『 ROZDZIAŁ 25 』

Zacznij od początku
                                    

Ciemność nie pozwalała mi na rozpoznanie otoczenia, więc nie byłam pewna, gdzie zmierzaliśmy. Właściwie nie bardzo znałam Charleston, to w Atlancie żyłam, zaraz po tym, gdy zginął mój mąż, więc nie byłam obeznana z tym środowiskiem. W końcu dojechaliśmy do miasta, gdzie latarnie pomagały w dojrzeniu tego, co znajdowało się na zewnątrz. Ludzie spacerowali chodnikami i przesiadywali w ogródkach barowych, spożywając różne dania. Zawsze zazdrościłam im, że mogli wieść takie normalne życie, nie przejmując się, że ktoś mógłby ich w każdej chwili zabić.

Luciano zaparkował przy jednej z kawiarni, co mnie nieco zaskoczyło. Spojrzałam na Santiago, który rozplątał po chwili nasze palce.

— Chodźmy — powiedział, a wtedy Luciano otworzył mi drzwi.

Wyskoczyłam na rześkie wieczorne powietrze i odczekałam, aż obok mnie zjawi się mój mąż.

— Bawcie się dobrze — rzucił wesoło Luciano, gdy ruszyliśmy do wejścia do lokalu.

Byłam zdziwiona wyborem Santiago, nie była to jedna z ekskluzywnych restauracji, które niegdyś odwiedzałam razem z Luigim. Była wręcz jej przeciwieństwem. Kilka stolików na zewnątrz było zajęte przez roześmianych młodych ludzi, którzy swobodnie rozmawiali ze sobą i śmieszkowali. Już z zewnątrz można było zauważyć niesamowity klimat tego miejsca.

W środku było dość tłoczno, gdy podszedł do nas kelner i nakazał za sobą podążyć. Złapałam wtedy mimowolnie dłoń Santiago, by nie zgubić się w tym tłumie. Ogarnął mnie przenikliwym wzrokiem, więc uśmiechnęłam się z zawstydzeniem i ścisnęłam mocniej jego dłoń. Nie puścił mnie i nie odsunął od siebie, a zamiast tego poprowadził za kelnerem, co bardzo mnie ucieszyło.

Mężczyzna przystanął przy wyjściu na taras i już z daleka mogłam dostrzec, że stoliki na nim były puste.

— Panie Otero, proszę usiąść, za chwilkę przyjmiemy zamówienie.

Kiwnął mu głową i poprowadził mnie na zewnątrz. Było tu cicho, w przeciwieństwie do zgiełku, który panował wewnątrz lokalu. Odsunął mi krzesło przy stoliku tuż obok balustrady i pomógł usiąść, a następnie zajął miejsce naprzeciwko mnie. Otworzył kartę i zaczął ją przeglądać, ale ja wciąż wpatrywałam się w niego, nie mogąc pojąć, że właśnie byliśmy na randce.

Nieznacznie uniósł wzrok i utkwił go we mnie, a ja się do niego wyszczerzyłam. Jakieś dziwne ciepło rozlało się w moim ciele, kiedy mój umysł ogarniał, co takiego się właśnie działo.

— Jestem wdzięczna za to, że postanowiłeś poświęcić mi troszkę czasu. — Kąciki moich ust uniosły się w dość spłoszonym uśmiechu.

Przyjrzał mi się, złożył kartę i uchwycił rąbek serwetki, miętosząc ją między palcami, jakby był zdenerwowany.


DIEGO

Choć było to irracjonalne, to wciąż odtwarzałem w głowie zdarzenia sprzed niemal dwóch lat. Niebezpieczeństwo, które wtedy czyhało, odeszło i nie było możliwości, by takie zdarzenie się powtórzyło. A jednak gdzieś z tyłu głowy ciągle o tym myślałem, że być może narażałem Marinę, czego przecież nie chciałem.

Z drugiej strony być może w ten sposób uda mi się w końcu odegnać kłębiące się w mojej głowie myśli, zwolnić i zacząć żyć normalnie. Aczkolwiek nie byłem do końca pewien, czy akurat ona mi w tym pomoże.

— Chciałem sprawić ci trochę przyjemności. Nie ma możliwości na podróż poślubną, o której zapewne marzyłaś, więc choć w ten sposób chciałem ci to wynagrodzić.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz