Seven

272 15 7
                                    

Po tygodniu Kim dalej nie wybudzała się, już nawet lekarze tracili nadzieje. Czyżby jej się faktycznie udało? Nikt tak naprawdę nie wiedział ile dokładnie tabletek wzięła i ile zdażyło się ich rozpuścić przed przyjazdem do szpitala.

Blondyn jak codziennie wciąż siedział na plastikowym krzesełku w głowie wymyślając co ma powiedzieć ojcu.

„Cześć tato zakochałem się w córce wroga."
To by było za łatwe. Chłopak przeczesał blond włosy dłonią i spojrzał na dziewczynę. Dlaczego chciałaś to zrobić Kim? Napił się łyka ohydnej kawy z miejscowego sklepiku i oparł głowę na ścianie. Nie wiedział ile minęło czasu kiedy do pokoju Kim zaczęły wbiegać i wybiegać pielęgniarki i lekarze. Cooper lekko pobladł i zatrzymał jedna ze starszych kobiet.

-Co się dzieje? Czy coś się złego dzieje z Kim?

-A kim pan jest żebym miała udzielić panu informacji? - kobieta spojrzała na niego niepewnie a on przygryzł policzek od środka.

-Jestem jej chłopakiem...

-Cóż, Kimberly się wybudziła. - kiedy usłyszał te trzy słowa myślał ze zacznie skakać po całym korytarzu, na jego twarz wstąpił wielki uśmiech a on sam uścisnął mocno pielęgniarkę.

-Jak dobrze...- uśmiechnął się jeszcze szerzej -mogę do niej wejść?

-Tak ale tylko 5 minut jest jeszcze słaba.

-Dziękuje! - nic więcej nie mówiąc wszedł do sali dziewczyny.

Inne pov (wracamy do kim)

Usiadłam delikatnie na łóżku próbując przyzwyczaić oczy do jasnego światła, czułam się okropnie. Jedyne co pamietam to twarz Theo...moje rozmyślania nie trwały jednak długo bo usłyszałam cichy trzask drzwi i ciężkie aczkolwiek delikatne kroki. Sekundę później przede mną stał Theo, cholerny Cooper.
Miałam się już odezwać ale chłopak mnie przyciągnął do mocnego uścisku.

-Nawet nie wiesz jakiego mi stracha napędziłaś, nie rób tak nigdy więcej Kimberly...- jego głos się lekko załamał a do moich oczy napłynęły łzy.

-Przepraszam...- mocniej się w niego wtuliłam pozwalając mu na chwile słabości.

Moja relacja z tym chłopakiem była pojebana. Nie znaliśmy się dobrze a i tak nam na sobie zależało. To jest nawet więcej niż dziwne, ale cieszę się ze się tu pojawił. Wywrócił mój świat o 180 stopni.

2 tygodnie później mogłam wyjść ze szpitala, nie odebrali mnie niestety rodzice bo mieli ważne spotkanie tylko sam Theo, jak już wcześniej powiedział „Nie spuszczę cię nawet na chwile z oka!" . Nie myślałam wtedy ze mówi na poważnie, ale jednak się pomyliłam. Theo naprawdę się martwił i zastanawiało mnie czy nie ma on w tym jakiegoś większego celu. Cieszyłam się ze tu jest ale miałam mieszane uczucia do niego, głównie dlatego ze mój tata patrzył na niego tak jakby miał go rozszarpać. Ale blondyn się tym nie przejmował widocznie...

-Kimberly, wszystko okej? - zapytał chłopak przestawiając bieg żeby szybciej pojechać.

-Tak...

-Słuchaj Kim jestem tu dla ciebie jeśli coś cię męczy powiedz mi...zrozumiem...

Miałam mętlik w głowie. Moja naiwna natura mu ufała jednak druga strona podpowiadała mi abym miała do niego lekki dystans. Ale mieć dystans do Theo...to by było wyzwaniem. Zwłaszcza ze w moim zimnym serduszku rozpaliła się iskierka nadziei, a w moim brzuchu latał motylek. Podobało mi się to ze się o mnie martwi i opiekuje. Ba, lubiłam go przez to coraz bardziej.

-Dziękuje...- szepnęłam a chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i stanął pod moim domem.

-Za co ty mi dziękujesz? - zaśmiał się.

I w tamtej chwili nie myślałam co robie tylko przycisnęłam swoje usta do jego. Był zdziwiony ale oddał pocałunek. Nie myślałam o tym ze może złamać moje serce, ani o tym ze ojciec będzie niezadowolony, czy tez o tym ze moje zachowanie w tym momencie jest żałosne. Ale on sam był osoba dla której zaczęłam tracić rozum. Nienawidzę tego ze tak szybko przywiązuje się do ludzi.

Chłopak na chwile przerwał pocałunek tylko po to aby wziąć mnie na swoje kolana i ponownie go kontynuować. Cholera to było zajebiście dobre. Odsunęłam się od niego łapiąc oddech i opierając moje czoło o jego.

-Dalej nie powiedziałaś za co mi dziękujesz. - mruknął i przycisnął mnie do siebie.

-Za to że uratowałeś mi życie, dziękuje...- pocałowałam przelotnie jego usta i otworzyłam drzwi szybko uciekając z uścisku Theo. Wzięłam swoją torbę i poszłam do domu uprzednio do niego machając. Uśmiechnęłam się kiedy zauważyłam szeroki uśmiech na jego twarzy. Co on ze mną robił?

W domu czekała na mnie siostra która rzuciła mi się na szyje. Czułam ze płacze przez co w moich oczach tez stanęły łzy.

-Cieszę się że żyjesz Kim...- chlipnęła - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła siostrzyczko. Kocham cię. - zaszlochała żałośnie i czułam w tym zdaniu coś w rodzaju przeprosin.

-Tez cię kocham...- szepnęłam...


Nie sprawdzony!

Hejka kochani!
Jesteście bardzo źli za moja nieobecność? Bo ja na siebie bardzo. Jak mogę się wytłumaczyć? Otóż brak weny.
Macie tutaj krótki i zarazem ciężki dla mnie rozdział...Dlaczego ciężki? Pisałam go prawie 4 tygodnie. Mam nadzieje ze wam się spodoba...
Możecie mi dac znać jak mijają wam wakacje!
I oczywiście co myślicie o tych wypocinach. Proszę tez o gwiazdkowanie...Mam nadzieje ze dodam następny rozdział za dwa tygodnie trzymajcie kciuki.
xxstacionxx <3

It happens...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz