieumiejętne planowanie. Radzenie sobie z kryzysem nie polega przecież wcale na planowaniu, a na akcji i szybkich decyzjach, które podejmujemy w określonych momentach pod wpływem chwili, a nie wcześniejszych długich kalkulacji. Nie chodzi też o błędy w komunikacji. Ani nawet o mówienie prawdy — bo choć kłamstwo jest niemalże zakorzenione w DNA człowieka, to tak naprawdę prawda jest najpotężniejszą bronią i siłą, nie słabością. Co więc jest największym błędem ludzi, którzy znajdują się w kryzysie?

Odpowiedź jest równie prosta, co przerażająca: ten błąd to niezdawanie sobie sprawy, że są w takiej sytuacji.

Tak było ze mną, kiedy z uśmiechem na usta wchodziłam do domu najlepszej przyjaciółki mojej babci, pani Gaviry, która organizowała dziś swoje przyjęcie urodzinowe. Co ja tu robiłam? Nie byłam może fanką babciowych schadzek, ale umiałam docenić dobre jedzenie i bałam się sprzeciwić babci, która po prostu oznajmiła mi, że muszę iść albo następnym razem ugotuje świąteczny obiad jak spotkamy się w piekle.

No, krótko mówiąc nie miałam żadnego wyboru.

Przynajmniej mogłam ubrać przeuroczą różową sukienkę, w której wyglądałam jak ,uwaga cytuję panią Gavirę: „różyczka słodzinka". Nie wiem, czy zakładając ją myślałam, że zostanę maskotką imprezy, ale sytuacja była jaka była. Sukienka miała lekko bufiaste tiulowe rękawy, kwadratowy dekolt i poza tym była całkiem prosta i sięgała mi nieco przed kolano — była zwyczajna jak nie wiem. Ale najwidoczniej młoda dziewczyna w sukience to wszystko, żeby gang babć (oprócz mojej babci, pani Gaviry byly jeszcze dwie sąsiadki, pani Alinka i pani Sofia) zachwycał się jak szalony.

— To powiedz mi skarbie, masz ty już jakiegoś kawalera? — zagadnęła pani Sofia, uśmiechając się czarująco. W odpowiedzi zachłysnęłam się herbatą. Kawaler, no też sobie wymyśliły!

Bo widzicie...miłość jest skomplikowana, jeśli marzysz o księciu z bajki.

Nie w sensie dosłownym. Oczywiście, że nikt łącznie ze mnie się nie spodziewał, że pod moimi drzwiami zjawi się ktokolwiek z jakiejkolwiek rodziny królewskiej i powie, że chce się hajtnąć. Ale, jeśli coś mi się w życiu marzyło, to cudowny chłopak, który kochałby mnie całym serduchem niczym bohaterowie książek wybranki swojego serca. Bonusowe punkty, jeśli wydzierałby się ze mną do piosenek Taylor Swift. Wiele razy wyobrażałam sobie siebie w ramionach idealnego chłopaka: troskliwego, zabawnego, czarującego, przystojnego... i przede wszystkim takiego, który nie widziałby poza mną świata, a ja nie widziałabym świata poza nim.

Osoba, którą wyobrażałam sobie jako swój ideał zmieniała się raz na jakiś czas wraz z moimi przelotnymi zauroczeniami, bo ciężko nazwać to miłością.

Najpierw był Daniel, chłopak, który pożyczył mi długopis na sprawdzianie z matmy w piątej klasie, kiedy mój się wypisał. Żałowałam tylko, że razem z nim nie przekazał mi swojej wiedzy, bo wtedy zdobyłam swoją jedyną tróję w podstawówce. Był pierwszym chłopakiem, który zawrócił mi w głowie — co było nieco dziwne jak się nad tym zastanowić: nie rozmawialiśmy później już nigdy, a ja nawet nie jestem pewna, czy oddałam mu ten głupi długopis.

Drugi z kolei był syn znajomych mojego taty, którego poznałam na wspólnym wyjeździe naszych rodzin na narty. Nazywał się Eric i miał przeurocze czarne loki. Szybko jednak przestałam go lubić, gdy specjalnie wjechał we mnie na trasie przez co złamałam rękę. To nie był najlepszy wyjazd na narty w historii mojego życia, a ja do dziś jestem zła, że nikt nie wierzył mi, że ten gnojek wszystko zrobił umyślnie.

TO ALL THE BOYS I'VE LOVED BEFORE | PABLO GAVIRAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz