29. Szósty zmysł

Zacznij od początku
                                    

Była tam już moja mama, która w o dziwo dobrym nastroju siedziała przy stole popijając kawę i robiąc coś na telefonie.

- O, już wstałaś - uniosła na mnie wzrok, kiedy zeszłam ze schodów.

- Gdzie tata? - spytałam odwracając jej uwagę od siebie na tyle, by nie zwracała uwagi na to, co będę jeść, ani czy w ogóle będę to robić.

- Pojechał z rana z Soph do lekarza na kontrolę - dlaczego zawsze, kiedy mówiła o n i e j, była tak bardzo zadowolona?

- Z rana? - zmarszczyłam brwi patrząc na zegar wiszący nad stołem.

11:43. Ani budząc się, ani pisząc do Hendersona, zupełnie nie zwróciłam uwagi na godzinę, ale byłam święcie przekonana, że jest maksymalnie dziesiąta.

- Już prawie dwunasta, Via - oznajmiła zaskakująco łagodnie mama.

W ogóle od wypadku Soph i od tego wszystkiego, co się później stało, miałam wrażenie, że chociaż stara się być lepsza. Łagodniejsza w stosunku do mnie. I bardziej pobłażliwa. Nie wiem, ile tak wytrzyma, ale chciałam to jak najbardziej wykorzystać i cieszyć się chwilą.

- Sophie musi jeździć tam teraz co drugi dzień - dodała, jakbym o to dopytywała.

Pokiwałam lekko głową nie chcąc wrzucać żadnego uszczypliwego komentarza. Odkąd wszyscy byli na tyle często w domu, to naprawdę często musiałam to robić, bo inaczej znów wszyscy chodziliby obrażeni. Pocieszało mnie jedynie to, że chociaż wczoraj wiedziałam, że Soph też powstrzymuje się przed powiedzeniem paru rzeczy. I znając życie, tata też.

Jedynie mama była osobą, która się nie hamowała i zawsze mówiła wszystko prosto w twarz, chociaż jak narazie i tak było spokojnie.

Opowiadała coś jeszcze o tym, jak świetnie idzie leczenie Soph i w ogóle, ale już mniej więcej na początku jej monologu się wyłączyłam i przestałam zakodowywać cokolwiek z tego, co mówiła.

Całą uwagę skupiałam na tym, aby wpychać w siebie kolejne łyżki płatków z mlekiem, które sobie nasypałam. No i przede wszystkim, żeby tego nie zwymiotować. Trochę się udawało, bo jedzenie powoli znikało z miski. Z naciskiem na powoli.

- Wybierasz się gdzieś dzisiaj, czy zostajesz w domu? - z zamyśleń wyrwało mnie pytanie mamy, które skierowała bezpośrednio do mnie, zamiast swoich opowieści o niczym.

- Nie - od razu zaprzeczyłam. - Zostanę.

Ze zrozumieniem pokiwała głową, jakby była bardo zadowolona z tej odpowiedzi. Nie mówiła nic więcej, tylko po dłuższej chwili wstała odnosząc filiżankę po kawie do kuchni. Mruknęła coś tylko o tym, że ma dużo pracy, ale nie wiem, czy było to do mnie, czy bardziej do siebie.

Poszła na górę do swojego pokoju, a ja zostałam zupełnie sama. Z prawie pełną miską płatków. Wtedy stwierdziłam, że to nie ma sensu, bo w tym tempie będę to jeść do kolacji. Tymbardziej, że nikt nie siedział obok i nie mógł zapytać, czemu nie zjadłam. Odniosłam miskę wylewając z niej wszystko, co zostało i wróciłam do salonu.

Nie miałam siły, chęci, ani jakiejkolwiek motywacji, żeby się ogarnąć, więc po prostu rozwaliłam się na kanapie. I włączyłam My Little Pony, bo przecież nie ma na świecie nic lepszego od tęczowych kucyków. Czułam, że to jedyne, co mogłam włączyć, żeby nie dobijało mnie jeszcze bardziej.

Spędziłam tak naprawdę sporo czasu, nawet nie zmieniając swojej pozycji. Cały czas leżałam z głową ułożoną na rękach, bezmyślnie wgapiając się w ekran. Co jakiś czas odcinki same się przewijały na następne, więc nie musiałam używać ani jednego mięśnia do podnoszenia się, czy robienia czegokolwiek innego.

See you againOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz