W głowie mi się kręci, jakbym był na jakieś pieprzonej karuzeli, przed oczami mam mroczki, w uszach dudni mi krew, serce boleśnie obija się o żebra, do gardła podchodzi mi żółć, a każdy kolejny oddech to pieprzona walka.
To sen, z którego muszę się obudzić i to kurwa jak najszybciej, bo jeszcze chwile i mój organizm dokona autodestrukcji.
Co ja bredzę do cholery ! TO JEST PIEPRZONY KOSZMAR !
Maleńka iskierka nadzieje, której chwytam się jak brzytwy, pojawia się, gdy słyszę słowa ojca.
- To jest niemożliwe. Moja córka zmarła przed porodem. Aurora Carson, za jaką się podajesz, nie przyszła żywa na świat !
- Taki był twój pierwotny plan, zgadza się. Tyle że matka miała inny. - błękitnooka nie zraża się niedowierzaniom Doriana, wręcz przeciwnie wydaje się kompletnie niewzruszona może nawet trochę zadowolona.
Nadzieję, którą jeszcze przed chwilą miałem Aurora próbuję mi brutalnie odebrać. Z każdym jej kolejnym słowem mam ochotę przebić sobie bębenki byle tylko nie słyszeć dalszego ciągu.
- Nie... Anastasia... nie – ojciec kręci głową na boki, wyraźnie nie mogąc zebrać myśli.
- Anastazja cię przechytrzyła. - stwierdza, patrząc na mężczyznę z politowaniem i jawną kpiną. - Ty chciałeś pozbyć się dziecka, gdy tylko niezadowalająca cię płeć wyszła na jaw, natomiast matka wymyśliła plan, dzięki któremu dziś stoję przed tobą. Ocaliła mnie, a ja w ramach wdzięczności z przyjemnością odpłacę się, za wszystko, co jej zrobiłeś. - jej głos zabrzmiał złowrogo, oczy pokazały w końcu jaką emocję, a była nią czysta płonąca nienawiść.
- Zważaj na słowa pieprzona gówniaro ! - podnosi głos, a jego blada twarz nabiera kolorów.
Tak, Dorian Carson we własnej osobie. Szok najwyraźniej minął i wrócił do siebie.
- Oj tatku nie unoś się tak, bo mi tu padniesz, psując mi tym samym wszystkie plany. - odzywa się lekceważąco z prześmiewczym uśmiechem.
- Okaż mi szacunek niewdzięczna dziewucho ! Jestem twoim ojcem !
- Na mój szacunek trzeba sobie zasłużyć. - informuje go z wyższością. - Osoba, która znęca się nad kobietami i dziećmi, na pewno go ode mnie niedostanie.
- Nie wiem, kto cię wychowywał, ale bądź pewna, że osobiści nauczę cię posłuszeństwa i dyscypliny ! - syczy przez zaciśnięte zęby.
- Cieszę się, że tak jak ja wiążesz ze mną przyszłość, tyle że twoje wyobrażenia są bardzo odległe od moich. To będzie dla mnie czysta przyjemność, patrzeć jak rozwiewam twoje fantazje, pokazując ci nową rzeczywistość. - obietnica słyszana w jej chłodnym głosie, jeszcze bardziej rozwściecza Doriana.
Ja stoję nieruchomo, niezdolny do poruszenia się choćby o milimetr, jedynie moje oczy skaczą między tą dwójką.
Ból głowy powiększa się od narastających informacji. Przez myśli przelatują mi chwile spędzone z Aurorą, każde słowo, którego nie rozumiałem, jej zachowania. Teraz wiem, dlaczego opierała się temu przyciąganiu, wiedziałem, że je czuje, widziałem, jak na mnie reaguje jej ciało, ale ona walczyła z tym. Kurwa mać mówiła wiele razy, że nie możemy tego robić. Szkoda tylko, że nie wspomniała, iż nie możemy, bo jesteśmy do chuja spokrewnieni.
Na samą myśl o tym, że pieprzyłem własną siostrę, wszystko w moim żołądku się przewraca. Ledwo powstrzymuje odruch wymiotny. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że darze ją uczuciem, które nie jest ani trochę podobne do tego między rodzeństwem. Pragnę jej jak mężczyzna kobietę i nawet po tym, czego się dowiedziałem, nie wiem, czy kurwa potrafiłbym kontrolować to pieprzone pożądanie, powstrzymać szybsze bicie serca, gdy na nią patrzę.
