『 ROZDZIAŁ 11 』

1.8K 108 42
                                    

MARINA

     Ten dzień nadszedł szybciej niż bym się tego mogła spodziewać. Ręce trzęsły mi się ze stresu, choć za pierwszym razem takie coś nawet nie miało miejsca. Powinnam być wyluzowana, w końcu to nie był pierwszy raz, a jednak co chwila wypuszczałam z siebie powietrze, jak jakaś lokomotywa, by unormować oddech i pozbyć się napięcia.

     Wychodziłam za samego szefa oddziału, cholera jasna!

     Nigdy bym się nie spodziewała, że kopnie mnie aż taki zaszczyt!

     Camilla dopięła ostatni guzik mojej sukni i stanęła tuż przede mną.

     — Rozchmurz się, to twój wielki dzień. — Boleśnie szczery uśmiech rozjaśnił jej twarz, przez co miałam ochotę wręczyć jej swój bukiecik i nakazać zastąpić mnie w tym niezwykłym evencie.

     — Och, błagam cię! — Przewróciłam oczami i zaczęłam machać rękami. — Bo wychodzenie za mąż za cholernego bossa mafii jest takie normalne i cudowne!

     Patrizia zakryła mi natychmiast buzię dłonią.

     — Cicho! Jeśli ktoś usłyszy, że znieważasz pana Otero, to ostro ci się oberwie!

     Odepchnęłam jej dłoń i cmoknęłam ustami, bo byłam święcie przekonana, że starła mi część szminki. Wzięłam głęboki oddech i stanęłam przed lustrem, by przyjrzeć się sobie. Suknia ładnie opinała moje biodra i podkreślała talię, o której zupełnie zapomniałam, że ją miałam. Dół rozszerzał się pięknie, a jego zwieńczenie stanowiła droga koronka.

     — Myślicie, że wyglądam jak żona bossa? — zapytałam, przybierając przy tym różne pozy, jak na poważną kobietę przystało.

     — Tylko nie rób przed nim takich min, bo jestem święcie przekonana, że pomyśli, iż dostałaś zatwardzenia.

     Prychnęłam na komentarz Patrizii i wygładziłam materiał na udach, biorąc głęboki, nieco urywany, oddech.

     — Dobra, chyba możemy już jechać do kościoła — skomentowałam, oglądając się na siedzące w pokoju siostry.

     Eva właśnie kołysała swoją córkę w ramionach, Silvia karciła, wciąż biegającego po pokoju, Umberto, a Aurora i Sofia kopały się nawzajem po kolanach. Co za cholernie normalna rodzina.

     Z niemałą pomocą w końcu zeszłam na parter, a następnie wyszłam na ciepłe, wiosenne powietrze i wsiadłam do podstawionej limuzyny. Ojciec czekał już na nas przed kościołem, zupełnie jak mężowie moich sióstr. Nasz kierowca na szczęście nie spieszył się, dodając mi dodatkowe kilka minut na okiełznanie niepokoju, który mnie opętał.

     Katedra, w której braliśmy ślub, była tą samą, w której ślub brał zarówno mój ojciec, jak i moje siostry, toteż darzyłam ją szczególnym szacunkiem. Mój pierwszy ślub także się w niej odbył, co nie wróżyło niczego dobrego, ale szczerze mówiąc nie byłam na tyle przesądna, by jakoś tym zgrzytem się przejąć. Przed nią zgromadzona była niewielka grupka osób, zatem pozostali musieli być już w środku i czekać na to osobliwe wydarzenie roku.

     Tata podszedł do limuzyny od razu, gdy tylko podjechaliśmy do schodów. Pomógł mi wysiąść i z szerokim uśmiechem pocałował mnie w policzek.

     — Gotowa? — zapytał z przejęciem.

     Widziałam jak bardzo cieszył się z powodu tego, że wychodziłam za kogoś tak ważnego. Nie chciałam umniejszać jego zadowoleniu, więc ugryzłam się w język, nim z moich ust wydobyła się jakaś kąśliwa uwaga.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz