Chapter Text
Następnego ranka całe domostwo Pobreżów szykowało się na przyjęcie w dworku magnata. Andrzej pokrzykiwał na córki, które uwijały się z samodzielnym przygotowaniem strojów i fryzur. Sam szlachcic próbował doprowadzić domostwo do porządku, a nawet zatrudnił na ten dzień pomoc służby, którą na co dzień oddelegował do pomocy w polu, by jak najszybciej się odkuć. Andrzej wiedział jednak, że ta wizyta mogła odmienić ich los, a przede wszystkim los jednej ze swoich córek i że była to dobra inwestycja.
Również w pokoiku nowożeńców trwały swoiste przygotowania. Maciej siedział na łóżku i przeglądał projekt domu, który Aniela próbowała stworzyć przez kilka ostatnich tygodni. Unosił brwi, widząc dość nietypowe ulepszenia w każdym z pomieszczeń. Napięte zasłony sterowane linami tak, by odsłaniać tylko dolną połowę okna? Rama obrazu, która kryła w sobie trzy różne malowidła, które można było zmieniać w zależności od nastroju? Miało to sens i rację bytu! Maciej już wczoraj dał zaliczkę kilku chłopom, którzy znali się na robocie, by niedługo ruszyć z pierwszymi pracami. Ich wspólny z Anielą dom miał zacząć się budować na dniach. A może do zimy zdążą już w nim zamieszkać, w spokoju i samotności. Bo tutaj, na łasce Andrzeja, nie było im za dobrze.
Jego żona natomiast szykowała się na swój własny sposób do przyjazdu magnata. Wydobyła z dna szafy najmniej kształtny płaszcz, który zalatywał jeszcze zapachem obory, w której była kilka dni temu. Na głowę włożyła swój najmniej twarzowy czepiec, chyba pożyczony od własnej matki.
- Jak wyglądam? - zapytała, uśmiechając się miękko do Macieja. Kolejny wspólny poranek nadal był powodem do ekscytacji.
- Zupełnie jak w dniu, kiedy się w tobie zakochałem - przyznał szczerze. Bo może i Aniela umiała mu zaprzeć dech podczas tych kilku których chwil, w których miała na sobie eksponujące walory sukienki, ale nie w takiej się zakochał. Jemu wystarczało popatrzeć w jej śliczną twarz, cała reszta to tylko otoczka. A ten dzień, kiedy pierwszy raz na nią spojrzał, wcale nie był gorszy ze względu na chłopskie odzienie.
- To nie do końca był mój cel. Ani wtedy, ani teraz - odpowiedziała, patrząc krytycznie w lustro. Wtedy była zima i robiła wszystko dla swojej wygody oraz komfortu podczas wykonywania obowiązków we wsi. A teraz cel był inny - zniechęcić do siebie magnata.
- Jesteś piękna. I nic na to nie poradzimy, że i on to widzi. Ale uważam, że nie powinnaś chować się w pełni lata za czepcem i płaszczem, jeśli robisz to tylko przez jakiegoś faceta. Masz prawo nosić co chcesz, a on nie ma prawa się do ciebie przez to przystawiać - wsparł ją Maciej, obejmując Anielę stojącą przed lustrem.
- Masz... rację. Zupełnie poddałam się w tej chwili patriarchalnemu naciskowi, by nie narazić się na żaden męski instynkt, którego przecież nie ja powinnam pilnować, a tylko jego posiadacze - wypowiedziała Aniela, zszokowana swoim własnym zachowaniem, że dała się przez tego starucha wpędzić w noszenie płaszcza w tak gorący dzień jak dzisiaj. Zdjęła czepiec i płaszcz, pozostając w lnianej koszuli z kilkoma plamami oraz brązowych przetartych spodniach. Nadal nie wyglądała jak szlachcianka, ale zyskała swobodę, która będzie jej tego dnia potrzebna - Jak myślisz, którą z moich wspaniałych szwagierek ten stary oblech obierze sobie na cel?
- Cóż... Dagmara jest najładniejsza, Tereska jest najlepiej wykształcona, a Kornelia jest najbardziej zmotywowana. Ciężki wybór - odpowiedział Maciej, wyliczając przymioty córek Andrzeja. W głębi serca jednak martwił się, że Krasnobrodzki nie odpuści i przyjedzie tu tylko po to, by odbić Anielę. Poprzedniego magnata załatwili o wiele bardziej skutecznie. A ten pewnie był dodatkowo zły o kłamstwo, którego dopuściła się Stasia by chronić Anielę.
- Oo, czyżbyś miał słabość do blondynek? - zaintrygowała się Aniela na stwierdzenie o urodzie Dagmary.
- A może, może... - zaczął żartobliwie, ale szybko skończył widząc wzrok Anieli odbijający się w lustrze – ale tylko stwierdzam fakt, że to jej z trzech panien najbardziej fortunnie się wylosowała uroda.
- Młodzi, przygotowani, podążyli do jadalni, gdzie dziewczęta i Andrzej zaczynali już śniadać. Skromna jadalnia była wyjątkowo uprzątnięta, a rodowe pamiątki wyczyszczone i umieszczone w najbardziej reprezentacyjnych miejscach. Na widok Anieli i Macieja w swoich roboczych ciuchach, Andrzej przełknął kawałek chleba i spojrzał na nich krytycznie.
- Mamy dzisiaj ważnego gościa. Czy moglibyście chociaż przez jeden dzień nie wyglądać jak para chłopów? - zapytał, krzywiąc się na widok odzienia Anieli. Dla porównania zerknął na swoje trzy córki, które w niebiesko-zielonych sukniach wyglądały co najmniej reprezentacyjnie. Wszystkie dołożyły wszelkich starań, by oczarować ich gościa.
- Ale to chyba dobrze, nie uważasz? W porównaniu ze mną, dziewczyny wypadną jeszcze piękniej - zasugerowała Aniela, a Andrzej faktycznie musiał przemyśleć tę opcję. Nie był ślepcem, wiedział, że dla większości odbiorców Aniela była bardziej atrakcyjnym wyborem, przynajmniej jeśli chodzi o prowincjonalną Adamczychę. Im gorzej wypada jego synowa, tym lepiej dla jego córek.
- Załóż chociaż czystą bluzkę. A ty, Maciej, usuń błoto z butów - skapitulował Andrzej. Ale młodzi mieli rację, dzisiaj chodziło o jego córki. A przynajmniej jedną z nich, jeszcze nie wiedział którą. Skoro nie oferował dla nich żadnego posagu, musiał chociaż zadbać by były kuszące jako towar sam w sobie.
Magnat zajechał do Adamczychy około południa. Rzecz jasna, znał już drogę, przebył ją nie taki znowu dawny czas temu po inną pannę z tych okolic. Tym razem jednak nawet nie zaszczycił spojrzeniem dworku Jana Pawła, gdzie spędził poprzedni przyjazd. Adamczewski, po nieudanych odwiedzinach, nawet nie wysłał do niego żadnego listu z przeprosinami za fałszywe informacje o trądzie w okolicy. Już samo to było potwarzą.
Andrzej czekał na swojego gościa w ganku swojego domostwa, stojąc na baczność. Po jego prawej stronie stały trzy odświętnie odziane córki, a po prawej Maciej i schowana za nim Aniela. Żadne z młodych małżonków nie życzyło sobie ani tutaj być, ani tej wizyty. Było jednak zbyt wcześnie by toczyć bitwy z Andrzejem. Życie pod wspólnym dachem było dostatecznie napięte.
Gdy magnat wyszedł ze swojego powozu, o wiele wspanialszego od powozów znajomej im szlachty, Andrzej pospieszył z pochwałami i nadskakiwaniem swojemu gościowi w każdy możliwy sposób.
