Rozdział dwudziesty trzeci

14.2K 410 24
                                    

Udaliśmy się z rana wspólnie do uroczej piekarnii na rogu, gdzie zamierzaliśmy zjeść śniadanie. W środku roiło się od kolorowych, pachnących kwiatów, a ściany lokalu były cukierkowo różowe, podobnie jak krzesła oraz stoliki. Eltonowi być może ten wystrój nie przypadł do gustu, ale nie odezwał się ani słowem, nie komentując mojego wyboru miejsca.

— Pięknie tu — przyznałam z zachwytem, rozglądając się dookoła. Byłam tu wcześniej tylko raz, gdy wystrój był zupełnie inny, bardziej w staroświeckim stylu. Ta zmiana musiała wyjść im na lepsze, bo kręciło się w środku całkiem sporo ludzi.

— Jest różowo, więc musisz być zakochana — skomentował z uniesionym kącikiem ust, na co skinęłam, zgadzając się z nim.

— Oczywiście, że tak. Ty byś się cieszył, jakby ściany były czarne, a rolety zasłonięte, prawda?

— Być może, wolę bardziej prosty i mroczny klimat niż kwiatki z różem. Ale skoro ci się tu podoba, to zgaduję, że to nie ostatni raz, gdy się tu zjawiłem.

— Prawidłowa odpowiedź — oznajmiłam z lekkim uśmiechem i podeszłam do lady, by zamówić dla mnie rogala na słodko, a dla mężczyzny na słono. Wzięłam nam jeszcze po kawie i po kilku minutach wróciłam do stolika, podając mu jego porcję.

Ten poranek był inny, a mimo to czuliśmy się swobodnie, jakbyśmy spędzali tak każdy dzień. Wyszykowaliśmy się w pośpiechu, gdyż nieco zaspaliśmy i od razu przyszliśmy tutaj, by zjeść razem śniadanie. Nalegałam, żeby pozwolił mi coś zrobić, ale uparł się, że wyjdziemy i zjemy coś na mieście.

— Co ty na to, żebym spotkał się z nim w ten weekend? Zabiorę go do baru i powiem mu prawdę — odezwał się nagle, sprawiając, że przestałam przeżuwać pieczywo, zamierając.

Boże, dopomóż. Nie byłam pewna, czy chciałam robić to tak szybko, ale z drugiej strony czym szybciej, tym lepiej. I tak źle, i tak niedobrze.

— Madelaine — wypowiedział moje imię, intensywnie patrząc mi w oczy, na co spuściłam wzrok, nie wytrzymując siły jego spojrzenia. — Proszę cię, spójrz na mnie.

Uniosłam brodę i przełknęłam ciężko kęs jedzenia, mając wrażenie, że za moment się zakrztuszę.

— Nie możemy z tym zwlekać, czas działa na niekorzyść każdego z nas.

Oczywiście, miał rację, ale wciąż ciężko było mi to zaakceptować. Nie wyobrażałam sobie życia bez Gabriela i obawiałam się, że po wyjawieniu mu prawdy, stracę go.

— Też chciałabym uczestniczyć w tej rozmowie. Przecież wiem, że weźmiesz wszystko na siebie — rzuciłam ponuro, nabijając na widelec truskawkę.

Brunet przechylił głowę w bok i spojrzał na mnie z politowaniem.

— Owszem, wezmę winę na siebie, bo jeśli ktoś z nas zawinił, to właśnie ja.

— Elton...

— Nie, Madelaine. Ja jestem starszy i to ja powinienem był trzymać się od ciebie z daleka. Jeśli Gabriel będzie na mnie wściekły, to ma do tego absolutne prawo — wyjaśnił, a ja zauważyłam w jego oczach błysk smutku. Może i udawał twardziela, nie pokazywał, że ta sytuacja wiele go kosztuje, ale wiedziałam, że w środku cierpiał. Oboje byliśmy pomiędzy młotem, a kowadłem i mieliśmy okropnie trudną decyzję do podjęcia.

— To nic nie zmienia, jestem tak samo winna, jak ty. To nie tak, że tylko ty mnie pragnąłeś, przecież ja czułam dokładnie to samo i próbowałam cię uwieść! — przypomniałam mu ze zdenerwowaniem w głosie, który niebezpiecznie drżał. — Elton, jesteśmy w tym razem, nie chcę, żebyś brał tego wszystkiego na siebie.

Ryzyko |18 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz