Rozdział jedenasty

26.5K 886 75
                                    

Zamknęła drzwi za lekarzem i wolnym krokiem wróciła do pokoju Alessandro. Przez ostatnie dwa dni bała się zostawić mężczyznę samego na choćby pół godziny. Mimo że jego stan był stabilny, to wolała go nie spuszczać z oka. Przysiadła na skraju łóżka i od razu sięgnęła po jego dłoń, która z każdą upływającą chwilą wydawała jej się mniej lodowata.

Siedziała wyprostowana, ze wzrokiem wbitym w nieruchomą twarz mężczyzny. Czuła jak zmęczenie ogarnia jej ciało. Ziewnęła. Powieki zaczęły jej ciążyć i nim się zorientowała, co robi, wspięła się na wolne miejsce obok Alessandro i nie puszczając jego dłoni, zasnęła.

Obudziły ją promienie zachodzącego słońca, wpadające przez okno do pokoju. Przez moment nie wiedziała, gdzie się znajduje. Dopiero otaczający ją znajomy zapach piżma, sprawił, że przypomniała sobie, że zasnęła w łóżku Alessandro. Jej dłoń nadal mocno ściskała jego, jakby bojąc się, że coś mu się stanie, jeżeli puści ją choćby na chwilę. Przymknęła powieki i mocniej wtuliła głowę w miękką poduszkę, ciesząc się z otaczającego ją zapachu i bliskości mężczyzny.

Wiedziała, że to, co robi, jest niedopuszczalne, lecz nie mogła się powstrzymać. Coraz bardziej ją do niego ciągnęło, a oglądanie go w takim stanie, sprawiało jej, wręcz fizyczny ból. W jej głowie panował mętlik. Jedyne czego była pewna to to, że wkopała się w jeszcze większe szambo niż dotychczas. Obiecywała sobie, że zachowa dystans do mężczyzny, jak tylko dojdzie on do siebie. Miała nadzieję, że to rzeczywiście tylko chwilowe zauroczenie, które minie za jakiś czas, pozwalając wrócić jej do i tak już skomplikowanego życia.

Wzięła ostatni głęboki wdech, po czym podniosła się, opierając na łokciu. Spojrzała na Alessandro i zamarła widząc jego zielone tęczówki wpatrujące się w nią uważnie. Oblał ją zimny pot, a serce zaczęło bić tak szybko, że aż dudniło jej w uszach. Gorączkowo starała się znaleźć powód, dla którego znajdowała się w jego łóżku. Nie miała pojęcia od kiedy nie spał. Mógł dopiero co się obudzić. Stwierdziła, że będzie grać głupią.

Chociaż nie musiała grać. Jej głupoty wystarczyłoby dla kilku osób.

– Kot wbiegł do pana łóżka i chciałam go złapać – skłamała, sama nie mogąc uwierzyć, na jak marne wpadła wytłumaczenie.

Alessandro milczał. Postanowiła, że dalej będzie brnąć w swoje kłamstwo.

– Cezar zaczął lizać pana po twarzy, więc go strąciłam. Zrobiłam to tak niefortunnie, że gdy kot wybiegł z pokoju, to... – urwała, nie wiedząc, jak to zakończyć – zemdlałam! – prawie krzyknęła, dumna z siebie. – Dokładnie, zemdlałam.

Oczywiście z jego maski obojętności nie potrafiła nic wyczytać. Jedynie jego oczy, wpatrywały się w nią z czymś, co przypominało rozbawienie. Zaczęła się wiercić pod jego nieustępliwym spojrzeniem. Pragnęła, aby wreszcie się odezwał, zrobił cokolwiek. Mógł ją nawet wyśmiać, byleby nie patrzył na nią w taki sposób.

Nie mogąc znieść jego milczenia, stwierdziła, że musi dodać coś więcej, aby uwiarygodnić swoją wersję.

– Poza tym, że zemdlałam, to lekarz kazał mi się panem opiekować – powiedziała szybko, jakby prędkość wypowiadanych słów mogła zadecydować o ich prawdziwości.

Alessandro leżał nieruchomo, mrugając tak rzadko, że zastanawiała się, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku.

– Zemdlałam i opiekowałam się – powtórzyła.

Nie kłam mnie. Mogę zrozumieć głupią decyzję, ale nie będę szanował kłamstwa.

Głos ojca rozbrzmiał w jej głowie. Zawsze wiedział, kiedy nie mówiła mu prawdy, a ona zastanawiała się, jak to robił. Teraz, widząc na jak nędznym poziomie były jej wymówki, nie sądziła, aby radziła sobie lepiej jako dziecko.

Skrywane nadzieje - PREMIERA 12.02.25Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz