Actions

Work Header

Too much to ask

Chapter Text

Tak jak się spodziewał, obudził się z potwornym bólem głowy. Jęknął z niezadowoleniem, nie chcąc nawet myśleć o tym, żeby wstać i poszukać jakichś tabletek przeciwbólowych. 

Gwałtownie otworzył oczy, gdy zdał sobie sprawę, że otaczało go ramię. Cholera, przespał się z kimś wczorajszego wieczoru? Nie potrafił sobie przypomnieć. 

Nie chciał się odwrócić i spojrzeć tej osobie w twarz, bo nagle zdał sobie sprawę z tego, że wpatrywał się właśnie w pieprzony obraz na ścianie, który potrafiłby odtworzyć nawet z zamkniętymi oczami.

Był ich. Pierwsza rzecz, którą kupili razem, za wspólne pieniądze, gdy wprowadzali się do nowego mieszkania, teraz dobitnie uświadamiała mu, z kim przespał się wczorajszego wieczoru. Był pewien, że się ze sobą przespali, choć nic nie pamiętał, bo znał swoje ciało. 

Poza tym, Louis Tomlinson nigdy nie był delikatnym kochankiem. 

Kurwa mać. Wyplątał się spod jego ramienia, tak delikatnie, jak tylko mógł, byleby tylko go nie zbudzić. Nie zniósłby teraz rozmowy z nim, zwłaszcza że nie pamiętał niczego z ich spotkania. Dosłownie niczego. Zmarszczył brwi, ale ostatnią rzeczą, którą sobie przypominał, było pukanie do tych cholernych drzwi. 

Ubrał się szybko, naciągając koszulkę tyłem na przód, ale nie miał zamiaru się tym zamartwiać ani tracić czasu, bo musiał stąd zniknąć. Nie chciał patrzeć Louisowi w oczy, choć tak naprawdę to starszy powinien odczuwać ten strach. Harry jednak teraz, gdy był względnie trzeźwy, nie miał mu nic do powiedzenia. Tak naprawdę, jeśli Louis będzie próbował się z nim skontaktować, będzie udawać, że nic się nie wydarzyło i zrobi z Tomlinsona wariata. Tak, to był świetny plan. 

Zaryzykował jeszcze krótką wycieczkę do kuchni, by znaleźć jakieś tabletki przeciwbólowe, bo z każdym ruchem czuł się tak, jakby ktoś walił go młotkiem prosto w jego skronie. Zaskoczył się tym, że w tym pomieszczeniu nic się nie zmieniło, bo myślał, że Louis zrobi w nim jakiekolwiek przemeblowanie - - on by tak zrobił, gdyby w ogóle odważył się zostać w tym mieszkaniu. 

Cóż, najwyraźniej Louisowi ani trochę nie zależało na ich dawnym związku i nie przeszkadzało mu, że wszystko mu o nim przypomina. Tak czy inaczej, Harry miał ułatwione zadanie, bo nawet tabletki leżały w tym samym miejscu. 

Popił je wodą i wrócił do korytarza, nie marnując już ani sekundy więcej. Otworzył drzwi, gotów uciec z mieszkania Louisa, które kiedyś było ich. Musiał się stąd wydostać, gdy na każdym kroku dopadały go wspomnienia przeszłości - - gdy każdy kąt przypominał mu o tym, że nigdy do końca nie wyleczył się z Louisa.

Nie dane mu było jednak uciec. Otworzył drzwi, gotów wybiec i nie oglądać się na siebie, ale przeszkodził mu widok dziewczyny z uniesioną pięścią, która wyraźnie miała właśnie zamiar zapukać do drzwi.

– Jest Louis? – zapytała zaskoczona, marszcząc brwi na widok Harry'ego, jakby próbowała skojarzyć jego twarz.

– Um, śpi – odparł drżącym głosem.

Nigdy jej nie widział - - nie próbował katować się, wyszukując w portalach społecznościowych dziewczynę, z którą Louis go zdradził, ale to musiała być ona, gdy trzymała za rękę małego człowieka. Harry z całych sił próbował nie spojrzeć, niemal błagał w myślach samego siebie, by tego nie robił, a jednak nie potrafił się powstrzymać.

