— Nie wierzę, że to zrobiłaś, Taylor Gino! Ty i kradzież? Miałem cię za wzór do naśladowania, a okazuje się, że otoczka, którą wokół siebie tworzysz to zwykły pic na wodę i fotomontaż. Frank byłby tobą cholernie zawiedziony. A twoja babcia? Nawet nie chcę myśleć...
Przystanęłam na środku chodnika i próbowałam skrzyżować ręce na piersiach, jednak nie było to takie łatwe z powodu butelki, trzymanej przeze mnie w lewej dłoni. W prawej zaś tkwił na wpół spalony papieros, a ulatujący z niego dym był widoczny jedynie wtedy, kiedy przechodziliśmy z Nicolą pod jakąś latarnią.
— Po pierwsze, nie nazywaj mnie Taylor Giną, nienawidzę tego — odparłam z irytacją, patrząc na Zalewskiego, który zaciągał się swoim szlugiem. — A po drugie, pędziłam z dziadkiem to wino w garażu jeszcze w sierpniu, dlatego uważam je za swoją własność. To, że leżało między samogonami mojego taty to inna sprawa. Z resztą, jak ci się nie podoba, to nie musisz pić. Więcej dla mnie — ruszyłam dalej, a Nicola po chwili zrównał ze mną krok.
Stadion, na który zmierzaliśmy mieścił się dwadzieścia minut spacerem od mojego osiedla. Jako nastolatka niemal codziennie spędzałam tam czas ze znajomymi. Na początku liceum, kiedy jeszcze nikt z nas nie mógł legalnie kupić alkoholu, to tam wspólnie doiliśmy ukradzioną rodzicom wódkę, a wieczorami, siedząc na trybunach paliliśmy papierosy i obserwowaliśmy niebo. Naszymi największymi problemami była nauka, kłótnie z rodzicami i brak pieniędzy na najnowszy telefon. Wszystko było dziecinnie proste i nie mogłam sobie wybaczyć, że wtedy tak bardzo chciałam dorosnąć. Teraz oddałabym wiele, by cofnąć czas.
— O czym myślisz? — spytał nagle Nicola, dlatego przeniosłam na niego wzrok. — Normalnie, to gęba ci się nie zamyka, a przez ostatnie kilka minut nie odezwałaś się ani słowem.
— Nadal nie wierzę, że tu jesteś — szturchnęłam go w ramię, na co parsknął cicho. — Spodziewałam się, że wygłosisz jakieś kazanie na temat mieszania alkoholu z ziołem, a nie, że naprawdę przylecisz do Phoenix — przełknęłam ślinę, razem ze swoją cholerną dumą. — Dziękuję, Nico. Jeszcze nikt nie poświęcił się dla aż tak. To... bardzo miłe uczucie — uniosłam kąciki ust w szczerym uśmiechu. — Jesteś niesamowity.
Teatralnie złapał się za serce, a drugą rękę położył na moim ramieniu. W jego oczach tańczyły wesołe ogniki, których w ostatnim czasie nie widziałam zbyt często.
— Wiem, mi amor.
Nicola Zalewski, ubrany w zwykły czarny dres i buty kosztujące ponad tysiąc funtów kompletnie nie pasował do cichej, słabo oświetlonej ulicy Phoenix. Nie pasował tu jego cięty język, szeroki uśmiech, głębokie dołeczki w policzkach, ani nawet wielkie, brązowe oczy. To zwyczajnie nie było jego miejsce.
Natomiast ja nie pasowałam do Londynu, ani żadnego innego miasta w całej Anglii. Nieważne, jak bardzo starałam poczuć się w tym kraju, jak w domu, miałam ciągłe wrażenie, że odstaję od reszty. Nie potrafiłam wytłumaczyć nawet racjonalnie samej sobie, dlaczego tak jest. W mojej głowie panowała ciągła walka serca i rozsądku, a to wykańczało mnie psychicznie. Phoenix było tylko chwilową odskocznią od pracy, Louisa i mojego drugiego życia. Tego, w którym udawałam pewną siebie, dobrze wykształconą, dorosłą i niezależną od nikogo Taylor, w rzeczywistości, czującą się zagubiona, jak pieprzone dziecko w pieprzonej mgle, od kilku miesięcy nieustannie robiącą dobrą minę do złej gry. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale byłam z tym wszystkim całkiem sama. To napawało mnie coraz większym niepokojem.
CZYTASZ
cup of sugar • nicola zalewski
Fanfiction❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.