Actions

Work Header

Starkowe trojaczki, można powiedzieć

Summary:

Spodziewał się, że zobaczy, jak roboty jeżdżą dookoła, kręcą się i podskakują podekscytowane – nic nowego. Czego się nie spodziewał, to dlaczego, tak się zachowywały.

Tam, w środku salonu stał mężczyzna, którego nigdy w życiu nie widział.

- Yy… JARVIS?

- Proszę o wybaczenie, sir. – zabrzęczał bezcielesny głos. – Wpisał kod przy pierwszej próbie. Uznałem, że jest pańskim starym przyjacielem, który przyszedł w odwiedziny.

Notes:

Ten moment, kiedy jesteś tak nauczona do pisania przecinków, że musisz tagi wpisywać po trzy razy, bo przecinków tam być nie może.

 

A później i tak je dodajesz, bo tag jest za długi.

(See the end of the work for more notes.)

Work Text:

Dla Tony’ego Starka była to długa noc spędzona przy pracy. Zamglonym wzrokiem zerknął na zegar, człapiąc z robotami w stronę windy, by wjechać na parter. Trzecia trzydzieści siedem w nocy. Ładnie. Przynajmniej będzie w łóżku przed szóstą. Przyjaciele wciąż narzekali, że za mało sypia. Ledwo zauważał, że roboty jadą z nim. Zwykle nie pozwalał im się wypuszczać poza laboratorium, ale był tak zmęczony, że postanowił to tym razem zignorować.

- Jeśli rano wstanę i wszystko będzie w ogniu, to was oddam do kuchni społecznej – ostrzegł je. Każdy z nich tylko zawarkotał i zaświergotał, ucieszony, że może poodkrywać trochę świat poza laboratorium.

Przed snem Tony poszedł do kuchni po szklankę wody. W połowie jej napełniania z kranu w drzwiach lodówki usłyszał sporo pisku i warkotu dochodzących z salonu. Wzdychając, przerwał nalewanie i odłożył naczynie na blat.

- Co, do diabła, teraz zrobiłyście – mruknął pod nosem i, drapiąc się po zakrytym koszulką brzuchu, powlókł się w tamtą stronę. Spodziewał się, że zobaczy, jak roboty jeżdżą dookoła, kręcą się i podskakują podekscytowane – nic nowego. Czego się nie spodziewał, to dlaczego, tak się zachowywały.

Tam, w środku salonu stał mężczyzna, którego nigdy w życiu nie widział. Za nim drzwi wejściowe wciąż były otwarte, dopiero się zamykały i zakluczały, a przed nimi była mała kupka ubrań z wystającym z nich czubkiem buta. Kurtka i coś jeszcze, tylko tyle Tony zauważył, zaledwie zerknąwszy w tamtym kierunku. Zamiast tego skupił się na nieznajomym, który stał i chichotał, a roboty krążyły wokół niego, ćwierkały i tykały jego nóg.

- Yy… JARVIS? – zawołał ostrożnie Tony do swej sztucznej inteligencji i prawej ręki, cóż…. Tak, teraz to już po prostu swojej prawej ręki. JARVIS zajmował się wszystkim.

- Proszę o wybaczenie, sir. – zabrzęczał bezcielesny głos. – Wpisał kod przy pierwszej próbie. Uznałem, że jest pańskim starym przyjacielem, który przyszedł w odwiedziny.

Tony aż się wzdrygnął na myśl o starych przyjaciołach przychodzących do niego. Większość z nich interesowały tylko jego pieniądze. Ten dziwny mężczyzna, który, jak Tony wreszcie zauważył, miał długie czarne włosy, które zakrywały mu twarz, gdy zerkał na roboty i wciąż chichotał. Ten śmiech oraz fakt, że raz po raz chwiał się lekko, wskazywały na to, że jest pijany. Było to imponujące nawet na standardy Tony’ego. Pijany, a i tak wpisał kod idealnie za pierwszym razem? Kimkolwiek był, Tony mógł się założył, że był mądrzejszy od przeciętnego szaraczka.

Mężczyzna miał na sobie zielony sweter. DUM-E wciąż pociągał za jego rąbek. Czarno odziane nogi mężczyzny były dźgane przez U i Butterfingersa. Jakim cudem jeszcze go nie przewrócili było dla Tony’ego tajemnicą.

