XXXII - BROTHERHOOD OF THE DAMNED

561 37 2
                                    

--

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

--

Ponieważ Elijah był teraz bardziej chętny zaakceptować pomoc Cami w tym, co się z nim działo, blondynka chciała jak najszybciej to zacząć. Audrey planowała zostawić ich samych w pracy, ale Elijah nalegał, by została z nim podczas sesji, a ona chciała go wspierać, jakkolwiek on by tego chciał. Więc tego ranka cała trójka siedziała w salonie, a Hope rozkojarzona bawiła się zabawkami w swoim łóżeczku.

— Naszym głównym celem jest konfrontacja z twoją podświadomością. — Cami wyjaśniła
Elijahowi. — Elementem mojej pracy magisterskiej jest stłumienie przeszłej traumy i to, jak może się ona przejawiać w jałowym i często brutalnym zachowaniu.

Na ustach Elijaha pojawił się uśmiech.
— Wiesz, wydaje mi się, że to było w 1897 kiedy mój drogi przyjaciel – nazwijmy go ojcem chrzestnym współczesnej psychoanalizy – wspomniał coś podobnego przy herbacie w wiedeńskiej kawiarni.

Audrey uszczypnęła się w nasadę nosa, przygryzając wargę, by powstrzymać się od uśmiechu z rozbawienia. — Naprawdę? — Zapytała, rzucając mu spojrzenie, które sprawiło, że jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

O'Connell zaśmiała się, unosząc brew. — Czy w tej chwili rzucisz imię Freud? — Na co on po prostu wzruszył ramionami, więc pochyliła się do przodu i kiwnęła głową. — Okej, jest coś, o czym wiem, czego nawet Freud nie wiedział.

Elijah spojrzał na nią zaintrygowany. — Och, powiedz.

— Wiem jakie to uczucie, gdy ktoś
usuwa twój najgłębszy, najbrzydszy ból bez twojej zgody. — Zaczęła, jego uśmiech natychmiast zniknął, gdy zdał sobie sprawę z tego, co robiła. Wyciągając rękę, Audrey splotła swoje palce z jego palcami, pocierając kciukiem i zataczając kółka na czubku jego dłoni, uspokajająco. — To
zarówno błogosławiona ulga, jak i kompletne pogwałcenie. Brzmi znajomo? — Elijah spojrzał na nią z odrętwiałym wyrazem twarzy,
jego milczenie dało jej odpowiedź.
— Dobrze. Zacznijmy od tego, co
nazywałeś czerwonymi drzwiami.

— To wyobrażenie z mojej przeszłości. Moja młodość. — Elijah zaczął cicho. — To były drzwi do rzeźni. Czasami
wydaje mi się to w, uh... — Gestem
próbował znaleźć odpowiednie słowo.
— w przebłyskach. Wspomnienie, ale to także metafora. To miejsce, w którym niewypowiedziane czyny mieszkają w ciemnościach.

Cami skinęła głową. — I czy było ich
wielu?

Wyglądając na zaniepokojonego, Elijah delikatnie puścił rękę Audrey, gdy wstał, zaczynając chodzić wzdłuż frontu pokoju. — Och, Camille, ty
wiesz, że przemoc nie jest mi obca.
Zazwyczaj jednak posiadam
pewną... kontrolę. — Wyjaśnił,
przesuwając palcami po gzymsie
kominka i westchnął. — Jednak
od czasu do czasu mogę zostać pochłonięty chaosem. I uwolniony od tej kontroli... to jest miejsce, gdzie czyny są ukryte. Za tymi drzwiami.

𝐀𝐛𝐬𝐨𝐥𝐮𝐭𝐢𝐨𝐧 [𝘦𝘭𝘪𝘫𝘢𝘩 𝘮𝘪𝘬𝘢𝘦𝘭𝘴𝘰𝘯] [𝟮] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz