Rozdział 3

4.4K 212 3
                                    

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.

Antoine de Saint-Exupéry


Conor

Wszedłem do firmy ojca jak co tydzień rozmyślając o wczorajszym dniu. Wymigałem się od kawy z grupą a wróciłem do siebie i zaprosiłem Samanthę na noc. Kiedy tylko przekroczyła próg mojego pokoju od razu się za nią zabrałem. Nie pieprzyłem nikogo od dwóch tygodni i mój przyjaciel domagał się uwagi. Spędziła u mnie całą noc a rano nie chciała wyjść i wyobrażała sobie nie wiadomo co więc musiałem jej powiedzieć co o tym myślę. Na koniec dostałem w twarzy, ale warto było. Miałem spokój a kolejny podbój tylko czekał.

- Coś ty taki uśmiechnięty? – ojciec klepnął mnie po plecach i dołączył do mnie przy windzie.

- Miałem udaną noc. – powiedziałem z głupim uśmiechem, bo nauczyłem się, żeby niczego przed nim nie ukrywać. Nasza relacja była niezwykle luzacka i kiedy potrzebowałem rady zawsze mogłem na niego liczyć. William Daniels była dla mnie wzorem do naśladowania a moja mama Leila niesamowicie czułą i kochaną kobietą.

- W kogo ty się wdałeś smarkaczu. – pokręcił głową zrezygnowany i poprawił krawat, który był ciasno zawiązany na jego szyi.

- W ciebie. – parsknąłem śmiechem, kiedy spojrzał na mnie jak na wariata.

Tata i ja od zawsze się rozumieliśmy. Może to dlatego że urodziłem się, kiedy miał osiemnaście lat a mama siedemnaście. Byli młodzi, ale dali radę nawet wtedy, kiedy ich rodzice namawiali ich na to, żeby mnie oddali. Oni po prostu spakowali się i opuścili własne domy tego samego dnia i nie oglądali się na siebie, dlatego tak bardzo byłem z nimi zżyty. Mieć takich rodziców to niezwykłe wyróżnienie i każdego dnia pokazywałem im jak bardzo ich kocham.

Miesiąc później byli już po ślubie i pomimo tego, że wynajmowali jednopokojowe mieszkanie ani razu nie narzekali. Mama dorabiała sprzątając u bogatych ludzi, dopóki była w stanie a ciąża tak bardzo jej nie wykańczała a tata pracował na budowie przez całe dnie. To wiązało się z tym, że każde z nich rzuciło szkołę.

Po czterech latach postanowili rzucić się na głęboką wodę i kupili upadające przedsiębiorstwo za bezcen. W ciągu trzech miesięcy postawili je na nogi i sprzedali za trzykrotnie więcej niż zapłacili. Potem jakoś tak samo poszło i kupowali coraz więcej i więcej aż musieli zatrudnić więcej ludzi. Teraz mogli odpocząć i cieszyć się życiem a ja zajmę się wszystkim.

Ktoś mógłby powiedzieć, że byłem głupcem, aby w wieku dwudziestu lat mając bogatych rodziców zamiast zabawy wybrać pracę, ale to było dzieło ich życia i nie mogłem pozwolić, aby zostało to zniszczone. Robiłem to, bo uwielbiałem patrzeć z jakim zapałem oddawali się swojej pasji a nie dlatego że musiałem.

- Jak w szkole? – wsiedliśmy do windy i tata od razu zaczął ten sam temat co zawsze.

- Dobrze. – odpowiedziałem, bo w sumie nic się nie zmieniło. - Został mi już ostatni semestr i mogę w końcu was odciążyć. – spojrzałem na niego, kiedy i on popatrywał w moim kierunku zamyślony.

- Synu, jeśli tego nie chcesz a wolisz grać zrozumiem. Chcę żebyś w życiu robił to co cię uszczęśliwia a nie to co my chcemy żebyś robił. – ten kto mówił, że nie ma idealnych rodziców, moi byli przykładem, że jednak są wyjątki. Do niczego mnie nie zmuszali, zawsze byli po mojej stronie i wspierali mnie jak najmocniej.

- Ale chcę tato. – sprostowałem. – Lubię tu pracować, bo widzę, że mogę wiele zmienić i podoba mi się to. Kariera sportowca nie jest dla mnie.

Będę twoim zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz