Actions

Work Header

Houston, we have a problem (Thumbnail) - Harry Potter

Chapter 4: Czwarty Kandydat: Albus Dumbledore

Chapter Text

Mikael leżał samotnie w swoim dormitorium i liczył ile malowideł borsuków jest w stanie naliczyć bez poruszenia głową, i jak na razie rekordowy wynik wynosił czterdzieści sześć - co było imponującą liczbą, biorąc pod uwagę fakt że połowa kotar wokół jego łóżka była nieodsłonięta i większość pokoju wciąż się za nimi kryła. Ręką podparł ciało i podniósł się do pozycji siedzącej, czując jak nerwy w jego głowie skręcają się nieprzyjemnie z powodu osobistego, niezawodnego radaru przeciwdeszczowego - kochanego bólu głowy - na który nie mógł wziąć Eliksiru Przeciwbólowego bo był bliski uzależnienia i zniszczenia sobie nerek, a przynajmniej tak twierdził jego osobisty skrzat domowy którego odziedziczył po pewnym incydencie Rodu Pedersen. 

Po kolejnym kwadransie leżenia w zbyt miękkim łóżku pod zbyt dużą wylewającą się na podłogę kołdrą wstał z niewielkim trudem, wcale nie tracąc równowagi gdy znalazł się w pionie się zbyt szybko, i bez udziału świadomości zaczął ubierać się w swoje codzienne szaty niebędące mundurem (Merlinowi niech będą dzięki za możliwość swobodnego ubierania się podczas weekendów i przerwy świątecznej) i mozolnym krokiem udał się do Wielkiej Sali na śniadanie, jako jedyny Puchon który pozostał w zamku. Należy wspomnieć że tylko obecność wielu obrazów i duchów kręcących się po niższych korytarzach powstrzymywała Mikaela od siarczystego przeklinania przez całą drogą jaką musiał pokonać i był pewny że tylko ilość schodów powstrzymywała uczniów przed przybraniem na wadze, skoro kilka razy dziennie musieli robić takie cardio by zdążyć na jakiekolwiek zajęcia (astronomia zaraz po eliksirach? Profesor McGonagall musi naprawdę dbać o kondycję uczniów skoro kazała im co drugi dzień chodzić z najniższego na najwyższe piętro zamku w niecały kwadrans, przy czym wszystkie tutejsze schody się poruszały). 

Wchodząc do Wielkiej Sali nie spodziewał się zastać jednego stołu zamiast czterech, ten zamysł zapewne miał na celu promowanie idei "zjednoczenia" czy czegoś równie głupiego, ale z niesmakiem zauważył iż między jakiś szarym uczniem Ravenclawu a pierwszorocznym Ślizgonem było miejsce przerwy, co po prostu musiało być czystym uprzedzeniem. Mikael oczywiście zauważył wolne miejsca obok rudego Prefekta Naczelnego Gryffindoru (pewnie inny Weasley, nawet nie chciało mu się przypominać sobie jego imienia, był nieistotny) i pełne zapału spojrzenia kilkoro innych lwów którzy najwyraźniej nie doszli jeszcze do tego że dziewczyny Weasley od kilku dni ani widu ani słychu, ale nawet nie pofatygował się by na nich zerknąć i bez żadnego zawahania usiadł między Krukonem a Ślizgonem, ponieważ podziały uczniów były po prostu głupie. Jedenastolatek w zielonym ubraniu nie zabił rodziców Harry'ego Pottera, cholera w tamtym czasie rodzice jeszcze go nie planowali, ale uczniowie Hogwartu najwyraźniej nie potrafili odróżniać "Slytherinu" od "popierania Czarnego Pana w dążeniu do przejęcia władzy w Czarodziejskiej Wielkiej Brytanii" i koniec końców sami Ślizgońskie dzieci popychali ku drugiej opcji. Krąg nienawiści i tak dalej. 

Mikael obserwował znad swojego talerza nauczycieli i to jak zajadali się cukierkami o smaku pomarańczy, zostawiając te cytrynowe tylko dla użytku dyrektora i musiał się wysilić by ukryć swoje podniecenie gdy Albus Dumbledore włożył żółtą drażetkę do ust. 

*

Pewnym ruchem wlał do bulgoczącego kociołka piołun, dosypał sproszkowany korzeń asfodelusa i energicznie zamieszał dwa razy w prawo, kierując się niemal pamięcią mięśniową po niezliczonych lekcjach warzenia które jego matka dała mu w zakresie eliksirów. Używając srebrnego sztyletu zmiażdżył fasolę z korzenia waleriany, co efektywniej uwalniało jej soki zamiast cięcia. Zaraz po tym równe trzynaście kropel uzyskanego płynu wylądowało w kotle, a Mikael siedem razy zamieszał w lewo i w prawo. Eliksir nabrał głęboko czarnej barwy i Pedersen tylko dla pewności wrzucił do niego liść, obserwując jak ten się rozpada na drobne kawałeczki, umierając w jednej chwili. 

Zakorkował Wywar Żywej Śmierci i oddał go w ręce rodzinnego skrzata domowego, który miał niepostrzeżenie dodać go do ulubionych słodyczy Przywódcy Światła.

*

Albus Dumbledore, tuż przed śmiercią z przedawkowania, widział pełne zadowolenia, spojrzenie Mikaela na jego sztucznie zmartwionej twarzy, gdy siwobrody starzec upadł bez życia na kamienną podłogę Hogwartu.

 

Notes:

Hej, dzięki za przeczytanie. Jak napiszę kolejny rozdział to od razu wstawię (praca w toku)