Czkając lekko, mężczyzna powiedział: – Dziwnie wyglądacie, koty… Podobacie mi się. – Poklepał szczypce DUM-ego tak jak klepie się psa po łbie, a potem zrobił to samo z pozostałymi dwoma robotami. Cała trójka praktycznie pisnęła z radości na tak miły gest, a U i DUM-E podjechali do Tony’ego, żeby pociągnąć jego koszulkę. Wiedział, o co im chodzi. Praktycznie mówił tym samym językiem.

- Nie – powiedział im obojgu. – Nie możecie go zatrzymać. Nawet nie wiem, kto to jest.

Mężczyzna ukucnął i właśnie głaskał Butterfingersa, uśmiechając się do niego. JARVIS ponownie się odezwał: - Czy powinienem wezwać służby, sir?

I Tony wiedział, że powinien powiedzieć tak. Wiedział, że powinien. Nie wiadomo, co ten gościu zrobi czy na co przypadkiem wpadnie, ale tak stojąc i obserwując, jak nieznajomy bierze Butterfingersa za rączkę i drepta z nim w stronę kanapy, jakby robot był małym dzieckiem przechodzącym przez ulicę, poczuł, że było to warte ryzyka.

- Niee – powiedział, uśmiechając się. Mężczyzna usadowił się na kanapie, przyciągnął sobie poduszkę i wtulił w nią twarz, wciąż śmiał się do robotów, które znowu zgromadziły się wokół niego i pikały mu prosto w twarz. Tony odezwał się: - Ale przypomnij mi, gdzie są tabletki przeciwbólowe i koce, dobra J?

- Oczywiście, sir. Środki przeciwbólowe są w lewej górnej szufladzie toaletki w łazience dla gości, a dodatkowe koce w trzeciej szafie w korytarzu, tej którą panna Potts lubi dekorować girlandami na święta.

- Dzięki, koleś. – Tony powoli podkradł się w stronę niezapowiedzianego gościa. Odganiając z drogi roboty, przykucnął przed nim. – Hej – powiedział, gdy zielone oczy w końcu skupiły się na jego twarzy, trochę przy tym zezując.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego i wyciągnął do niego rękę, całkowicie go omijając. Podśpiewując, za trzecim razem w końcu udało mu się klepnąć Tony’ego w ramię: - Hmm, nie… nie Thooorrr – wybełkotał człowiek, wciąż z głupawym uśmiechem na twarzy: - Thor w łószczku?

- Thora chwilowo nie ma – zdecydował się odpowiedzieć Tony. Twarz mężczyzny przybrała na moment poważny wyraz i skinął głową. Inżynier kontynuował: - Hej, mogę zobaczyć twój telefon? – Uśmiech wrócił na twarz pijanego gościa, gdy próbował przenieść swoją rękę z pleców gospodarza do swojej tylnej kieszeni. W rezultacie tylko się poklepywał. Tony stwierdził: - Dobra, dobra. – Powstrzymał go i zaśmiał się lekko: - Jest w tylnej kieszeni? – Po skinieniu gościa, Tony sięgnął delikatnie i wyciągnął jego telefon. Mając go w ręku, zauważył, że mężczyzna zaczął chichotać niemal tak mocno, jak tuż po przyjściu: - Co? Co cię tak śmieszy?

- Heehee, tyyyy tyknąłeś mój tyłek – odpowiedział, odwracając się i wtulając twarz w poduszkę. Tony nie mógł powstrzymać uśmiechu.

Odszedł kawałek, odłożył na chwilę telefon i pozbierał kilka koców. Wrócił i zarzucił je na tajemniczego mężczyznę, który już smacznie spał, i poszedł po tabletki przeciwbólowe. Zabrał szklankę, którą przygotowywał dla siebie i położył na stoliku obok buteleczki z lekami. Wskazał na roboty i je ostrzegł: - Są dla niego, jak się obudzi. Nie dotykajcie ich. Będzie go jutro rano bardzo bolała głowa, tak jak tatusia. – Roboty zawarkotały i potrzęsły się, niby kiwając głowami, i jemu to wystarczyło.

