23.

14.7K 377 17
                                    


Moja dłoń coraz mocniej zaciska się na telefonie, który wciąż tkwi przy moim uchu, mimo iż połączenie zostało już przerwane.

    Ten skurwiel dowiedział się za szybko.

W naszym świecie informacje rozprzestrzeniają się bardzo szybko, ale nie sądziłem, że wieść o mojej kobiecie rozniesie się niemal błyskawicznie. I pewnie byłbym zadowolony ze świadomości, że każdy już wie, iż Aurora jest moja, gdyby nie jeden mały robal.

Robal, który od zawsze utrudnia mi życie. Jebany robal, którym jest mój ojciec.

Ma sukinsyn czelność żądać, kurwa ŻĄDAĆ bym przedstawił mu moją kobietę. A najlepsze jest to, że chuj go pewnie obchodzi, ile ona dla mnie znaczy, obchodzi go tylko to, czy przypadkiem nie jest jakąś dziwką, która może przynieść rodzinie wstyd.

Sam jego głos sprawił, że ciśnienie skoczyło mi niebezpiecznie wysoko, później ta durnowata gadanina z żądaniami, przez którą niemal nabawiłem się szczękościsku od zaciskana jej z całej siły przez trwanie całej tej rozmowy. A gdy nazwał mojego Aniołka jedną z moich dziwek, niemal rozpierdoliło mi głowę on poziomu wkurwienia. Mimo wszystko starałem się zachować pozorny spokój, ale teraz gdy przerwał połączenie, nie dając mi powiedzieć ostatniego słowa, hamulce puszczają.

Robię zamach, a urządzenie leci przez cały pokój, by po chwili roztrzaskać się na jednej ze ścian. Z zaciśniętymi pięściami chodzę w kółko, chcąc się chociaż trochę opanować, ale to kurwa na nic. Chęć mordu wzrasta z minuty na minutę, a dłonie pragnął poczuć krew.

Czuje się jak dzikie zwierzę zamknięte w klatce czekające na wypuszczenie, by móc rozszarpać każdego na swojej drodze.

Dobrze, że chociaż zdążyłem omówić z ludźmi plan akcji, bo w tej chwili nie myślę racjonalnie. Hunter zajął się prześwietlaniem terenu, dzięki niemu znamy budowę całej rezydencji Dereka. Chłopaki ją obserwowali, więc wiemy, kiedy są zmiana strażników, ilu jest na warcie i w całej posiadłości. Ściągnęliśmy jeszcze pięciu naszych, by mieć pewność powodzenia.

Od kiedy zająłem miejsce ojca, nie biorę udziały w akcjach w terenie, ale kurewsko mi tego brakuje. Tej adrenaliny buzującej w żyłach, możliwości wyładowania się, tej satysfakcji, kiedy mam pod swoimi stopami trupy swoich wrogów.

Kiedy jeszcze byłem na posyłki ojca, wkręcał mnie w każdą możliwą misję. Zawsze miałem wrażenie, że skurwiel liczył, iż z któreś już nie wrócę, ale chuj się przeliczył.

Chodząc po pokoju z mordem wypisanym na twarzy, próbuje się uspokoić, ale sam nie dam rady. Potrzebuje jej, potrzebuję mojego Aniołka. Tylko ona potrafi ukoić moje nerwy. Ma pełną kontrolę nad bestią tkwiącą we mnie.

Pędem idę w stronę wyjścia, szarpnięciem otwieram drzwi, a na mojej drodze pojawia się Hunter z pięścią uniesioną w górę, jakby chciał zapukać.

- Co jest ? - syczę przez zaciśnięte zęby, nie kryjąc swojego wzburzenia.

- Chciałem tylko zapytać, czy ty też idziesz z nami. - widzą mój wyraz twarzy, każde swoje słowo wypowiada ostrożnie i niepewnie.

- Co to kurwa za durne pytania ! Przecież wiesz, że nie ! - podnoszę głos i już mam go minąć, gdy jedno słowo zwraca moją uwagę. - Czekaj jak to TEŻ ?

- Myślałem, że jak Aurora idzie to ty również. - mówiąc to, robi krok w tył, obawiając się mojej reakcji.

