Nigdy nie myślałam, że spotka mnie coś gorszego niż gwałt. Jednak teraz, siedząc na szpitalnym korytarzu i czekając na informacje o Ludwiku, czułam się chyba jeszcze gorzej niż podczas tamtych wydarzeń. W głowie przewijało mi się tysiące myśli, a wszystkie z nich czarne, naznaczone strachem o ukochaną osobę. Jeśli on umrze przeze mnie? To ja doprowadziłam go do takiego stanu. To ja zignorowałam dźwięk upadającego na podłogę ciała. To ja mu nie pomogłam, a skupiłam się na sobie, swoim bólu i strachu. Zachowałam się jak skrajna egoistka, a przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z jego choroby. Teraz mogłam mieć tylko nadzieję, że Ludwik z tego wyjdzie. Ale im dłużej tkwiłam na tym korytarzu bez żadnych wieści, tym bardziej nadzieja ta malała. Tliła się tylko gdzieś na dnie mojego zdruzgotanego serca. Co ja najlepszego narobiłam...
Drzwi na korytarzu otworzyły się gwałtownie i zobaczyłam w nich wysokiego mężczyznę ubranego w lekarski fartuch oraz zaraz za nim Maksa, który chyba o coś się z nim wykłócał.
— Proszę pana, ja rozumiem pańskie wzburzenie... — westchnął starszy mężczyzna. — Ale musi pan zrozumieć, że dalsza walka nie ma sensu, on...
— On nie umarł! I nie pozwolę wam go odpiąć od aparatury. Macie podtrzymywać jego życie do skutku — powiedział Maks twardo.
— To nic nie da... Zbyt długo był nieprzytomny... Mózg...
— Funkcje życiowe mózgu jeszcze są, więc nie ma podstaw, żeby go odłączać! — warknął Rozdrażewski.
— Śmierć pnia mózgu być może formalnie całkiem nie nastąpiła, ale serce... W mojej opinii dystanazja jest bezcelowa...
— Niech pan posłucha... Zapłacę wam, ile trzeba, tylko nie odłączajcie go, poki jest choćby najmniejsza szansa... Wojtek!
W drzwiach pojawił się jakiś dużo młodszy lekarz. Najwidoczniej znali się z Maksem bo podali sobie ręce na powitanie.
— Wojtek, byłeś u Ludwika?
— Tak... Sytuacja jest ciężka. Nie będę ukrywał... Maks, on jest w stanie krytycznym... Wątpię, żeby udało się go odratować... Ale robimy, co w naszej mocy. Jest jeszcze nadzieja... Ale...
Słowa lekarza uderzyły mnie lodowatą taflą żalu i wyrzutów sumienia. Nie... To nie może się tak skończyć! Co oni mówią... On nie może umrzeć! Zerwałam się na równe nogi i włączyłam w dyskusję.
— Nie możecie go odłączyć... — powiedziałam głośno, stając obok trójki mężczyzn, z których każdy przewyższał mnie co najmniej o głowę.
— Kim pani jest? — rzucił sucho najstarszy z nich protekcjonalnym tonem.
— Ja... Ja jestem narzeczoną Ludwika. Nie możecie go odłączyć, nie zgadzam się... — powiedziałam spanikowanym głosem. Oddychałam szybko, w oczach co rusz widziałam rosnące ciemne plamy ale ignorowałam je.
— Rozumiemy, że jest to dla pani bliska osoba, ale przeciąganie tej sytuacji...
— Nie możecie go odłączyć... Błagam... — przerwałam mu. Nie chciałam słuchać tego starego pesymisty.
Ordynator spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem, a potem na Maksa, w którego oczach dostrzegłam łzy... Był wyczerpany, od kilku godzin upierał się przy tym, żeby sztucznie podtrzymywać funkcje życiowe brata. Sam przetransportował go tu śmigłowcem. Zrobił wszystko, co było w jego mocy...
— Jakie są szanse? Realnie... — rzuciłam drżącym z emocji głosem.
— Bliskie zeru... — odparł chłodno ordynator. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że był zirytowany naszą postawą. A gdzie współczucie, ty pieprzony formalisto?
CZYTASZ
Mentor² - Gorzkie serca - Dodatek
RomanceSandra Jaworska kilka miesięcy temu została złamana, zbrukana i zmieszana z błotem. Jej serce w kilka koszmarnych dni nasyciło się toksyczną goryczą. Ostry od zawsze język stał się teraz niczym brzytwa, a serce skuł twardy lód. Dziewczyna wie, że m...