Zaopiekowawszy się swoim gościem, Tony poszedł do kuchni z jego telefonem: - J, możesz mi dać hasło? – Uniósł urządzenie, by JARVIS mógł je przeskanować i czekał. Telefon się odblokował, a na ekranie pojawiło się zdjęcie gościa z kanapy z czaszką i peleryną. Aż krzyczało: Hamlet. Może lubi teatr? Mniejsza z tym, przescrollował przez listę kontaktów, znalazł ten nazwany „Thor” i zadzwonił.

Gdy czekał, zajrzał do salonu i uśmiechnął się, widząc, jak roboty okrywają gościa kocem po samą szyję. Próbują go opatulić. Urocze. Facet miał szczęście, że go polubiły. Gdyby nie one, Tony zadzwoniłby na policję.

W końcu dźwięk nawiązywania połączenia się skończył i zaatakował go wrzask: - LOKI! DO DZIEWIĘCIU, CZY MASZ POJĘCIE KTÓRA GODZINA? - krzyczał niski, męski głos, a Tony wzdrygnął się i gwałtownie odsunął telefon od ucha.

- Yyy, no, hej – powiedział, gdy wrzaski się skończyły. – Yyy, nazywam się Tony.

Nastąpiła bardzo, bardzo długa pauza zanim głos znów przemówił. Ta Thorowa osoba: - Dlaczego ma Pan telefon mojego brata? KIM JESTEŚ?! JEŚLI JAKOŚ GO SKRZYWDZIŁEŚ…!

- No, yy, ok, proszę, przestań krzyczeć, dzięki. – Tony złapał palcami za nasadę nosa. – Mam telefon twojego brata, bo mi go dał. Nic mu nie zrobiłem, przyrzekam na moją mamę, ok?

Kolejna długa pauza.

- Dobrze… wytłumacz się.

- Wow, rozkazy, ok. No, yyy, widzisz… Twój brat, tak? Cóż, twój brat tak jakby włamał się do mnie.

Gość naprawdę był fanem długich pauz.

- CO ZROBIŁ!?!?

- Ach, ała! Spokój, spokój! – Tony znów musiał oderwać telefon od ucha. – Nie zrobił tego specjalnie. Jest pijany. Chyba myślał, że to dom kogoś innego czy coś. Wszystko z nim teraz w porządku. Śpi jak niemowlę i pewnie się ślini na moją bardzo drogą kanapę.

- Och, Norny, tak bardzo za niego przepraszam. Jeśli coś zepsuł, obiecuję, że jesteśmy w stanie za to zapłacić. Gdzie Pan jest? Przyjadę po niego natychmiast!

Tony zajrzał do salonu. A więc gościu nazywał się Loki? Hmm, dziwne, ale musiał przyznać, że pasuje.

- Hę? Przyjechać po niego? Nie, nie, nie trzeba, naprawdę. Ma się dobrze, po prostu przyjedź po niego jutro koło południa. Powinno wystarczyć, żeby poradził sobie z kacem.

- Na… na pewno? Nie chcę sprawiać więcej problemów…

- Koleś, jest koło czwartej nad ranem. Nie będę nikogo zmuszał, żeby gdzieś teraz jechał. Po prostu przyjedź rano. Prześlę ci adres i będziemy kwita. – Gdy rozmówca się na to zgodził, Tony rozłączył się i zgodnie z obietnicą przesłał adres. Prawdopodobnie nie zajmie mu długo zauważenie, że to posiadłość Tony’ego Starka, ale hej… to w sumie nieważne.

Tracąc jeszcze jedną chwilę na odłożenie telefonu obok wody, Tony życzył Lokiemu dobrej nocy i kazał JARVIS-owi nastawić budzik. Kto wie, do której facet będzie spał. Wciąż jednak, ble. Wstawanie o siódmej. Ohyda.


Pierwszą rzeczą, jaką Loki zauważył po obudzeniu, był okropny ból głowy. Drugą był zapach smażonego mięsa. Prawdopodobnie kiełbasy. Norny, czy Thor naprawdę już wstał i robił śniadanie? Ze stęknięciem przekręcił się z brzucha, krzywiąc się na pulsowanie w skroniach. Następnie zdał sobie sprawę, że nie tylko nie było to jego łóżko, ale nie była to też jego kanapa. Jego ręce rozłożone były na czymś przypominającym raczej drogą czarną imitację skóry. A może była to prawdziwa skóra. Głowa za bardzo go bolała, by to stwierdzić. W każdym razie złota kanapa jego matki tak nie wyglądała.