- Kurwa co ty pieprzysz Hunter ! Przecież my nigdzie nie... - nie kończę, widząc jego bezradny wyraz twarzy.

    Nie, nie po prostu kurwa nie !

- AURORA ! - drę się na cały apartament, stawiając ciężkie kroki w stronę salonu, gdzie chłopaki wybierają broń i inne potrzebne zabawki.

Gdy tylko przekraczam próg pomieszczenia, dębieję, tak samo, jak mój kutas.

Aurora stoi na samym środku pokoju, przodem do mnie, dzięki czemu mogę przeskanować każdy jej fragment. Długie kasztanowe włosy spięte są w dwa dobierane, przez co widoczna jest całą jej piękna buźka, na której znajduje się więcej makijażu niż zazwyczaj i jest on seksownie mroczny. Czarne cienie na powiekach podkreślają jej zimny błękit oczu, które okalają długie czarne rzęsy, do tego ta krwisto czerwona szminka podkreślająca jej pełne usta. Ma na sobie czarną dopasowaną bluzkę bez dekoltu i bez rękawów, a na jej ramionach spoczywa skórzana kabura ze spluwami po obu stronach jej ciała. Do tego równie skórzane zajebiście seksowne spodnie i tak samo, jak reszta zgromadzonych wojskowe buty tyle, że w dużo mniejszym rozmiarze.

Kurwa wygląda cholernie gorąco i jeszcze ten pas z nożami do rzucania na jej prawym udzie.

- Wybierasz się gdzieś ? - moje wkurwienie miesza się z pożądaniem, a ochrypnięty nienaturalnie niski głos to zdradza.

- No oczywiście, że tak. Przecież zaraz wyruszamy. A ty czemu jeszcze niegotowy ? - pyta, lustrując moją sylwetkę.

- Aniołku my nigdzie nie idziemy.

- Brayden przecież wszystko już gotowe. - rozkłada ręce, pokazując uzbrojonych ludzi. - Chcesz odwołać akcje w ostatniej chwili ?

- Oni idą. My zostajemy tutaj. - mówię twardym tonem, gestykulując, by uświadomić jej, że nie mam ochoty na dyskusje, ale na nią oczywiście to nie działa.

- Aha. - przybiera bojową postawę, krzyżując ręce pod biustem. - Czyli co ? My mamy grzać dupy w apartamencie, a oni idą się tam pozabijać bez swojego „przywódcy" - parska kpiąco. - Wybacz Brayden, ale nic z tego. Jak chcesz to sobie tutaj siedź SAM. - podkreśla ostatnie słowo, a jej oczy i postawa pokazują determinacje i zdecydowanie. - Ja idę z nimi czy ci się to podoba, czy nie. - wzrusza lekceważąco ramionami, po czym płynnym ruchem zgarnia z krzesła swoją skórzaną kurtkę i zarzuca ją na ramię. - Przypomnij sobie naszą rozmowę w siłowni przed wyjazdem i zacznij wyciągać wnioski. - ton zmienia na chłodniejszy, a w jej błękitnych oczach przez chwilę widzę rozczarowanie.

- Aurora ty już zrobiłaś dość w tej sprawie, nie sądzisz ? - głos drży mi ze złości, która przez nią rośnie, zamiast maleć, tak jak oczekiwałem. - Nie puszczę cię ! Przecież ty ...

- Co ja ?! - unosi się, mrużąc bojowo oczy. - Nie jestem amatorką. Rusz dupę to sam się przekonasz.

Po tych słowach odwraca się i wychodzi swobodnie z pomieszczenia, nie zwracając już więcej uwagi na nic. Chłopaki stoją sztywno, czekając na mój rozkaz, nie odzywając się, tak samo, jak ja, chociaż widzę ich podziw, który starają się ukryć względem mojej Aurory.

Przez moją głowę przelatują jej słowa wypowiedziane do mnie w tej cholernej siłowni. „Mafia to rodzina." „ Wszyscy podążacie ślepo za tym, czego nauczyli was ojcowie." „Jeśli pokażesz, że ci zależy, dana osoba jest w stanie zrobić wszystko, by tego nie stracić." „Przez który mur łatwiej jest się przebić ?" „ Ty tu jesteś szefem Skarbie. Jesteś na tyle potężnym człowiekiem, że wykute zasady możesz obejść lub zmienić."

Kurwa ona ma racje. A ta akcja daje mi szansę, by coś zmienić i pokazać swoim ludziom, że walczę razem z nimi. I tak cholernie mi tego brakowało, a blokowały mnie tylko słowa ojca. Chujowy był z niego mentor. Jebać tego skurwiela !

- Możecie iść, ja zaraz dołączę.- wydaje polecenie i nie zwracając uwagi na wprowadzenie ich w niemały szok, idę się przebrać.

W sypialni nie tracąc czasu, pozbywam się swoich eleganckich ubrać i przebieram się w zwykłą czarną koszulkę, która lekko opina moje mięśnie, czarne jeansy i wojskowe ciężkie buty tego samego koloru. Zakładam kaburę z moimi dziecinkami i wciągam na ramiona swoją skórzaną kurtkę.

Gdy patrzę na swoje lustrzane odbicie, czuje się jak kilka dobrych lat temu. Ekscytacja rośnie, adrenalina powoli zaczyna buzować w moich żyłach, a ja uśmiecham się na samą myśl dobrej zabawy, jaka mnie czeka.

Zjeżdżam windą na mój prywatny podziemny parking, gdzie wszyscy czekają. Wchodzę do pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę każdego. Moi ludzie czekają przy samochodach, wyłapuję wzrokiem opierającą się o jednego z nich Aurorę. Jej długie nogi skrzyżowane są w kostkach, a dłonie wciśnięte w kieszenie kurtki. Pełne usta formują się w zadowolony uśmiech, natomiast błękitne oczy wpatrzone w moje błyszczą z dumą.

Podchodzę pewnym krokiem do jednego z kierowców i wyciągam w jego stronę dłoń.

- Ja prowadzę.- przekazuje mi posłusznie kluczyki. - Jadę pierwszy, reszta niech szybko ustali kolejność. - informuję tak, by każdy mnie usłyszał, po czym zgodnie potwierdzają skinieniem i wsiadają do pojazdów.

Gdy każdy zajął swoje miejsce, podchodzę wolnym krokiem do mojej piękności, która zadziera głowę do góry, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.

- Przez ciebie wyląduje kiedyś w kaftanie bezpieczeństwa. - na moje słowa kobieta parska melodyjnym śmiechem, po czym wyciąga dłonie z kieszeni i oplata mój pasrękoma, wtulając się w mój tors.

- Nie dramatyzuj. -opiera brodę o mój mostek i posyła mi swój promienny uśmiech. -Gotowy się trochę rozerwać ?

- Poślijmy paru skurwieli do piekła. - szepczę, zmieniając tonacje głosu na niższą, a prawy kącik moich ust unosi się w górę, formując grymas godny samego diabła.

Nie mogąc się powstrzymać, przysuwam swoje wargi do pełnych ust Aurory. Masuje je namiętnie w powolnym tempie, delektując się jej słodyczą. Niechętnie odsuwamy się od siebie i kierujemy w stronę samochodu. Otwieram mojej kobiecie drzwi od strony pasażera, a gdy wsiada, wzrok ucieka mi na jej smakowity tyłeczek.

Mogę trochę poudawać, ale dżentelmenem nie jestem.

Jadę dynamicznie, koncentrując się na drodze, jest środek nocy, mimo to miasto tętni życiem. Nie ułatwia to podróży, ale mamy trasę zaplanowaną tak, by ominąć wszystkie możliwe przeszkody. W samochodzie jestem tylko ja i Aurora. Odkąd ruszyliśmy, w pojeździe panuje cisza, która uspokaja nas oboje i pozwala skoncentrować się na zadaniu. Zapach róż miesza się z wonią moich perfum w idealnym połączeniu. Obecność mojej kobiety powoduje sprzecznie emocje, z jednej strony przynosi spokój, a z drugiej obawy. Pierwszy raz w życiu biorę udział w misi i nie przejmuje się jedynie sobą, a jeszcze kimś bardzo dla mnie ważnym. Nawet nie wyobrażam sobie, do czego jestem zdolny, gdy ktoś choćby spróbował, podnieć na nią rękę, a teraz jesteśmy w drodze do miejsca, gdzie to jest nieuniknione.