Aurora jest moim narkotykiem, moją seksualną fantazją, moją boginią i szczęściem. Jej ciało, myśli, dusza i serce miało być tylko i wyłącznie moje. Co teraz ? Kurwa więc co teraz ?! Skoro jesteśmy spokrewnieni mam tak po prostu zapomnieć o sprawie i zgrywać dobrego starszego brata ?! ZA CHUJA NIE BĘDĘ W STANIE TEGO ZROBIĆ !
Czuję, jak ogarnia mnie złość, niepohamowane wkurwienie rozprzestrzenia się w błyskawiczny sposób po całym moim ciele.
- Aurora, dlaczego mi nie powiedziałaś ?! - warczę, zaciskając dłonie w pięści jak najmocniej by nie dać się ponieść.
- Nie wiedziałeś ?! - dziwi się ojciec, po czym wybucha śmiechem. - Wykorzystała cię ! Dałeś się wykiwać jakieś babie i to jak dziecko ! - wykrzykuje, naśmiewając się dalej. - Wiedziałem, że jesteś skończonym idiotą, a moja własna córka dała ci tego dowód ! Mam nadzieje, że ...
- Dość tego ! - Aurora podnosi głos, uciszając ojca, a mnie powstrzymując przed rzuceniem się na tego skurwiela. - Siadaj na dupie i przestań kłapać, bo zaraz nie będzie ci do śmiechu. - ostry rozkaz kieruje prosto w stronę Doriana, a gdy ten nabiera powietrza, by zacząć swoje wrzaski, kobieta szybkim ruchem podnosi broń, która wcześniej musiała ukryć w fotelu i celuje nią w zdziwioną twarz mężczyzny.- Siadać. Oboje. - moja matka jak na automacie wykonuje rozkaz, za to ojciec patrzy na nią lekceważąco. Aurora unosi brew w wyzywającym geście, po czym zwalnia blokadę. - Nie radzę testować mojej cierpliwości. - słowa niczym lód działają i mężczyzna siada z udawaną niewzruszoną miną.
- Dobrze więc możemy zacząć. Mamy sobie wszyscy wiele do wyjaśnienia. - stwierdza kobieta już spokojnym tonem.
No nie wierzę kurwa ! Zaraz mnie chuj strzeli !
- Co ty kurwa nie powiesz ?! - krzyczę, a moje ciała aż trzęsie się od nerwów, nad którymi naprawdę staram się zapanować. - „Mamy sobie coś do wyjaśnienia" DOPIERO TERAZ mamy sobie coś do wyjaśnienia ?!
- Brayden...
- Kiedy do kurwy nędzy zamierzałaś mi powiedzieć, że jesteś moją siostrą ?!
- Zaraz wszystko się wyjaśni. - jej opanowanie tylko mnie podjusza.
- A co tu kurwa wyjaśniać ?! Mój ojciec jest też twoim ! Kurwa mać rzygać mi się chcę, gdy choćby o tym pomyśle. To jest niezdrowo pokurwione ! TY jesteś pokurwiona i ta cała sytuacja !
- Tak jestem i to bardziej niż myślisz, ale kazirodztwo nie jest tym, co mnie kręci, więc się ucisz na chwilę i posłuchaj, zamiast wyciągać wnioski, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. - nie uraziły jej moje wyzwiska, nie zdenerwowały, nadal bije od niej spokój.
Patrzę na nią pytająco, wyczekując wyjaśnień, tyle że jej beznamiętny wzrok kieruje się w stronę sofy, na której siedzą rodzice.
- To nie ode mnie powinieneś usłyszeć prawdę. Esme to chyba twoja rola nie sądzisz ?
Przenoszę wzrok na matkę, a ona zaczyna szlochać. Piwno-zielone zrozpaczone oczy są mocno zaczerwienione tak samo, jak nos i policzki.
- Synku tak bardzo cię przepraszam. - łka, pociągając nosem. - Tak bardzo chciałam ci powiedzieć, ale nie mogłam. On by nas zabił, gdybyś wiedział. Chciałam cię chronić. Wiem, że wiele wycierpiałeś, ale żyjesz. - tłumaczy pośpiesznie coś, czego i tak nie rozumiem, rozpadając się przy tym na kawałki.
- O czym ty mówisz ? Nic kurwa nie rozumiem ! Czego mi nie powiedziałaś ?! - nie chce na nią podnosić głosu, ale w tej chwili już nie potrafię inaczej.
Jestem o krok przed wybuchem. Bestia czająca się wewnątrz już prawie wyłamuje zawiasy. Czuję gorąc pod skórą, szaleńcze bicie serca, ciężki płytki oddech wydobywa się przez zaciśnięte zęby. Mięśnie mam spięte do granic możliwości, przygotowane na kolejny cios. Tyle że w ten sposób nie jestem w stanie obronić się przed tym, co usłyszę, a rany, które dzisiaj otrzymam, zostaną ze mną na zawsze i nawet nie będę mógł znaleźć ukojenia w ramionach kobiety, która była moim azylem.
