– Oficjalnie ogłaszam, że to nie ma sensu! – jęknęła Mon, przyklejając czoło do kierownicy – To już czwarte mieszkanie, a w każdym poprzednim coś ci nie pasowało!
– Wypraszam sobie, bo drugie mi się podobało – wyrzuciłam w górę ręce, prawie uderzając w dach Muchomorka – Za to tobie nie pasowała panująca w nim energia!
– Bo coś tam było, mówię ci! Jakieś takie złe wibracje...
– Sracje, nie wibracje – przewróciłam oczami.
– Nie słyszałaś, co mówiła właścicielka?
– Że małżeństwo się rozwiodło, dlatego wynajmują mieszkanie?
– Mąż wynajmuje! – obruszyła się, wskazując na mnie palcem – Słowa o żonie nie powiedziała!
– To jeszcze nie znaczy, że ją zabił, a ciało schował w ścianach.
– Prędzej pod podłogą – oznajmiła z zaciśniętymi szczękami – Wibracje roznosiły ku górze.
– No to jak podłoga to przecież żaden problem. Duchy podłogowe są nieszkodliwe, a teraz skręć w prawo – poinstruowałam zgodnie z nawigacją w stronę kolejnego adresu, który mamy tego dnia sprawdzić.
Muchomorek zatrzymał się przed ciągiem niskich, nowoczesnych budynków łączących kolory bieli, czerni i szarości. Ten o numerze 215 ma dwa piętra i płaski dach otoczony szklaną balustradą. Połowę parteru zajmuje garaż, więc wejście jest z boku.
Zostawiłyśmy czerwonego garbuska i weszłyśmy przez ogrodzenie na niewielki trawnik.
– Niby nowe, a ma w sobie coś ze starej kamienicy – stwierdziła Mon, zadzierając głowę, a ja pomyślałam dokładnie to samo, bo budynek ma zdobne kolumny i duże, półkoliste okna.
Po chwili otworzyła nam pani w dopasowanym garniturze i gestem zaprosiła do środka. Zdziwiłam się, gdy okazało się, że na parterze jest hol z wejściem do garażu i piwnicy.
– A te trzecie drzwi? – spytałam.
Kobieta otworzyła duże pomieszczenie, w którym oprócz okien i szarej podłogi nie ma niczego.
– Może pełnić funkcję biura – wyjaśniła agentka nieruchomości – Jest tu chłodniej niż na piętrze, ale ma doskonałą akustykę i oświetlenie. Do tego ściany są dźwiękoszczelne, bo poprzedni właściciel organizował tutaj próby swojego amatorskiego zespołu.
Rozejrzałam się po pustej przestrzeni, ale to miejsce nie za bardzo mnie interesuje. Co niby miałabym tu trzymać? Nie mam nawet aż tylu rzeczy, aby zapełnić garaż i piwnicę, a co dopiero jeszcze to. Mon zaś radośnie lata od ściany do ściany, krzycząc i sprawdzając, jak poniesie się echo. Raczej nie wyczuwa tutaj żadnych dziwnych fal, a to już coś.
– Mieszkanie jest na górze – poinformowała kobieta z niewzruszoną miną.
Potencjalnym najemcą mieszkania, a w sumie całego budynku, a więc tym, kto wyłoży również prowizję dla biura nieruchomości, jestem ja, więc Monroe mogłaby się zesrać na środku, a kobieta pewnie udawałaby, że tego nie widzi.
Wróciłyśmy do holu, gdzie znajdują się zakręcane, metalowe schody prowadzące do mieszkania. Podobają mi się ich poręcze ozdobione wieńcem laurowym, ale dopiero to, co znajduje się na piętrze zaparło mi dech w piersiach. Biały salon z czterema łukowatymi oknami – każde z obsypanym poduszkami siedziskiem zamiast parapetu – zaś na suficie, równolegle do siebie, są ułożone belki surowego drewna.
Lewa części jest wypoczynkowa, zaś prawa kuchenna. Gdy zaznaczałam w biurze nieruchomości, że oczekuję czegoś częściowo umeblowanego, nie sądziłam że w mieszkaniu będzie olbrzymia kanapa, dwa uszate fotele i długi stolik, a telewizor na ścianie będzie wielkością wygrywał ze szkolną tablicą.
CZYTASZ
Buty do spierdalania
HumorNikt nie mówił, że dorosłość będzie prosta, ale rzeczywistość potrafi uderzyć w twarz bardziej niż ktokolwiek się spodziewał. Szczególnie, jeśli jesteś niezdarną panikarą z nosem w książkach. Emily miała ułożone życie: opiekuńczego chłopaka, wynaję...