Ten mały człowiek zdecydowanie odziedziczył delikatne rysy twarzy po matce, ale cała reszta pozostawała istną kopią ojca. Ten zadarty nosek, delikatne piegi i te niebieskie oczy, które wpatrywały się w niego przenikliwie. Mały człowiek z pewnością zastanawiał się, co obcy mężczyzna robi w domu jego ojca i kim, do cholery, jest. Może niedokładnie tymi słowami.

– Um, jest w sypialni. – Harry niedbale skinął ręką we wspomnianym kierunku, odrywając wzrok od małego Tomlinsona. – Śpi. 

Czuł, jak jego oczy wypełniają się łzami, rzucił więc krótkie “muszę lecieć”, zanim wyminął dziewczynę, bez zastanowienia wypadając z mieszkania Louisa.

– Kurwa, kretyn – wyrzucał sobie, gdy tylko znalazł się w bezpiecznej odległości od budynku, w którym prawdopodobnie właśnie teraz Louis budził się po ich wspólnie spędzonej nocy. Opadł na jedną z miejskich ławek, czując, jak palące łzy przysłaniają mu widok. – Jesteś debilem.

Rzucał w siebie wyzwiskami, wplątując palce we włosy, by pociągnąć je z frustracją. Czy naprawdę wystarczyła jedna wiadomość, jedna pieprzona wiadomość przepełniona kłamstwami, by rzucił się z powrotem w ramiona Louisa? Był pewien, aż do wczoraj był pewien, że oddzielił się grubym murem od swojej przeszłości. Tomlinson nie miał dla niego znaczenia, ale to zetknięcie się z przestrzenią, którą kiedyś dzielili, dobitnie uzmysławiało mu, że był w błędzie. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by zrobił, gdyby spojrzał mu w twarz. To znaczy, zdawał sobie sprawę z tego, że wczoraj z pewnością nie raz spoglądał na te diabelsko piękne rysy jego twarzy, ale dziś już tego nie pamiętał, więc czuł się tak, jakby nadal nie widział go od czterech lat. 

– Niall – szepnął nagle. Musiał przestać mówić do siebie, ale z drugiej strony, w okolicy nie było nikogo, kogo mogłoby to obchodzić. 

Irlandczyk przyjechał tu z nim i choć on też był pod wpływem alkoholu - - chyba nawet bardziej od Harry'ego - - może pamiętał cokolwiek z ich nocnego wypadu. 

Harry gwałtownie wstał z ławki. Nie miał zamiaru dzwonić do Irlandczyka, bo to, co miał zamiar mu powiedzieć, chciał wyznać mu w twarz. 

Złapał taksówkę i dojechał do mieszkania Nialla, biorąc chyba ze dwadzieścia oddechów, zanim zaczął dzwonić dzwonkiem raz za razem. Po takiej ilości alkoholu, jaką wczoraj spożył, Niall z pewnością spał głębokim snem. 

– Jezu, pojebało cię? – jęknął Irlandczyk, gdy po kilku długich chwilach otworzył mu drzwi. Był tak zaspany, że tak naprawdę ledwie otwierał oczy. – Jest... która jest w ogóle godzina? Chyba wciąż jestem pijany. 

– Nie mam pojęcia – oznajmił Harry, przepychając się obok Irlandczyka, by wejść do środka. 

Poszedł prosto do kuchni i zaparzył im obu kawę, bo potrzebował tyle przytomności, ile zdoła z nich wykrzesać. Niall usiadł na krześle i o nic nie pytał, bo, jak Harry dostrzegł, gdy tylko się odwrócił, odrzucił głowę na oparcie i zasnął. 

– Twoja kawa – wrzasnął mu nad głową. Może i zazwyczaj był dla niego nieco milszy, ale dzisiaj targało nim tyle emocji, że nie potrafił nad nimi zapanować. 

– Huh? – Niall otworzył jedno oko, przyglądając mu się nim podejrzliwie. 

– Twoja kawa – powtórzył. – Wypij i skup się. 

Niall posłuchał, krzywiąc się, gdy wrzątek rozlał się po jego języku. 

– Zechcesz mi wyjaśnić, dlaczego próbujesz zmusić mnie do zmartwychwstania? – jęknął, zwijając się w kulkę na krześle, jakby planował zasnąć w tej pozycji. – Jestem śpiący. 