- Syneczku... - płacz nie pozwala jej kontynuować, stara się go zdusić, zakrywając usta dłońmi, ale i to nie działa.
- Och zamknij się w końcu. Nie mogę już słuchać tego lamentu. - wtrąca się ojciec znudzonym głosem. - Chcesz znać prawdę ? Proszę bardzo ! Jesteś pieprzonym bękartem ! - wykrzykuje radośnie. - Nie jestem twoim ojcem. Kurwa ależ dobrze to w końcu powiedzieć ! - ożywiony klaszcze w dłonie.
Zamurowało mnie całkowicie po raz kolejny tego przeklętego dnia. Niekontrolowanie spoglądam na matkę, która płacze, chowając twarz w swoich dłoniach. Przekręcam ociężałą głowę w stronę Aurory. Nie wygląda na zaszokowaną. Oczywiście, że nie, przecież ona wiedziała.
Wiedziała od początku. Wiedziała, że byłem okłamywany przez cały życie i sama też kłamała. Opowiedziałem jej o swoim dzieciństwie, o tym, co robił mi ojciec i jak go nie znoszę. O mojej zobojętnionej matce.
Aurora kłamała cały kurwa czas.
- Dziwka, którą nazywasz matką, rozłożyła nogi przed innym, nosząc na palcu obrączkę, którą jej włożyłem. Nie jest jedynie dziwką... - parska śmiechem, świetnie się bawiąc naszym kosztem. - ... jest głupią dziwką, bo nie potrafiła się zabezpieczyć. I wpadła, a ty jesteś owocem jej idiotyzmu.
Słucham ojca, lecz oczy utkwione mam w twarzy Aurory. Jego słowa nie ranią mnie tak, jak fakt, że zostałem zdradzony przez kobietę, którą nazywałem swoim Aniołem.
Okłamany, zdradzony, wykorzystany...
Żebra miażdżą mi płuca, boląca głowa pulsuje, serce pomija co drugie uderzenie. Moje ciało oplatają ciernie, zaciskają się i ranią każdy jego fragment.
To boli. Kurewsko boli. Nigdy nie zaznałem takiego bólu.
Każdy fizyczny ból, który doznałem w moim życiu, był niczym, przy tym, co czuję właśnie w tej chwili. Właśnie przez nią...
Dorian kontynuuję, nie zwracając uwagi na to, że właśnie od środka się rozpadam, choć nie z jego powodu, ani jego słów.
- Esme nigdy nic dla mnie nie znaczyła. Dałem jej moje nazwisko, ponieważ było to opłacalne. Jej rodzina w tamtych czasach miała ciężko z powodu twojej ciotki. Rozkładała nogi przed jakimś barmanem, zapłodnił ją i zhańbiła nazwisko, więc twoja matka, wkraczając do mojej rodziny, uratowała swoją przed klęską. Jak się jednak okazało, Esme nie różni się niczym od swojej puszczalskiej siostry. - jego zdegustowany głos, miesza się ze szlochem matki. - Ukrywała ciąże, dopóki nie była widoczna, a ja szczególnie się tym nie interesowałem, ale gdy urodziłeś się o dwa miesiące za wcześnie, a twoja kondycja wskazywała na to, że jesteś całkowicie zdrowy i nawet nie wyglądałeś na wcześniaka, wszystko się wyjaśniło.
- Synku... - cichutki głos Esme próbuje zwrócić moją uwagę, ale ja nie jestem w stanie patrzeć na kogokolwiek innego prócz Aurory.
- Milcz ! Nie skończyłem ! - karci ją, po czym odchrząkuję. - Nie mogłem przyznać się do zdrady żony, co by ludzie o mnie pomyśleli ? Pod swoim dachem pozwoliłem durnej babie pieprzyć się z innym, ale tak jak już mówiłem, nigdy nie interesowałem się szczególnie Esme. Jednak w moim życiu pojawiła się kobieta, która mogła zmienić wszystko. Przepiękna Anastasia Petrova. - błękitne oczy przez sekundę iskrzą na wzmiankę i tej kobiecie.
- Jesteś do niej łudząco podobna, chociaż wydajesz się wyższa i kolor włosów odziedziczyłaś po mnie, jak widać. - pełne usta Aurory krzywią się lekko w niesmaku. - Anastasia była blondynką. Właśnie dlatego Esme od lat farbuje włosy na ten sam kolor, myśląc, że to sprawi, iż ją zechce. Nic bardziej mulnego. - prześmiewczo parska, ciągnąc dalej swoją opowieść. - Ta niewinność i delikatność bijąca od młodej Petrovej sprawiła, że chciałem ją tylko dla siebie. Cóż, to nie było trudne. Jej ociec i ja mieliśmy wspólnego wroga, więc chcieliśmy połączyć siły. Oddał mi swoją córkę, mimo że byłem żonaty. Plan był prosty, spłodzić jej syna i pozbyć się waszej dwójki, tyle że wymarzony syn okazał się córką...
- Zapomniałeś wspomnieć, że matka nie była chętna do żadnego kontakty z tobą. - syknęła złowrogo, zamrażając Doriana swoim lodowatym wzrokiem. - Zgwałciłeś ją.
- Była moja, więc wziąłem to, co mi się należało. - stwierdza niewzruszony, po czym rozbawiony mówi coś, co wybudza mnie z transu. - Całkiem to zabawne, że jesteśmy teraz tu wszyscy razem. Przy twoim poczęciu Ester razem z Braydenem byli również obecni, brakuje tylko twojej matki. Puszczalska żonka dostała nauczkę, bękart dostał brutalną życiową lekcję, a ja w końcu mogłem wziąć w obroty cipkę Anastasi.
Teraz wiem, dlaczego w Nowym Jorku, w hotelowym basenie zapłakane oczy Aurory wydawały mi się dziwnie znajome. Identycznie błękitne oczy widziałem w dzieciństwie i właśnie tylko one zostały w mojej pamięci z tego wydarzenia. Byłem zbyt mały, by pamiętać dokładnie, co się wtedy stało i chyba nawet podświadomie wymazałem to z pamięci, ale oczy nie mogłem zapomnieć.
Przekrwionego błękitu pełnego bólu i nienawiści.
- Twoja radość minie, gdy to ja oddam cię w ręce Zeda, powiem, że jesteś cały jego, a on zajmie się twoim dupskiem. Będzie pieprzył cię tak długo i mocno, że po kilku dniach zaczniesz srać pod siebie skurwielu. - jad i nienawiść wylewa się z ust Aurory.
Mam już dość tego wszystkiego, chcę to zakończyć, ale przed tym muszę wiedzieć jeszcze jedną rzecz.
- Kto ? - pytam, patrząc na matkę, a mój głos jest dziwnie obcy. - Kto jest moim ojcem ?
- Dziecko... mój kochany synku... - całe jej ciało trzęsie się od płaczu, jej twarz jej czerwona, a mina błagająca.
- Odpowiedz. - rozkazuje pusto, całkowicie bezbarwnie.
- To...Brayden...
- Mów.
- Salvatore Diotallevi.
Odpowiedź pada z ust, które jeszcze dziś dawały mi tyle przyjemności, pieszcząc moje, a teraz za każdym razem, gdy się otwierają, dodają mi coraz więcej cierpienia.
Salvatore Diotallevi. Człowiek zwany Lucyferem. Przywódca Wysłanników, organizacji, której jestem częścią.
- Wie o mnie ? - nie patrzę nawet w jej stronę, gdy zadaje to pytanie.
- Wie. Sama uświadomiłam go o twoim istnieniu.
Zamykam oczy, czując przygniatający mnie ciężar, którego nie mam siły dłużej sam utrzymywać. Czuję jej wzrok na sobie, wiem, że czyta ze mnie teraz jak z otwartej księgi, ale jest mi już kurwa wszystko jedno.
- Ty głupia dziewucho ! Trzymasz z tym ...
- Zamilcz. - twardo mu przerywa. - Jesteś tylko imitacją męskości i mógłbyś co najwyżej lizać podeszwy komuś takiemu jak Diotallevi. Będziesz miał z resztą okazję. Wystarczy na dziś zacieśniania rodzinnych więzi. - wypluwa z siebie słowa z obrzydzeniem. - Chłopcy !____
Wybaczcie, że tak późno, ale cholera zawsze coś ...
Miało być wstawione wieczorem, jest w nocy, no ale jest. :D
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni poniekąd z takiego obrotu wydarzeń.
Wszyscy już zauważyliśmy, że Aurora jest nieobliczalna, ale żeby tak z bratem... NIEEE aż tak źle z nią nie jest. ;p
Następny pojawi się jeszcze tej NOCY ;p
CZYTASZ
Wysłannicy Lucyfera: Upadły Anioł
RomanceBrayden Carson to bezwzględny, brutalny i niezwykle wpływowy Boss mafii budzący przerażenie i szacunek innych. Zawsze obchodził go czubek własnego nosa do czasu, gdy podczas jednego z zamachów, przed śmiercią ratuje go nieznajoma piękność. Tajemnicz...