Nie wierzyłam własnym oczom, tym jebanym szoferem był Martin we własnej osobie. Czyli mam rozumieć, że to on ma mnie zawieść do tego nadzianego typa na sprzedaż? Super. Niby taki troszczący się ojciec mówił, że odpoczywa, a tu jednak wykonuje jego rozkazy.
-Victorio przepraszam cię, za to wszystko. -rzekł nagle chłopak, który patrzał na mnie ze skruchą w oczach. Dla mnie w tym momencie stracił cały szacunek, niby jego ojciec mówił, że nie wie nic o jego zamiarach, a doskonale wiedział o wszystkim.
-Oszczędź sobie przeprosiny, wywozisz mnie do innego bogatego sponsora twoich rodziców jako towar i myślisz, że przeprosiny wystarczą?- odpowiedziałam mu wprost, patrząc prosto w jego oczy. W tym momencie zapomniałam o całym strachu teraz czułam złość wymieszaną z smutkiem. –Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, a ty po prostu chcesz się mnie pozbyć. Mogłeś mi, chociaż nie dawać nadziei skoro chcesz się pozbyć mnie z własnego życia.
-Vi nie wiem, o co dokładnie chodzi. - Przecież przyjechałem cię wyciągnąć stamtąd nie po to byś mnie oskarżała o takie rzeczy.-odpowiedział w miarę spokojnie Martin myśląc, że dam radę uwierzyć w jego słowa.
-Nazywasz to ratunkiem? Dobrze słyszałam, co twój ojciec mówi więc nie wciskaj mi tu kitu. Jesteś dla mnie skończony rozumiesz? Niby jestem dla ciebie zbyt cenna, a tak naprawdę to gówno prawda.
-Ochłoń Vi, od początku miałem cię przewieźć, ale do mojego domu. Nie wiem, co powiedział tam mój ojciec, ale nie bierz tego na poważnie. Przecież nie zgodziliby się oddać cię tak łatwo, musieliśmy coś wymyślić. Jeżeli mi nie wierzysz, to zrozum lepiej, że nie będziesz sprzedana. Uważasz, że pozwoliłbym na to?
-Mam wierzyć komuś, kto oszukiwał mnie cały ten czas? Nie wiem o tobie nic, twoja Oxana powiedziała mi więcej o tobie, niż ty przez całą naszą znajomość. Teraz oczekujesz ode mnie, że będę ci ufać? – powiedziałam, patrząc na jego reakcję, a on tylko wyszedł z samochodu, obchodząc go dookoła po czym otworzył moje drzwi.
-Zobacz, jesteś wolna.-fuknął w moją stronę.- Kurwa Victoria wiem, że nawaliłem, ale co miałem ci powiedzieć? Cześć moja rodzina posiada kasyna i miesza się w niebezpieczne interesy? Dobrze wiesz, że nie chciałabyś w to uwierzyć lub mnie znać. Jestem pieprzonym egoistą, ale to, co do ciebie czuję jest prawdziwe od samego początku.-mówiąc to zaczynało mi się w mieszać wszystko w głowie. Wyszłam z samochodu stojąc naprzeciwko niego. Miał rację, nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, a co dopiero wierzyć w jego słowa.
-Moja rodzina jest inna niż twoja. Wiem, że miałaś inne plany na swoje życie. Dobra szkoła, szczęśliwa rodzina i urocza przyszłość bez problemów. Nie zostałem wychowany w takich warunkach jak ty więc spróbuj to zrozumieć. Wiem, jaką cholerną krzywdę na ciebie skazałem odkąd zbliżyłem się do ciebie, ale nie mogę udawać, że nie jesteś dla mnie ważna.-Martin zbliżył się do mnie chwytając moją dłoń, którą zaczął lekko gładzić kciukiem. Chciałam ją zabrać, ale jakaś część mnie zabraniała mi tego zrobić.
-J-ja myślałam, że nie żyjesz.- rzekłam, czując zbierające się łzy.-Chciałam już opuścić świat żebyś ty mógł żyć. Oxana mówiła, że nie jesteś dla mnie i lepiej, gdy zniknę. Powiedz mi, co z nami teraz będzie?- chłopak zabrał swoją dłoń i złapał moją twarz w dłonie, ocierając moje spływające łzy.
-Daję ci wolność, rozumiem, że nie chcesz mnie w swoim życiu. Dla ciebie też to będzie bezpieczniejsza opcja jeżeli mnie w nim nie będzie.-stwierdził Martin, patrząc w moje zaszklone oczy.
-To jest twoje rozwiązanie? Zostawienie mnie z tymi wszystkimi problemami? Myślałeś, co ja czuję czy tylko o sobie i interesach rodzinnych. Jesteś skończonym debilem, który nie umie ponieść konsekwencji, bo twój ojciec dba o twoją czystą kartę.
CZYTASZ
Vanitas/Marność
Teen FictionSekrety, to nie dołączony element naszego życia. Jednak w przypadku Victorii Bailey było trochę inaczej, żyła jak przeciętna nastolatka. Nigdy nie musiała niczego ukrywać ani, niczego się obawiać. Nie miała problemu od którego nie znalazłaby wyjścia...