Odwróciwszy głowę, postarał się jak najlepiej przyglądnąć się swojemu otoczeniu. Duży kominek chyba z kwarcu, ogromny, otwarty salon z fotelami pasującymi do kanapy, na której leżał, trochę dalej duże, otwarte okna z widokiem na ocean. No, na pewno nie był u siebie. Gdzie, do diabła, był? Chyba nie upił się aż tak, żeby pójść do domu jakiegoś przypadkowego partnera na jedną noc?

Jego wzrok przykuł odblask światła na szkle. Stał przed nim lśniący stolik, a na nim znajdowały się szklanka wody, jego telefon i butelka środków przeciwbólowych. Tak mu ulżyło, że prawie zaklął głośno. Z kimkolwiek poszedł do domu, był to miłosierny człowiek. Pochylenie się, by podnieść te trzy przedmioty kurewsko bolało, ale szybko połknął cztery tabletki i westchnął.

Nagle głos rozbrzmiał w domu i Loki gwałtownie się skrzywił. Skulił się jak mógł, bo dźwięk był według niego zdecydowanie zbyt głośny.

- Dzień dobry, sir. Jest słonecznie, wiatr wieje z prędkością poniżej 5 kilometrów na godzinę. Prognoza pogody zapowiada wieczorny deszcz, który może stać burzą.

W odpowiedzi,gdzieś zza Lokiego, rozległ się głos: - Dzięki, J – powiedział i ziewnął. Odwracając głowę, Loki spostrzegł jego źródło i skrzywił się nieco. Z korytarza wszedł mężczyzna z przystrzyżoną bródką w luźnym białym T-shircie i czerwonych bokserkach. Jedną rękę miał pod koszulką, a jego włosy były potargane.


Tony otworzył jedno oko po ziewnięciu i zamarł w miejscu. Jego gość, wyraźnie obudzony, siedział na kanapie. Nie wyglądał na zadowolonego z gospodarza.

- Och… uch… obudziłeś się, co? – Zielone oczy zwężyły się zjadliwie. Przełykając nerwowo, Tony spróbował ponownie: - Yyy, ok… yyy... nazywam się Tony. Wczoraj od twojego brata dowiedziałem się, że nazywasz się Loki. I, yyy, zakładam, że jesteś trochę zagubiony, prawda?

- Można tak powiedzieć – zasyczał ze swego miejsca Loki.

Odkaszlnąwszy I odchrząknąwszy, Tony pokiwał głową: - Ym, dobra… na początek… ty, yyy, tak jakby włamałeś się do mnie wczoraj. – Wkurzona mina Lokiego zrzedła. – Ale nic się stało, nic nie zepsułeś!

Loki przez chwilę rozglądał się po pokoju. Gdy znów spojrzał na Tony’ego jedna z jego brwi była uniesiona: - I nie zadzwoniłeś na policję, ponieważ…?

- Och! – Tony uśmiechnął się i odwrócił głowę w stronę korytarza, z którego przyszedł. – Dzieciaki! – Na ten sygnał trzy roboty wyjechały z korytarza i wlały się do salonu. Oczywiście wszystkie pojechały prosto do Lokiego, świergocąc i ćwierkając z podekscytowania. Gdy go otoczyły, Loki wygląd jak jeleń przed maską nadjeżdżającego samochodu.

- Co, do kurwy…

Parsknąwszy śmiechem, Tony podszedł do tego małego zbiegowiska. – To są powody, dla których nie siedzisz właśnie w więzieniu, koleś. – Loki spojrzał na niego, jego zdziwione, zielone oczy były szeroko otwarte. Tony kontynuował: – Słuchaj, jeśli dzieciaki cię lubią, to mogę na coś przymknąć oko. Oczywiście tylko raz, ale większość ludzi nawet tego nie dostaje.

Oczy jego gościa otwierały się tylko szerzej, gdy tak się w niego wpatrywał. W końcu przemówił, ale cicho: - Jest pan Tonym Starkiem…

Ze swoim rozbrajającym uśmiechem na ustach, Tony powiedział: - We własnej osobie, kolo!

Loki zerknął w dół na trzy roboty, a potem rozglądnął się po pokoju: - Włamałem się do domu Tony’ego Starka… Włamałem się do domu Tony’ego Starka… O kurwa, włamałem się do domu Tony’ego Starka!

Tony szybko przykucnął i położył ręce na ramionach Lokiego: - Hej, hej, spokojnie – wyszeptał spokojnym głosem. – Nic się nie stało. Wszystko gra. Jest ok, obiecuję…

Spanikowana mina Lokiego zaczęła znikać, gdy Tony instruował go, jak wykonać ćwiczenie oddechowe, którego nauczył się od swojego terapeuty. Gdy gość się w końcu uspokoił na tyle, że wynalazca nie musiał go przytrzymywać, zapytał: - Nie zaaresztujesz mnie?

- Skoro cię jeszcze nie aresztowałem, to powiedziałbym, że będzie dobrze. – Tony wstał i ruszył prosto do kuchni. – Głodny? Czuję, że JARVIS już prawie skończył przygotowywać śniadanie.

Krzywiąc się lekko na zawroty głowy, które przyszły ze wstaniem, Loki odparł:- Śniadanie właściwie brzmi dobrze… Dziękuję.

- Nie ma za co, słodziaku – Tony mrugnął przez ramię. – Jeśli jest jedna rzecz, którą Tony Stark robi dobrze, to karmienie gości. U mamy nie było chudzielców.

Wchodząc do kuchni, gospodarz ucieszył się na widok kiełbasy smażącej się na piecu tuż obok patelni z jajkami. Gdy wszedł, toster sam się wyłączył, tak jak go zaprogramował, a ekspres do kawy i czajnik uruchomiły się, gdy stuknął o blat. Odwracając się do swojego gościa, Tony nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok zachwytu na jego twarzy. Loki gapił się z otwartymi ustami na wszystko wokół. Nawet nie zauważył, że roboty jechały za nim jak kaczuszki.

- To jesteś kawoszem czy wolisz herbatę? – zapytał Tony, otwierając szafki, by wyjąć kubki i talerze. - Moja CEO pije herbatę, więc mam ich trochę. Rumianek, oolong, cynamonową, yyy, czarną, Earl Greya, hmm, zieloną i o! czaj waniliowy! – Odwrócił się w stronę Lokiego na tyle wolno, że ten miał czas ukryć nieco wrażenie, jakie to nim wywarło.

- Earl Grey – powiedział gość, siadając ostrożnie przy wysepce. Tony właśnie zauważył, że wciąż był owinięty kocem i zawalczył z chęcią ponownego uśmiechnięciem się.

Kiwając głową i szybko ją odwracając, żeby ukryć uśmiech, powiedział: - No to Earl Grey. – Zaczął przygotowywać kubki, rozłożył talerze na miejsca, które zajmą i złapał sztućce. – Jakie lubisz jajka?

- Niesurowe.

- Dobra. – Tony przyglądał się, jak roboty próbują dosięgnąć talerzy na blacie. Zaprojektował je na takiej wysokości, by na pewno nie mogły tego zrobić. I był teraz bardzo zadowolony z tej decyzji.

Loki też zauważył roboty. Zerknął na nie i delikatnie przejechał palcami po górze szczypiec DUM-ego, głaskając go powoli. DUM-e był przeszczęśliwy.

- Więc je zbudowałeś…?

- No – odpowiedział Tony. – Tego tam DUM-ego zbudowałem, jak miałem 14 lat. Moja pierwsze podejście do sztucznej inteligencji. – Słowa te sprawiły, że Loki zamrugał. – Jest całkowitą tragedią, jego kod to porażka, ale wciąż trzymam u siebie i jego, i pozostałe dzieciaki. W końcu ktoś musi się nimi opiekować.

Wzrok Lokiego ponownie skupił się na małym robocie, a on sam uśmiechnął się delikatnie: - Są jak twoje dzieci.

- Na pewno robią tyle samo bałaganu co dzieci.

Parsknął śmiechem na przytyk Tony’ego i wrócił do głaskania robota. – Lubię je – powiedział w końcu. – Jeszcze raz, jak się nazywają? Powiedziałeś, że jeden to Dami?

- Z szerokim uśmiechem Tony wskazał: - Ten tam, DUM-E jest najstarszy. Po lewej masz U. A tam do zabezpieczonej przed dziećmi gaśnicy próbuje się dostać Butterfingers. Starkowe trojaczki, można powiedzieć. A piękny głos, który słyszałeś przez głośniki to JARVIS. Najmłodszy członek rodziny.

Po przedstawieniu Loki zaśmiał się. Tony szybko doszedł do wniosku, że podoba mu się ten śmiech. Zaczynało mu się podobać dużo rzeczy w tym gościu.

- Cześć – powiedział, chwytając jeden palec szczypiec DUM-ego i potrząsając nim jak dłonią. – Nazywam się Loki.

Gdy jedzenie było gotowe, Tony nałożył im obu, podał Lokiemu kubek z herbatą, wziął swój z kawą i usiadł obok mężczyzny. Przyniósł masło i kilka dżemów, które lubił Rhodey, przyciągnął bliżej sól i pieprz i zachęcił: - Wcinaj!

Skoro mowa o Rhodey’m, głos JARVIS-a rozległ się po domu, oznajmiając jego przybycie: - Witam, pułkowniku Rhodes – powiedział. – Sir jest w kuchni, delektuje się śniadaniem, jeśli chciałby Pan do niego dołączyć.

- Wszystko zjadłem – zawołał Tony w stronę drzwi wejściowych. Loki parsknął śmiechem ze swojego miejsca obok niego i popił herbaty.

- To by się zgadzało, pusta nogo – odkrzyknął Rhodey. Pojawił się zza rogu i zatrzymał na widok gościa. Szybko jednak ukrył zdziwienie uśmiechem. - Nie powiedziałeś mi, że masz gości, Tony.

Między kęsami jajka inżynier odezwał się: - Ach, tak. Loki, to Rhodey. Rhodey, to Loki. Włamał się tu wczoraj wieczorem i zasnął na kanapie.

Loki skrzywił się na takie przedstawienie. Rhodey zamrugał kilka razy, a potem pokiwał głową i podszedł do tostera, żeby wziąć dwa tosty dla siebie. Loki ożywił się na ten brak reakcji: - Nie… nie dziwi cię to ani nie denerwuje?

Rozsmarowawszy sporą porcję dżemu na swoim toście, Rhodey roześmiał się. Raz. Gorzko. Przekornie. Ugryzł tost: - Dziwi? Że coś absurdalnego i głupiego przydarzyło się Tony’emu, kiedy mnie tu nie było? Ha! No, ok. – Na te słowa Tony wywalił język, a Rhodey wykorzystał okazję i wytarł w niego nóż od dżemu. Gdy jego przyjaciel odkrztuszał i pluł, pułkownik znów zwrócił się do Lokiego: - Uwierz mi, człowiek się przyzwyczaja, że wokół tego głupka dzieją się dziwne rzeczy.

- Wow, dzięki, przyjacielu. Też cię kocham – rzucił Tony sarkastycznie, a potem wytarł serwetką język.

- No, wiem – odparł Rhodey, wcinając tost. – To, Loki… czym się zajmujesz na co dzień? Zakładam, że nie włamywaniem?

- Ach, nie. – Loki odkaszlnął i odłożył widelec. – Ja, ach, ja pracuję przy tłumaczeniu tekstów ze staronordyckiego na języki współczesne. Jestem tak jakby lingwistą.

- Tak jakby?

Loki wyprostował się: - Cóż, wciąż nie opanowałem nawaho i pracuję z antropologiem, który spędził trochę czasu na wyspie Nehan. Uczy mnie ich języka, a ja staram się go udokumentować.

- Jak dla mnie to brzmisz jak nawet niezły językoznawca – powiedział Rhodey, podnosząc kubek kawy Tony’ego i popijając z niego. Loki wydawał się nieco zawstydzony komplementem. Wypiwszy, przybysz znów się odezwał: - To ile dotąd razy Tony już próbował z tobą flirtować?

Loki wypluł herbatę, a Tony jęknął wzburzony.