- Michale! Dziękuję za przybycie! - wylewnie powitał go Andrzej, a magnat uścisnął jego dłoń z lekkim znudzeniem. Wieść gminna niosła, że ten był ostatnio w Gaworkach, by poznać córki tamtejszego szlachcica, zatem jego poszukiwanie żony na terenach pobliskich wsi było faktem. Aniela poczuła nieprzyjemne mdłości, gdy zobaczyła podstarzałego magnata, ponoć bezdzietnego wdowca. Wyglądał tak samo surowo i odpychająco jak poprzednio, ze swoją smukłą sylwetką i głębokimi zmarszczkami na twarzy. Do Anieli jednak nadal nie do końca dotarło to co wydarzyło się dwa miesiące temu i nie umiała wybaczyć sama sobie, że była wobec tego obcego człowieka tak potulna. Ona – gdzie w końcu zawsze walczyła o swoją godność. A nawet i nie tylko swoją, ale i innych kobiet. Maciej też zauważył, że Aniela mimowolnie kuli się w sobie. A nigdy jej takiej nie widział. Jego Aniela potrafiła sama do obozu Tatarów zajechać, tylko po to by bronić swoich przekonań i tolerancji. Jego Aniela stawiała na swoim zawsze i w każdej sytuacji. A tego jednego mężczyzny z jakiego powodu się bała, było to niesamowite zjawisko. I Maciej wiedział, że dzisiaj to on musiał ją ochronić.
- Mam nadzieję, że we wsi faktycznie żadnego trądu nie ma - zagadnął magnat, oglądając dobytek drobnego szlachcica, z jego trzema córkami na czele.
- Ależ skąd, to jakieś głupie plotki albo starcze urojenia! A to są Kornelka, Dagmarka i Tereska. Moje piękne córki - pochwalił się Andrzej, pokazując kolejno każdą z nich. Dziewczyny uśmiechały się i kłaniały, jednak najwidoczniej zaskoczył je nieco podeszły wiek magnata. Poprzednim razem, gdy ten odwiedzał Adamczychę, były w końcu u swojej ciotki.
- A to mój syn Maciej z żoną - wskazał też Andrzej mimochodem na Macieja z Anielą, którą ledwo było widać zza swojego męża. Kiedy jednak wzrok magnata padł na parę, musiała odpuścić i uśmiechnąć się sztucznie, przylegając ramieniem do ramienia swojego męża. Oczy mężczyzny spoczęły na jej twarzy, a ta już wiedziała, że ją rozpoznał.
- Aniela? Ojciec cię jednak wydał za miejscowego? - zdziwił się Krasnobrodzki, patrząc na buzię dziewczyny, którą tak dobrze pamiętał. Była co prawda ubrana i uczesana o wiele gorzej niż ostatnio, ale nie mógłby jej nie poznać. Była jak świeży pączek róży wśród wiejskiego gnoju.
- A... tak, niedawno wzięliśmy ślub z Maciejem - odpowiedziała szybko, obejmując palcami łokieć Macieja.
- Dopiero co mieli ślub, dwa dni trwało przyjęcie! - pochwalił się Andrzej, poklepując Macieja po ramieniu. Tamten nie wyglądał na zbyt szczęśliwego, zaciskał zęby, by nie wyrzucić z siebie kotłującego się gniewu po ostatniej wizycie magnata, a szczególnie jego nocnej propozycji, którą miał pecha usłyszeć.
Andrzej zaprowadził rodzinę oraz gościa do domostwa, gdzie czekała już ich herbata, wino i przekąski. Rodzina zasiadła do stołu. Magnat u jednego jego szczytu, Andrzej u drugiego. Po krótkiej kłótni o to, która z dziewcząt zasiądzie do stołu najbliżej gościa, wygrała Kornelia, obok której siadły siostry. Po drugiej stronie stołu siadł Maciej, a najbliżej Andrzeja Aniela. Był to podział nie dla wszystkich wygodny, gdyż magnat miał przez to większe baczenie na syna Andrzeja, o którym nigdy wcześniej nie słyszał.
- Czy ty przypadkiem nie byłeś chłopem, gdy ostatnio tu przyjechałem? - Michał Krasnobrodzki zmarszczył brwi i przypatrzył się Maciejowi. Co jak co, ale był bardzo spostrzegawczą jednostką. A twarz tego chłopaka wydawała mu się dziwnie znajoma.
- Ależ skąd. Byłem kimś w rodzaju... stażysty - wyjaśnił Maciej, pamiętając o swojej roli dumnego syna szlachcica. Może i Krasnobrodzki nie był najprzyjemniejszym typem, ale chyba ustępował Lubopolskiemu w byciu chamem.
- Stażysty? - zdziwił się magnat. Była to chyba jakaś nowa praktyka. A z drugiej strony obiło mu się o uszy, że Andrzej uskutecznia nowoczesne zarządzanie folwarkiem, co nawet mu imponowało.
- Ależ tak! Żeby mój syn mógł odziedziczyć po mnie folwark, musi przejść szkolenie na każdym stanowisku. Niech wie jak wygląda praca - wyjaśnił szybko Andrzej swój model biznesowy dla Macieja. Co jak co, ale znajomość roboty była naprawdę dużym ułatwieniem w obecnej sytuacji.
Krasnobrodzki zamilkł na chwilę. Cała sytuacja wydawała mu się mocno śmierdząca. Jeszcze dwa miesiące temu Andrzej Pobreża był bez grosza, bez ziemi i bez perspektyw na dalsze życie jako szlachcic. A tu nagle dostał od Adamczewskiego pół wsi, a do tego najładniejszą dziewczynę w okolicy za synową. Nie kleiło się to magnatowi.
- Powiedz mi, Andrzeju, coś takiego zrobił, że Adamczewski oddał ci pół wsi i jeszcze do tego taką zgrabną synową? - zapytał w końcu, spoglądając ukradkiem na Anielę. Ta nie patrzyła na niego wcale, zainteresowana swoim ciastkiem na talerzu. Ewidentnie była tu za karę.
- Wieś beze mnie beznadziejnie przędła i nawet taki idio... przepraszam Anielko, taka osoba jak Jan Paweł w końcu to zauważyła. On mi dał pół wsi, a ja staram się doprowadzić do porządku całość. Jest naprawdę dobrze, powoli Adamczycha się modernizuje - wyjaśnił Andrzej z dumą. I, pomimo że jego odpowiedź była bzdurą, miała w sobie ziarno prawdy - wieś była opłacalna jak nigdy, z pomocą całkiem bystrego Macieja i dużo większego pola do popisu, Andrzej widział, że zaczyna się odkuwać.
- No... niech będzie - mruknął magnat, nadal nie do końca przekonany, i spojrzał na córki Andrzeja, które przez cały czas posiłku zajmowały się ładnym wyglądaniem. Żadna nie była brzydka, ale jakby... każdej czegoś brakowało - to może opowiedzcie mi coś o sobie, dziewczęta.
- Gram na orga... - zaczęła Tereska.
- Ja na lut... - przekrzyczała ją Dagmara, ale też nie udało jej się dokończyć.
- A ja wspaniale szydełkuję! - wypowiedziała najgłośniej Kornelia. Andrzej zaśmiał się nerwowo, widząc jak jego córki starają się zwrócić na siebie uwagę gościa. Aniela i Maciej oglądali ich pokaz z rozbawieniem.
***
Andrzej i Maciej zabrali magnata na obchód wsi, bez rozpraszającego towarzystwa kobiet. Chociaż Krasnobrodzki był tu niedawno z Adamczewskimi, zauważył wiele pozytywnych zmian w niewielkim folwarku. Chłopi pracowali w większym ładzie, porządku, dało się też zauważyć o wiele większy ruch w kuźni.
- Widzę, że faktycznie zmieniasz tę wieś na lepsze - stwierdził z podziwem magnat. I ten podziw był szczery – co prawda Pobreżowie niewiele posiadali, ale umieli ze swoim majątkiem zrobić całkiem wiele. Krasnobrodzki coś o tym wiedział, sam pomnożył majątek rodzinny stając się magnatem.
- O tak, uwierz mi, że jest coraz lepiej - uśmiechnął się z dumą Andrzej i skierował swoją dłoń na kuźnię, w której nawet nieobecność Macieja nie była problemem, gdyż młodzi chłopi, ze Szczepanem na czele, uwijali się w niej na medal – Macieju, co jest na “ż” i wkrótce będzie władać Polską?
- Yyy... - Maciej rozejrzał się zakłopotany po krajobrazie - żelazo?
- Zgadza się, synu - uśmiechnął się Andrzej – Michale, staramy się rozwijać technologię i kowalstwo we wsi. Nie bez powodu zwą mnie w gminie innowacyjnym.
- Myślałem, że kowadło należy do Jana Pawła - zdziwił się magnat.
- No... tak. Ale mam układ z Adamczewskim. Ja zapewniam innowacje, on dzieli się ze mną zyskami - wyjaśnił Andrzej, a magnat podniósł brwi. W końcu cała okolica plotkowała o tym, jak nie lubią się ci dwaj sąsiedzi - ale cóż tu opowiadać o wsi. Powiedz może, Michale, czy inne aspekty wsi zwróciły twoją uwagę? Bardziej kobiece?
- Cóż... Twoja córka Dagmara wydaje się interesującą damą. Dobra z niej dziewczyna? Posłuszna? - wyraził swoje zainteresowanie magnat, a Andrzejowi zaświeciły się oczy. Co prawda to Tereska była najstarsza, ale Dagmarę wydałby za magnata równie chętnie.
- Ależ tak, to wspaniała dziewczyna. Miła, dobra, z szerokimi biodrami. Byłaby idealna do rodzenia - zachwalał swoją córkę Andrzej, a Maciej milczał słuchając tego wywodu. Już wczoraj próbował odwieść Andrzeja od tego pomysłu, ale najwidoczniej nie miał zbyt wiele do gadania. I słusznie, był przecież, fakt faktem, obcym chłopem.
***
Maciej wrócił do domostwa szybciej od dwóch szlachciców, zastając Anielę i Dagmarę w kuchni, gdzie sprzątały po posiłku. Póki magnata nie było, mogły puścić służbę do pomocy przy zwierzętach.
- I co? - dopytała Aniela, nieco zaniepokojona. Miała nadzieję, że magnat nic o niej nie wspominał.
- Chyba jest zainteresowany tobą, Dagmara - wypowiedział do blondwłosej Pobreżówny, która zakryła usta dłonią wydając pisk podniecenia.
- Naprawdę?! Będę mieszkać w pałacu i opływać w luksusy? - cieszyła się, po czym wstała z taboretu i zaczęła układać włosy oraz przygładzać suknię.
- Eh... to nie jest do końca tak jak myślisz. Dwa miesiące temu był u nas Krasnobrodzki. I nawet nie chcę mówić, co mi proponował - przestrzegła ją Aniela. Lubiła Dagmarę, była z trzech córek Andrzeja najbardziej miła i prosta. Tereska może i była najbardziej wykształcona, ale za to sztywna. A o Kornelii nigdy nie miała najlepszego zdania.
-To znaczy co? - dopytała Dagmara, a Aniela spojrzała porozumiewawczo na męża.
- Chciał się z nią położyć przed ślubem - wyjaśnił Maciej, a wypowiedzenie tego dużo go kosztowało. Nie był to przyjemny temat. Innego zdania była jednak Dagmara, bo przewróciła oczami.
- Czyli... chciał zrobić to samo co i ty zrobiłeś? - upewniła się Dagmara, patrząc podejrzliwie na Macieja, który się zarumienił. To co powiedziała było boleśnie w punkt.
- To zupełnie coś innego - spróbowała obronić się Aniela, ale Dagmara machnęła ręką.
- Ja pierdolę. Tobie nie wyszło, ale nie zatrzymuj mi drogi do bycia żoną magnata. Czasami facet musi, tak matka mi mówiła - wściekła się blondynka i pokręciła głową. To, że Aniela nie umiała mądrze zarządzać własną dupą nie znaczyło, że i ona nie potrafiła.
- Zrobisz jak będziesz chciała. Ale uprzedzam, to nie jest miły typ - zakończyła tę nieprzyjemną wymianę zdań Aniela. Musiała sobie przypomnieć, że nie wszyscy chcą tego samego, co ona.
***
Wieczór upłynął szlacheckiej rodzinie i ich gościowi na zakrapianej winem posiadówce w salonie domu Pobreżów. Andrzej szybko odrzucił pomysł zaproszenia gościa do karczmy, w końcu było tam za dużo barachła. Maciej za to przez cały dzień nie odstępował na krok swojej żony, dbając by magnat nie miał okazji by zawiesić na niej oko czy spróbować porwać. Mimo że był jej mężem, czuł zazdrość i niepokój. Jednak ludzkie możliwości są ograniczone, więc musiał udać się w końcu do wychodka. Gdy Krasnobrodzki zobaczył możliwość rozmówienia się z Anielą, nie omieszkał jej wykorzystać. Wstał, ukłonił się rozmawiającej z nim Dagmarze i podszedł do kąta pokoju, w którym azyl znalazła Adamczewska z domu.
- Anielo... - zaczął mężczyzna, nachylając się nad nią, by tylko ona usłyszała słowa, które wlał do jej ucha - czemu ojciec wydał cię za gołodupca? Mogłaś mieć ze mną luksusy, a wybrałaś no wybacz... wieśniaka.
- Gdyby pan mnie znał, wiedziałby pan że nie potrzebuję luksusów - odpowiedziała hardo, czując jak bardzo nietrzeźwy jest magnat – a kocham Macieja, dobrze mi z takim mężem.
- Zastanów się do jutra, moja droga. Nie ma takiego chłopaczka, co bym go nie mógł odsunąć - odparł szeptem magnat, owiewając jej twarz aurą alkoholowego powietrza. Dagmara może i była miła dla oka, ale Aniela, nawet w tych potwornych ciuchach rasowej chłopki, to było dla magnata coś innego. No i nie miała trądu, którego się tak obawiał.
Maciej wrócił ze strony, więc szybko dosiadł się do żony i opiekuńczo objął jej ramię. Cały dzień był posępny, chociaż robił wszystko, by nie być dla magnata w oczywisty sposób wrogi. Przecież żadna z córek Andrzeja nie była jego prawdziwą siostrą. Musiał odpuścić i dać sytuacji się rozwinąć.
Młodzi małżonkowie obserwowali, jak Kornelia zaczynała z bardzo średnim kunsztem brzdąkać na lutni, a Michał Krasnobrodzki i Dagmara rozpoczęli taniec. Dziewczyna nie wydawała się zupełnie zauroczona swoim księciem z bajki, szczególnie po ostrzegawczych słowach Anieli i Macieja, ale jednak nie ważyła się przerwać. Andrzej patrzył na parę zauroczony, bijąc im brawo. W myślach planował już piękny ślub dla tego intratnego mariażu. Oj będą mu zazdrościć w gminie!
***
Maciej trochę inaczej wyobraził sobie tę noc. Zaledwie trzeci raz mógł legalnie i bezpiecznie legnąć z Anielą w łóżku, a mimo to żadne z nich nie miało nastroju na cokolwiek. Leżeli w ciszy, pogrążeni w myślach. W Macieju przede wszystkim wzbierała zazdrość i obawa o Anielę. Wiedział, że Krasnobrodzki nadal się nią interesuje, a dziewczyna - opowiadając mu o ich wieczornej rozmowie – tylko potwierdziła jego obawy. Tej nocy nie planował zmrużyć oka, szczególnie że magnatowi został zaoferowany pokój, który miał należeć do Anieli - ściana w ścianę z ich sypialnią.
- Aniela... czemu chciałaś mnie rzucić? - podjął zupełnie bez kontekstu temat Maciej, a Aniela podparła się na łokciach i spojrzała na niego zdziwiona.
- Co? Kiedy? - zapytała z pewnym wzburzeniem.
- Na weselu Marianny. Zanim twój ojciec nas złapał, to miał być ostatni raz - przypomniał jej Maciej i spuścił wzrok. Nie mówił jej tego, ale od długiego czasu siedziało mu to w głowie. Pamiętał całą tę sytuację, ich smutny ostatni raz, kiedy mieli przestać się spotykać. Cóż, nie udało się, ale gdyby nie węszenie Jakuba, pewnie już by się więcej nie zobaczyli sam na sam.
- Rozmawiałam tamtego wieczoru ze Staszkiem i kazał mi przestać dla twojego dobra. Bałam się, że cię powieszą. Plotki były zbyt gęste. Ale nie chciałam, nie umiałam cię zostawić na zawsze - odszepnęła Aniela, spoglądając w oczy swojego męża. Maciej zrozumiał, sam miewał wtedy podobne myśli. Ale nigdy nie odważył się ich urzeczywistnić.
- Po prostu mam wrażenie, że nie chciałaś tego ślubu. W zasadzie nikt nas nawet nie zapytał o zdanie - zaczął znowu, a Aniela przewróciła oczami zirytowana.
- Gdybym nie chciała ślubu, nie przyjmowałabym oświadczyn - przypomniała mu nieprzyjemnym tonem.
- Myślałem, że traktujesz je jako zabawę, nie? - zapytał Maciej ponuro.
- Nie! - odpowiedziała i pokazała mu swoje dłonie. Na jednym palcu serdecznym złota obrączka. A na drugim – to samo liche kółeczko z cienkiego metalu, które Maciej odważył się jej podarować kilka miesięcy temu. Było tak małe i niepozorne, że nawet go nie dostrzegł. Ale teraz, widząc je, ucałował dłonie swojej żony i uśmiechnął się.
- Czyli chciałaś być żoną? - dopytał znowu, przyciągając ją do siebie i sadzając na swoich biodrach.
- Chciałam być z tobą. W innych warunkach pewnie wolałabym dłuższy okres narzeczeństwa, ale... nie mam na co narzekać - odpowiedziała, zapewniając go o swoich uczuciach poprzez pocałunek, który zostawiła na ustach swojego męża. Prawda była taka, że trochę tęskniła za domem rodzinnym zamiast obcych pokojów Andrzeja, że zawsze myślała o ślubie za kilka lat, gdy uda jej się zdobyć wykształcenie. Ale tak naprawdę to liczył się teraz tylko Maciej.
Młody szlachcic z przypadku przyciągnął ją do siebie mocniej wtulając głowę w dekolt koszuli nocnej, którą ta miała na sobie. Gdy już wydawało mu się, że noc w sumie nie jest stracona, oboje małżonkowie usłyszeli miarowe oddechy i skrzypienie łóżka. Biorąc pod uwagę kierunek źródła tego dźwięku, oraz fakt, że Andrzej był wdowcem, dość szybko połączyli fakty.
- Więc jednak się skusiła... - szepnęła Aniela, kompletnie otrzeźwiała i absolutnie obrzydzona tym, co właśnie prawdopodobnie miało miejsce. Maciej wzruszył ramionami, chociaż też czuł się dziwnie w tejże sytuacji.
Gdy odgłosy po kilkudziesięciu dobrych minutach ustały, Maciej wyjrzał za drzwi swojej sypialni, by upewnić się o stanie wychodzącej z sypialni magnata postaci. Gdy ją w końcu zobaczył, oczy mu się rozszerzyły z niedowierzaniem.
- Kornelia?!