– Skup się, proszę – mruknął Harry, wzdychając ciężko. – Co pamiętasz z wczoraj? 

– Cóż, zacznijmy od tego, że odwołałeś ślub z człowiekiem, którego rzekomo kochałeś... – zaczął Niall, przerywając sobie ziewnięciem. 

Harry wykorzystał ten moment, by mu przerwać. Zraniony Cameron i tak często gościł w jego myślach, nie potrzebował przypomnienia. 

– Z naszej wyprawy do mieszkania Louisa. 

Niall zmarszczył brwi, a Harry niemal dostrzegał, jak ciężko pracuje jego umysł, usiłując coś sobie przypomnieć. 

– Pojechaliśmy tam i... – Zmarszczył brwi jeszcze mocniej, skupiając się ze zdwojoną siłą. – Wpadłeś do jego mieszkania i zacząłeś na niego wrzeszczeć.

– Co takiego wrzeszczałem? Nic nie pamiętam – wyjaśnił.

– Hm – mruknął Niall, przykładając palec do ust. – Że jest dupkiem i że odezwał się o cztery lata za późno, to na pewno. Że nigdy nawet cię nie przeprosił, więc nie ma żadnego prawa mówić ci, że jesteś miłością jego życia.

Harry skinął głową ze zrozumieniem. To brzmiało logicznie, bo były to myśli, które miałby i na trzeźwo. Nie miał jednak pojęcia, jak od tych wrzasków znalazł się w łóżku Louisa.

– Co potem?

– Zrobiło mi się potwornie niedobrze, a zapomniałem, gdzie jest łazienka – wyjaśnił Niall, zadowolony, że pamiętał cokolwiek bez uciążliwego grzebania w swoim umyśle. – Pytałem Louisa, ale on tak skupił się na tobie, że nie zwracał na mnie uwagi. On też chyba był bardzo pijany, bo ledwie trzymał się na nogach. W każdym razie stwierdziłem, że nie chcę obrzygać mu korytarza, co nawiasem mówiąc, dziś uważam za złą decyzję. Wczoraj jednak wyszedłem na dwór i...

– I wróciłeś?

– Nie. Zobaczyłem taksówkę i pomyślałem, że złapię ją i powiem, żeby na nas zaczekała, ale... nie pamiętam, szczerze mówiąc. Nie wiem, jak znalazłem się w domu.

Harry westchnął. Miał nadzieję, że rozmowa z Irlandczykiem cokolwiek mu rozjaśni, czuł się jednak tak, jakby utknął. Jeśli chciał się czegokolwiek dowiedzieć, musiałby zapytać Louisa, a tego nie miał zamiaru zrobić.

Jak na zawołanie, jego telefon się rozdzwonił, a na ekranie pojawił się numer, który od wczoraj zdążył wyryć się w pamięci Harry'ego. Nie miał go w kontaktach, bo najwyraźniej Tomlinson zmienił numer telefonu po ich rozstaniu, a Harry właśnie teraz doszedł do wniosku, że powinien był zrobić to samo. Uniknąłby całego tego zamieszania.

– Nie chcę z tobą rozmawiać – oznajmił Harry swojemu telefonowi, odrzucając go od siebie.

– To on? – Oczy Nialla rozszerzyły się z zaskoczeniem.

– On – westchnął Harry, zanim przełknął ciężko. – Słuchaj, ja... nie pamiętam niczego, odkąd znaleźliśmy się pod jego mieszkaniem, ale... obudziłem się rano w jego łóżku. Jakby... um, nagi.

Oczy Nialla rozszerzyły się jeszcze bardziej i wyglądał tak komicznie, że Harry parsknąłby śmiechem, gdyby nie czuł się tak podle.

– Przespałeś się z nim? – zapytał głośno, a wtedy natychmiast potarł swoje skronie, uciszając samego siebie.

– Tak.

– Po co? Jak... dlaczego?

– Nie mam pojęcia.

– Myślisz, że... no, mógłby cię wykorzystać?

Harry'emu nawet nie przyszło to do głowy, ale odrzucił tę myśl niemal natychmiast. Louis nigdy nie był człowiekiem, który spróbowałby go do czegokolwiek zmuszać. Był dobrym chłopakiem, tak naprawdę najlepszym, a jedynym jego błędem było to, że go zdradził. Cholerny, najgorszy błąd, jaki mógł popełnić, a potem nawet nie próbował zawalczyć, co chyba zabolało Harry'ego jeszcze bardziej. Louis po prostu rozpierdolił ich pięcioletni związek w jedną noc i nie zrobił nic, by choć spróbować to naprawić.

– Nie, szczerze, myślę, że to jakaś durna decyzja z mojej strony – przyznał. – Nigdy nie był takim człowiekiem i myślę, że teraz też by się na to nie zdobył.

Niall westchnął ciężko, podczas gdy telefon kędzierzawego znów się rozdzwonił.

– Harry. – Irlandczyk złapał go za rękę, skupiając na nim całą swoją uwagę. – Szczerze, myślałem, że jesteś szczęśliwy z Cameronem i że za niego wyjdziesz, wiesz? Kiedy tak się nie stało, zdałem sobie sprawę, że... Louis jest twoją niedokończoną sprawą. Nie chodzi mi o to, żebyś mu wybaczył, bo to ostatnia rzecz na liście racjonalnych pomysłów, ale musisz z nim porozmawiać. Nie dla niego. Dla siebie.

– Nie chcę go widzieć. Ani słyszeć – zaprotestował Harry, ale sięgnął po ten cholerny telefon.

Przestał dzwonić, a kędzierzawy słyszalnie westchnął z ulgą. Może Louis się podda, w końcu zadzwonił do niego aż dwa razy - - o dwa więcej niż w ciągu ostatnich czterech lat. Pewnie próbował... cokolwiek przyszło mu tam na myśl, a teraz odpuści i...

Jego telefon znów się rozdzwonił.

– Odbierz – powiedział cicho Niall, wpatrując się w niego ze zmartwieniem w oczach.

Harry poczekał jeszcze, mając nadzieję, że Louis się rozłączy, ale telefon dzwonił i dzwonił, aż kędzierzawy westchnął ciężko i odebrał to pieprzone połączenie, momentalnie czując, jak jego serce zaczęło bić dwa razy szybciej.

– Louis – przywitał go oschle, nie planując powiedzieć ani słowa więcej, a jednak nie potrafił ugryźć się z język. – Czego chcesz?

– Harry. – Louis wydawał się westchnąć z ulgą, że kędzierzawy odebrał od niego telefon, ale jego głos drżał z każdym słowem. – Chciałbym... to znaczy, cholera, sam nie wiem. Przygotowałem sobie przemowę, a teraz nie pamiętam ani słowa.

Harry milczał, wpatrując się w przenikliwe, niebieskie oczy swojego przyjaciela. Miał wrażenie, że rozpadłby się, gdyby Nialla nie było obok, bo słyszenie tego głosu nadal tak bardzo bolało.

– Tak. Hm, Harry – zaczął znów Louis. – Moglibyśmy się... spotkać? Proszę, przemyśl to, zanim odmówisz. Chciałbym ci wyjaśnić, um... kilka rzeczy i przysięgam...

– Dobrze – przerwał mu, starając się, by jego głos brzmiał tak lodowato, by Louisa zmroziło nawet przez telefon. – Przyjadę do ciebie za pół godziny – oznajmił.

Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź. Nie interesowało go, czy Louis miał jakiekolwiek plany. Miał zamiar dać mu jedną, jedyną szansę na rozmowę ze sobą - - a bardziej samemu sobie na wrzaski na niego.

– Pojechać z tobą? – zaproponował natychmiast Niall.

– Nie przyjmuję innej opcji.

Ogarnęli się i zamówili taksówkę, zjawiając się pod mieszkaniem Louisa godzinę później. Czy Harry przejmował się tym, że się spóźnił? Nie, ani trochę.

– Harry...

Louis otworzył im drzwi blady jak ściana, jak Harry zauważył kątem oka. Otworzył usta, gotów zacząć swoją przemowę, ale Niall wystąpił przed kędzierzawego, uśmiechając się tak lodowato, że nawet Harry czuł przerażenie.

– Wiesz, powinienem był to zrobić cztery lata temu.

Wtedy nie wahając się ani sekundy, zacisnął dłoń w pięść i wymierzył ją w sam środek twarzy Tomlinsona.