Aurora odczuwając zmianę mojego nastroju, chwyta moją dłoń i kładzie ją sobie na swoim lewym udzie, nakrywa przy tym swoją filigranową i gładzi ją kciukiem w kojącym geście. Moje palce zaciskają się delikatnie na jej nodze, w ramach wdzięczności.

- Skarbie. - łagodny ton głosu powoduje, że zerkam na kobietę, wyłapując jej delikatny pocieszający uśmiech. - Nie musisz się o mnie martwić. Wiem co robić.

- Nie umiem się o ciebie nie martwić Aniołku. -stwierdzam pod nosem, ale mimo to wiem, że słyszy każde moje słowo.

- Rozdzielimy się.

- Słucham ? - ożywiam się zaskoczony, patrząc na nią przelotnie. - Nie ma takiej opcji.

- Musisz skupić się na sobie, a nie na tym bym ja przypadkiem nie oberwała. Rozproszy cię to.

- Aurora. - mój ostrzegawczy ton, tylko napędza jej determinacje.

Zajeżdżamy do celu, parkuje sprawnie w ustalonym miejscy i odwracam się całym ciałem w stronę kobiety.

- Pójdę z chłopakami pozbyć się strażników z zewnątrz, a ty pójdziesz od frontu. Spotkamy się po wszystkim w wyznaczonym miejscu.

- Chce mieć cię przy sobie. - chwytam jej drobną dłoń w swoją i przybliżam do swoich ust, by musnąć jej skórę, nie spuszczając oczu z twarzy, którą znam na pamięć. - Będę spokojniejszy. Chociaż raz nie upieraj się przy swoim.

- Brayden...

- Proszę.

Widzę, że walczy sama ze sobą, ale w końcu bierze głęboki wdech, zamykając na chwile oczy, by po chwili pokiwać głową na znak zgody.

- Ale masz nie zgrywać mojego ochroniarza. - celuje we mnie palcem, nakazując. - Jesteśmy partnerami tak ?

- Osłaniaj mnie. - puszczam jej oczko, uśmiechając się chytrze, co ją rozbawia.

Wysiadamy z pojazdu, każdy wie, co ma robić, więc daje znak, że zaczynamy, wcześniej informując, jaką pozycje wraz z Aurorą zajmujemy.

Dwóch chłopaków rozkłada swoje snajperki i ustawiając się, by na mój znak w tym samym czasie pozbyć się strażników przy bramie. Gdy Hunter jest blisko panelu, który po wpisaniu odpowiedniej kombinacji otwiera metalowe wrota, daje znać, że jest gotowy. Widząc to, daje sygnał, a chwile po tym dwóch strażników już leży na ziemi z dziurami w głowach. Hunter podpina się, robi swoje i otwiera bramę.

- Ruszamy.- wydaje polecenie, na które każdy reaguje.

Zatrzymuję Aurorę, chwytając jej przedramię, nie mówiąc nic, otwieram bagażnik naszego wozu i wyciągam z niego dwa shotguny. Oczy Aurory świecą się jak dziecku w boże narodzenie, gdy podaje jej jednego z nich. Chwyta strzelbę w swoje dłonie, ale przytrzymuję ją, patrząc uważnie na jej twarz.

- Poradzisz sobie z tym Aniołku ?

- Skarbie. - wzdycha, wywracając oczami, ale gdy pozwalam jej przejąć zabawkę, tryska radością, rozbawiając mnie tym. - Oj będzie zabawa. - mruczy pod nosem zadowolona.

Moi ludzie rozproszyli się po terenie, otaczając rezydencje. Strażnicy znikają jeden po drugim. Działają szybko i cicho, a gdy dociera do nas informacja, że jest czysto, przychodzi czas na nas. Widzę, jak w rezydencji zapalają się światła, ktoś musiał się zorientować, ale nie mają czasu na przygotowanie.

Pewnym siebie krokiem zmierzam do głównego wejścia, mając przy sobie Aurorę, Huntera, Liama i Erica.