- Hej – zamarudził przyjacielowi. – To nie fair!

Rhodey przewrócił oczyma. Loki wciąż się krztusił herbatą.

- Sir próbował tylko raz, pułkowniku. – wtrącił się JARVIS. – Tuż przed pańskim przybyciem nazwał go „słodziakiem”.

- Pierdolony zdrajca – wysyczał Tony w stronę sufitu. – Przypomnij mi, żebym cię sprzedał na części.

- Czy mam to wpisać do pańskiego kalendarza, sir?

Opanowawszy się w końcu, Loki zapytał: - Dlaczego tak w ogóle miałby ze mną flirtować?

- Bo jesteś w jego typie? – zaproponował Rhodey, uśmiechając się kącikiem ust, bo Tony ciągle jęczał. – Ładny, mądry i wyglądający niebezpiecznie. Wszystkie ulubione cechy Tony’ego Starka od razu zaliczone.

-Rhodey!

Loki przekręcił głowę w stronę Tony’ego, miał oczy otwarte tak szeroko, jak wtedy, gdy zrozumiał, u kogo jest. Kilka razy odchrząknął i odwrócił wzrok: - Cóż... yyy – znowu odchrząknął. – Ymm… Jeśli… jeśli naprawdę jest pan zainteresowany, panie Starku, z chęcią zobaczyłbym jak wygląda randka za miliard dolarów.

Tony, w połowie żalenia się, że nazwano go „panem”, zamarł. Gapiąc się przez chwilę, pisnął: -Serio!?

Loki wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko.

- Czy… czy właśnie zaprosiłeś mnie na randkę!?

- Jeślibyś chciał – odparł Loki.

Tony gwałtownie spojrzał w stronę Rhodey’ego. Ten, oczywiście, uśmiechał się do niego ironicznie znad swojego drugiego tostu: - Przyjmuję czeki, dzięki – powiedział.

Spuszczając głowę i obejmując ją rękami, Tony wpatrywał się w szoku w swój talerz z jajkami: - Nie tak wyobrażałem sobie umówienie się z tobą na randkę.

- Ale to sobie wyobrażałeś, co? – zażartował Loki, spuszczając głowę, by Tony zobaczył jego uśmiech.

- Jesteś szatanem – wysyczał.

Loki zaśmiał się: - Cóż, tak, oczywiście. Czego innego się spodziewałeś?

- Zanim Tony zdążył sformułować ripostę, JARVIS ogłosił: - Proszę o wybaczenie, sir, ale jest tutaj Thor Odinson, by zabrać już swojego młodszego brata do domu.

- Wpuść go, J!

- Już to robię, sir – powiedział JARVIS zanim usłyszeli charakterystyczny syk otwierających się drzwi wejściowych.

- Jesteśmy w kuchni! – zawołał Tony. Uśmiechnął się, gdy nowy gość wyłonił się zza rogu. – Thor! Miło cię poznać!

Thor był wysokim blondynem, idealnym okazem mięśniaka. Jeśli byś zajrzała do słownika, pewnie znalazłabyś jego zdjęcie. W ogóle nie podobny do Lokiego. Trochę dziwne, ale dobra.

Thor pochylił głowę, gdy tylko go zobaczył: - Panie Starku! Tak bardzo przepraszam za to wszystko! Loki nie miał złych zamiarów!

- Hej, hej, spokojnie – uspokoił go Tony, gestykulując trochę. – Wszystko dobrze. Nic się nie potłukło, nikogo nie zadźgano, wszystko dobrze. Nie musisz przepraszać.

- Ale… Na pewno? – Thor wyglądał na zdziwionego.

- Na pewno, skrzacie. Chodź, nałóż sobie coś, usiądź, zjedz. – Uśmiech Tony’ego stał się przekorny, a zanim powiedział następne słowa, spojrzał prosto na Lokiego: - Chcę usłyszeć każdą historię z dzieciństwa Lokiego, jaką znasz.

Oczy Lokiego zwężyły się w szparki i praktycznie warknął na niego. A Tony? Tony uważał, że od dawna nie widział czegoś tak podniecającego.

Notes:

Właśnie odkryłam, że przekroczyłam barierę 1000 kudosów.
Dzięki!

Series this work belongs to: