Przez włoskie wille nad morzem wiszące
Ciągniemy, rzesze senne i cierpiące,
Trochę tu niebios zaczerpnąć, i morza —
Gdy nam przybrakło ojczystego brzegu —
I skargi rzucać w gwiaździste przestworza,
Szukając w gajach oliwnych noclegu;
Gdzie w ciemne groty szafiry się leją
Niebieskiem światłem olśniewać podziemie,
Gdzie burze przerwać milczenia nie śmieją,
I tylko ptactwo zabłąkane drzemie —
Przyszliśmy, grubą odziani żałobą,
Zazdrościć ciszy tym błękitnym grobom.
Gdzie góry biegną nad zwierciadłem fali
Kąpać się w blasków różowych pogodzie,
Tuśmy, wygnańcy, ojczyzny wołali,
Na pełne morze odbijając łodzie —
A płynąc myślą w mgły przeszłości czarne,
Rwali cyprysy i róże cmentarne.
Witajcie, płynne otchłanie! swym szumem
Dokończcie dźwięków wydartych westchnieniem...
Wszak w nieskończoność toniem wraz z tym tłumem
Mar zatraconych za zgasłym promieniem!
A nieświadomi wybrzeża, gdzie staniem, —
Spoczniem... za nowem czekając świtaniem.