Będąc już prawie przy samych schodach, nabijam shotguna, któremu towarzyszy przy tym charakterystyczni dźwięk. Celuję w zamek drzwi i pociągam za spust. Roznosi się huk, a przez wielka dziura w drewnie mogę dostrzec cienie poruszających się w środku osób.

Wbiegając szybkim tempem po schodach, czuje przyjemne ciarki ogarniające całe moje ciało. Adrenalina ożywia każdą moją komórkę w organizmie. Aurora niemal jednocześnie ze mną nabija swoją broń, a gdy kopniakiem otwieram drzwi na naszej drodze stają dwie postaci. Wyglądają jak sarny, które wybiegły na ulicę tuż przed rozpędzonym samochodem. Ich oczy rozszerzają się jeszcze bardziej na widok naszych zabawek, ale nie zdążyli nawet unieść swoich broni, gdy pociągamy na spusty, a z ich głowy eksplodują po spotkaniu z nabojem.

Odgłosy strzelaniny roznoszą się już po całej willi. Nasi wkroczyli i robią rozpierduche.

Kierujemy się już ostrożniej w głąb pomieszczeń, kryjąc się wzajemnie, zabijając każdego, kto stanie nam na drodze. Muszę szczerzę przyznać, że mój Aniołek jest niesamowity. Ma świetny refleks, intuicje, genialnego cela i naprawdę świetnie potrafi posługiwać się bronią. Gdy ja odrzuciłem swojego shotguna, bo skończyły mi się naboje, Aurora zrobiła ze swojego jeszcze użytek. Wychodzącego za rogu mężczyznę znokautowała, uderzając go ciężką strzelbą, po czym wyciągnęła płynnym ruchem jeden ze swoich pistoletów, dobijając nieprzytomnego.

Ja pierdole ona nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo w tej chwili mnie podnieca.

Chłopaki Dereka nie mają szans z moimi zawodowcami. Wszystko idzie zgodnie z planem. Nie liczę, ile trupów za sobą zostawiłem, kieruje się coraz bliżej celu, jakim jest gabinetu tego skurwiela. Wiem, że tam powinien mieć schron i jestem pewny, że będzie chciał się w nim schować.

Jestem już prawie na miejscu, gdy widzę, jak w jednego z moich są wymierzone dwie lufy. Wychylam się nieznacznie i zauważam Aurorę po drugiej stronie korytarza zerkającą za rogu na trójkę mężczyzna na środku.

    Jak ona do chuja się tam teleportowała ?!

Jeszcze chwile temu miałem ją obok siebie albo kurwa tak mi się wydawało. Posyłam jej ostre spojrzenie, zły, że się oddaliła, na co tylko przewraca oczami, wkurwiając mnie tym jeszcze bardziej.

Pokazuje mi na migi, że nie ma już ani jednego naboju. Ja sam nie mam czym szastać, ale postanawiam działać.

Wychodzę za rogu, od razu po strzelając jednego z wrogów, gdy drugi z nich mnie zauważa, celuje we mnie, ale zanim zdąży oddać strzał, w pomieszczeniu roznosi się dźwięk błyskawicznie zbliżającej się osoby, a chwile później koszula faceta zalewa się krwią, która wypływa z jego poderżniętego gardła niczym z wodospadu, obryzgując przy okazji też twarz mojego zaszokowanego człowieka. Bezwładne ciało pada na ziemię, odsłaniając sylwetkę Aurory.

- Idź do reszty przeszukać piwnicę. - rozkazuję władczym tonem.

- Jasne szefie.

Kobieta podnosi spluwy leżące obok trupów, podaje mi jedną z broni, po czym wymachuje mi czymś przed nosem.

- Zobacz, co znalazłam. - pokazuje mi przedmiot, który okazuje się paralizatorem. - Chcesz trochę pomęczyć Dereka czy załatwiamy to szybko ?

- Mieliśmy się rozerwać prawda ? - mówiąc to szczerze się niczym psychopata, ale mojej kobiety wcale to nie zraża, wręcz przeciwnie, podoba się jej to. - Wchodzę pierwszy. -zgadza się i przylega do ściany niedaleko drzwi, obserwując otoczenie.

Przed wejściem sprawdzam ilość naboi. Magazynek jest niemal pełny. Przestrzelam kolejny już tego dnia zamek i pcham drewnianą powłokę. Przekraczam próg, gotowy do ataku, rozglądam się po pomieszczeniu, ale nikogo nie zastaje. Nie tracąc czujności, podchodzę do biurka, obchodzę je powoli, aż zauważam cień. Wybucham śmiechem, widząc, jak ten wielki skurwiel chowa się pod meblem.

- No powiem ci Derek, że potrafisz zaskoczyć. - kpie z niego. - Wypierdalaj stamtąd pajacu ! - podnoszę groźnie głos, uderzając pięścią w blat.

Wielkie cielsko wyłania się spod mebla i z niemałym trudem wydostaje ze swojej kryjówki.

- Btayden Carson. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - obserwuję moją kamienną twarz rozbieganym wzrokiem. - Nasze interesy zakończyły się dawno temu, więc nie rozumiem powodu twojej wizyty.

Robię kilka kroków w przód, a on cofa się, stając po drugiej stronie biurka. Siadam z westchnieniem na jego wielkim fotelu i układam nogi na blacie mebla, krzyżując je w kostkach. Bawię się bronią, obserwując faceta kątem oka.

- Zacznijmy od tego, że dla ciebie jestem PANEM Braydenem Carsonem. - podkreślam odpowiednie słowo, a mój zimny spokojny głos sprawia, że wzdryga się, nieudolnie kryjąc swój strach. - Nie spodziewałeś się mnie i tak właśnie miało być. - przenoszę swój znudzony wzrok na jego twarz i kontynuuję. - Mówisz, że nasze interesy zakończyły się dawno temu. Hmm. A co ciekawe. -przekręcam głowę lekko w bok, patrząc na niego z politowaniem. - Skoro jest tak, jak mówisz, to dlaczego wpierdalasz się tam, gdzie nie powinno cię być ? Myślałeś, że nie dowiem się, kto napadł na mój transport ? - cmokam na niego karcąco i kręcę głową lekko na boki, jakbym upominał małe dziecko. - Nie ładnie Derek. Zapomniałeś, kim jestem. No ale cóż... - strzelam karkiem, zsuwając nogi z biurka. - Nic straconego. Chętnie ci przypomnę, dlaczego ktoś taki jak ty nie powinien zadzierać z kimś takim jak ja. - w moim głosie słychać groźbę, a gdy już mam wstawać on wyciąga za paska pistolet. - A chciałem załatwić to szybko. - z westchnieniem opadam na oparcie i ze znudzoną miną spoglądam na jego zacięty wyraz twarzy.

- Co mnie zdradziło ? - mając we mnie wycelowaną spluwę, stał się bardzo pewny siebie. - A może kto ? - uśmiecha się cwanie. - Czyżby twoja suczka nie poradziła sobie z tak prostym zadaniem? Szkoda, miałem co do niej pewne plany. Wiesz, jak bardzo lubię takie niewinne ślicznotki. Jak jej nie zajebałeś, to chętnie ją zgarnę, żeby pokazać, jak powinno się pieprzyć takie jak ona.

- Radziłbym ci uważać na słowa.- warczę ostrzegawczo.

- A co ty mi możesz zrobić ?! - zanosi się śmiechem.

- Ja nic. - wzruszam ramionami.

- Ale ja już tak. - dociera do moich uszy dobrze znany mi głos.

Derek robi zdezorientowaną minę, a chwilę później przez jego ciało przechodzi prąd, wywołujący jego zbolały krzyk. Spina się cały, trzęsąc się, a gdy wszystko mija, pada na kolana, oddychając ciężko.

Aurora patrzy na mnie zadowolona i przechodząc obok klęczącego, kopię w moją stronę leżący na podłodze pistolet, porażając go ponownie.

- Przynudzał nie ? - pyta, podchodząc do mnie, bujając zmysłowo biodrami.

- Żałuj, że nie widziałaś, jak chował się pod biurkiem. - śmieje się, sadzając ją na swoich kolanach. - Derek poznaj moją Aurorę. Widzisz, w porównaniu do ciebie ja ja wolę kobiety z pazurem.

Ciemnoskóry mężczyzna patrzy na Aurorę wielkimi oczami, skanując ją całą, zapewne szukając różnic.

- Zaskoczony ? - spytała, oplatając swoim ramieniem mój kark. - Chciałeś zrobić z mojego Skarba potwora, sam nim będąc. - nie mogąc się oprzeć, słysząc pieszczotliwy zwrot, jakim mnie nazwała, całuję ją w szuję, a przyjemne ciepło rozprzestrzenia się po mojej klatce piersiowej.

- Ale ty.. ty.. - kręci głową nic nie rozumiejąc. - Udawała. - szepczę cicho.

- Kończmy to, chcę już wracać. - przesuwam swoją dłoń z jej tali na jędrny tyłek, zaciskając na jednym z pośladów swoje palce. -Mam na ciebie cholerną ochotę odkąd zobaczyłem się w tym wydaniu. - mruczę ochryple do jej ucha, przygryzając jego płatek.

- Czuję. - mówiąc to, poprawia się na moich kolanach, drażniąc mojego sterczącego fiuta. - Na mnie również działa twój image na złego chłopca.

- Kurwa to są chyba jakieś jaja ! - wydziera się Derek i to są jego ostatnie słowa, przed tym, jak dwie kule trafiają w jego ciało. Jedna wystrzelona przeze mnie trafia mu między oczy, a druga oddana przez Aurorę w lewą pierś.

- Mógł trochę lepiej dobrać słowa przed śmiercią. - stwierdza rozbawiona kobieta. - Jego ostatnim wypowiedzianym słowem były „jaja". - śmiejąc się, chwytam mocno jej biodra i podnoszę, tak by usadzić ją na sobie okrakiem.

Rozbawienie znika, gdy nasze twarze dzielą centymetry, a gorące przyśpieszone oddechy mieszając się ze sobą. Mój wzrok pada na czerwone rozchylone zachęcająco usta, już mam wpić się w nie łapczywie, ale przeszkadza mi w tym wpadający do pomieszczenia jeden z moich ludzi.

- Szefie znaleźliśmy dziewcz... O kurwa. - patrzę w jego stronę z mordem wypisanym na twarzy. - Przepraszam ja... przyjdę później. - zestresowany cofa się co wyjścia.

- Czekaj. Co z tymi dziewczynami ? - pyta Aurora, a ja wzdycham, bo wiem, że będę z erekcją wracał do apartamentu.

- Tylko jedna przeżyła i nie jest w najlepszym stanie.

Klnę pod nosem, widząc niezadowoloną minę mojej kobiety. Wiem, jak bardzo zależało jej na tym, żeby je stąd wydostać. Ja tego chciałem ze względu na nią, zwłaszcza że trafiły tu przeze mnie.

- Spodziewałem się tego, więc lekarz jest przygotowany, by zjawić się w hotelu o każdej porze.

- Ona nie chce dać się dotknąć, nie wiemy co mamy robić. Szef kazał być delikatnym.

- Ja się nią zajmę. - decyduję Aurora, wstając. - Brayden sprowadź lekarza do hotelu, najlepiej, żeby była to kobieta.

- Dobrze Aniołku.

Gdy kobieta znika po wskazówkach, gdzie znajduje się dziewczyna, mój człowiek przekazuje mi, że znaleźli również kilka naćpanych dziwek. Postanawiam zając się tym od razu. Dzwonie do odpowiedniej osoby, która mogłaby być zainteresowana przejęciem kurew, pozbywając mnie tym samym problemu.

______

Hej Wszystkim ! 

Rozdział miał być w środę, ale spóźniłam się trochę i jest w czwartek, czyli w SYLWESTER !

Z tej okazji chciałam Wam życzyć, żebyście ten nowy rok przywitali szczęśliwi z szerokimi, szczerymi uśmiechami na twarzy : D ! 

Chciałam również z całego serducha podziękować za Wszystkie głosy i komentarze, które dają mi mocnego, motywacyjnego kopa. :p 

Informacje na temat wstawiania kolejnych rozdziału pojawić się będą na mojej tablicy z kilkudniowym wyprzedzeniem. 

Mam nadzieje, że rozdział się podobał. :* 

Pozdrawiam Wszystkich cieplutko i do następnego :) 

Wysłannicy Lucyfera: Upadły AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz