Actions

Work Header

Chapter 7: ostatnia podroz

Summary:

zakończenie tej kosmicznej kraksy

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Yanqing otworzył powoli oczy, krzywiąc się od bólu, jaki towarzyszył tej prostej akcji. Głowa bolała go, jakby zaraz miała mu pęknąć. Chciał się podnieść, ale jego ciało zwyczajnie nie miało siły się ruszyć.

Zamrugał parę razy, świat wciąż był rozmazany i jakby lekko się kręcił. Widział otaczającą go zieleń i róż, który pamiętał, jako kolor kwiatów pokrywający pnie drzew w lesie. Był na planecie Jiro-XCV. Ostatnie co pamiętał to biel marmuru w mieście i morze wrogów.

Walczył z nimi u boku Sushang, ale z czasem ich szanse na przetrwanie zaczęły niknąć. Yanqing przeklinał w myślach swoje wyczerpanie. Powinien być dwa razy szybszy, nie męczyć się tak prędko. Wszystko przez to piekielne gorąco i okropne sny.

W jego głowie panował kompletny bałagan, znowu leżał na plecach. Co takiego się stało, że tak wylądował? Nie powinien być już martwy? Gdzie była—

— Sushang? — spróbował ją zawołać, przez wyschnięte gardło.

Obrócił głowę w bok i zobaczył ją opartą o drzewo z szeroko otwartą buzią. Słychać było lekkie pochrapywanie. Jej widok sprawił, że panika ustąpiła, mógł odetchnąć z ulgą.

Byli cali i w większości zdrowi, ale jak to możliwe?

Przypomniał sobie tę postać, która nagle pojawiła się podczas walki i wycelowała w niego swój miecz. Yanqinga serce zabiło szybciej, przypominając sobie tego szaleńca i jego udział w kryzysie, który dotknął Luofu.

Na początku widział go, jako więźnia, potem nagle chodził wolno i bił się z jednym z pasażerów Ekspresu, który z kolei okazał się reinkarnacją Imbibitora Lunae. Nie zrozumiał z tego za dużo.

Jedyne co wiedział na pewno to to, że Blade był irytujący i gadał, jak potłuczony,

Przez to poczuł potrzebę zaatakowania go, kiedy tylko go zobaczył. Mimo, że generał Jing Yuan stanowczo powiedział mu, że nie powinien tego więcej robić, kiedy Yanqing opowiedział mu o ostatniej z nim walce. Nie rozumiał tego. Czy generał myślał, że Yanqing przegra? Ostatnim razem prawie wygrał!

— Co ma znaczyć „prawie”? Poza tym, nie w tym rzecz, Yanqing, tego człowieka nie da się pokonać — powiedział mu generał, mierzwiąc mu włosy, jakby był dzieciakiem, na co Yanqing się skrzywił — Chyba zauważyłeś, że jest…

— Opętany? Marą? — zdziwił się, drapiąc Mimi pod brodą i uśmiechając się, kiedy zamruczała — Nie wygląda. Czy opętani marą nie tracą świadomości? W sensie, nie to, że jest normalny, ale… ma jakieś… myśli…? Chyba…

Jing Yuan roześmiał się słysząc jego niepewną opinię.

— Jego sytuacja jest wyjątkowa — wytłumaczył — jego ciało jest, jak to należące do opętanych marą, ale jego umysł wciąż funkcjonuje, jego pamięć również… wygląda na nietkniętą klątwą.

— Jak to się stało?

— To dość długa i ponura historia, myślę, że to jeszcze nie czas, abyś ją poznał.

Yanqing spojrzał na generała błagalnie.

— Proszę?

Jing Yuan pokręcił głową.

— Jeżeli chcesz usłyszeć jakąś bajkę na dobranoc mam wiele lepszych historii — powiedział, śmiejąc się, kiedy Yanqing zrobił kwaśną minę i ścisnął mocniej pierzynę.

— Nie chce bajki na dobranoc! Jestem prawie dorosły… mam już piętnaście lat.

— Czternaście.

—- Rocznikowo piętnaście!

— Okej, okej — Jing Yuan podniósł ręce w geście poddania — w takim razie piętnaście.

Yanqing prychnął, wbijając wzrok w poszewkę z nadrukiem w miecze, którą generał kupił mu na dzień dziecka. Mimi trącała pyszczkiem jego dłonie, dopóki nie zaczął jej znowu głaskać.

— Pożyczysz mi pieniędzy na jutro? — zapytał po chwili cichym głosem — Teraz moja kolej żeby postawić jedzenie Sushang i…

— Nie masz już pieniędzy? — generał uniósł brwi, była dopiero połowa miesiąca.

— Bo widzisz — mówił nie odwracając wzroku od białego i miękkiego futerka Mimi, jego policzki były nagle niezwykle gorące — Kupiłem dzisiaj dwa miecze…

— Dwa?

— To wszystko wina Stelle — zmarszczył brwi — powiedziała mi, żebym wziął oba… miała zresztą rację, bo nie sposób wybrać pomiędzy—

— Nie sądzę, że powinieneś słuchać rad Stelle, jeżeli chodzi o wydawanie pieniędzy, Yanqing.

Yanqing zrobił nagle zacietrzewioną minę.

— Nie żałuję.

Jing Yuan westchnął tylko i uśmiechnął się lekko.

— „Pożyczę” ci na obiad z Sushang, ale w zamian masz wysłuchać bajki na dobranoc.

Yanqing spojrzał na niego i wywrócił oczami.

— Dobra już — powiedział znudzonym głosem — poświęcę się.

Jing Yuan zaśmiał się i oczyścił gardło, aby zacząć swoją historię. Yanqing skrycie lubił jego opowieści i spało mu się po nich dużo lepiej. Ale wydawało mu się, że jest już na nie trochę za duży.

Zawsze kiedy już prawie zasypiał, Jing Yuan nachylał się nad nim i całował go w czoło, poprawiając pierzynę. Yanqing udawał wtedy, że już śpi, bo to była trochę żenada. Jego serce jednak napełniało się ciepłem. Zasypiał potem prawie od razu.

Myślał teraz o generale i o tym, co powie, jak Yanqing wróci do domu taki poobijany. Na pewno dowie się wszystkiego i da mu taki szlaban, jak wtedy co dowiedział się, że napił się wina ze starszymi kolegami po treningu. O, wtedy był zły. Teraz pewnie będzie jeszcze gorzej. Dostanie szlaban jak nic.

Leżał przez chwilę, wpatrując się w odległe korony drzew. Nie mógł się nawet, aż tak obawiać reakcji generała, w końcu myślał, że dzisiaj umrze, gorzej nie będzie. Ale–

Jego myśli potoczyły się w kierunku koszmaru, który miał wcześniej. Świadomość, że to miejsce mogło być jego domem była ciężka do zaakceptowania.

Cała niechęć generała, aby wysłać go na tę misję, nagle miała sens.

Polecenie, które słyszał w retrospekcji, aby „zabić wszystkich” wydało mu się niezwykle brutalne, pomimo, że jeszcze wczoraj wcale by go nie przejęło. W końcu to abominacje, opętane potwory okupujące jedynie ludzkie ciała. Nigdy nie myślał że wśród wyznawców Yaoshi istnieją osoby, które nie były dotknięte klątwą, i że one także straciły życie w imię zemsty i wizji której przyświecał sam Eon Lan.

Generał powtarzał mu, że nic nie jest czarno-białe, mimo to męczyła go świadomość, że Xianzhou i ich misja miały jakikolwiek inny kolor niż biały.

Zwłaszcza, że to on, nawet teraz, gdyby prawda wyszła na jaw, stałby się w oczach wielu osób zagrożeniem.

Myślał też nad tym, jak generał wykonywał te wszystkie rozkazy, buntując się tylko raz.

Nic dziwnego, że nie chciał, aby poznał prawdę. Yanqing sam wolałby jej nie znać. A teraz wiedział wszystko. Nie miał pojęcia, jak sobie z tym poradzić.

W lesie było niezwykle cicho, towarzyszył mu odległy szum liści nad jego głową i ciche pochrapywanie Sushang. Wydawało się, że byli bezpieczni, ale jak to możliwe? Yanqing nie pamiętał nic po streceniu świadomości, jedynie to, że ten… Blade, rzucił w niego mieczem. Upierał się przy tej wersji, ponieważ druga oznaczała, że z jakiegoś powodu chciał go uratować, celując w potwora, który znajdował się za nim. Yanqing nie mógł tego zaakceptować. Czy nie byli wrogami? Jakby to wyglądało, gdyby życie uratował mu największy wróg?

A jednak nie było innej możliwości. Jak bardzo wierzył w możliwości Sushang, tak nie sądził, że byłaby w stanie pokonać Blade’a, Legion i jeszcze przytaszczyć go do lasu.

Yanqing zamknął oczy i postanowił nie myśleć. Co za wstyd. Wolałby zostać nieprzytomny. Jeszcze sądząc po spokoju, jaki ich otaczał, można było założyć, że Legion został pokonany. Blade zrobił to sam? Ile dni spał Yanqing?

Z ogromnym wysiłkiem wyciągnął telefon z kieszeni i spróbował unieść się na łokciu, aby wyprostować się chociaż odrobinę do pozycji siedzącej, ale nie było rady. Jego zużyte mięśnie zatrzęsły się tylko i nie wytrzymały pod naporem ciężaru jego ciała.

Uniósł telefon nad głowę z trudem.

— O szlag…

Jego ekran rozbił się na drobny mak, nie dało się nic zobaczyć.

Pozwolił, aby jego dłoń upadła bezwładnie na ziemię i westchnął ciężko. Teraz to generał naprawdę go zabije. Yanqing dostał ten telefon niedawno. To był najnowszy model ze wszystkimi udogodnieniami. Miał epicki aparat. Terabajt pamięci.

O, Yanqing był skończony.

Nic tego dnia nie wyszło tak, jak chciał.

Usłyszał głośne ziewnięcie ze swojej lewej strony. To chyba Sushang wreszcie wstała, Yanqing odwrócił się w jej stronę. Ona popatrzyła na niego wciąż rozmarzonymi brązowymi oczyma, a potem w miarę, jak zaczynała sobie zdawać sprawę ze swojego położenia, jej mina robiła się coraz bardziej kwaśna.

— O matko! — jęknęła, coś strzyknęło jej w szyi, kiedy spróbowała wstać.

— Sushang.

— Yanqing! — zamrugała i uśmiechnęła się — O mój Eonie! Żyjesz.

— Tak, ale jakim kosztem? — wymamrotał, zrezygnowany, głowa wciąż bolała go, jakby maszerowała w niej armia Aurumatronów — generał mnie zabije, jak wrócę.

Sushang otworzyła buzię i zamknęła ją. Jej twarz zrobiła się biała, jak kartka.

— … Yanqing — powiedziała cicho, przysuwając się do niego i patrząc na niego z góry, zmartwiona — Generał już tutaj jest.

Yanqing zamknął oczy i dotknął delikatnie swojej skroni, czując okropne ssanie w żołądku. Nie wiedział czy z głodu czy ze stresu.

— Jest?

Sushang pokiwała głową.

— Mamy przewalone, zobacz co się stało z moim telefonem — skinął na przestrzeń po swojej lewej.

Sushang, która zaczęła delikatnie rozczesywać jego polepione od krwi i potu włosy, spojrzała tam, gdzie wskazał i westchnęła głośno.

— O mamuniu. Yanqing…. Yanqing! — rzuciła się w kierunku zepsutego telefonu i obejrzała go ze wszystkich stron, okazało się, że szklany tył także jest rozbity, razem z aparatem, a bateria wygięta, jak bumerang. Bolało samo na niego patrzenie.

— Schowaj to — powiedział nagle.

— Co?

— Schowaj to, może uda się to ogarnąć z ubezpieczeniem.

— Ten telefon jest martwy, Yanqing. Jakie ubezpieczenie pokryje coś takiego? Polisa na życie? — popatrzyła na niego z powątpiewaniem, ale schowała ostatecznie telefon do malutkiej torebki przy swoim pasie — … ale faktycznie lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Wciąż jest nadzieja, że generał nie zadzwoni do moich rodziców. O mój Eonie, jak powiadomi moich rodziców, to po mnie.

Siedzieli przez chwilę w ciszy, którą spowodwał nagłe myślenie o konsekwencjach. Teraz, kiedy adrenalina i strach przed śmiercią ustąpiły, pozostał ta bardziej powszednia obawa przed karą.

Kiedy Sushang następnie opowiedziała mu o tym, co się zdarzyło, kiedy był nieprzytomny, Yanqing miał przemożną ochotę zapaść się pod ziemię. Teraz już nie mógł się okłamywać, Blade ich uratował i…

— Przeniósł mnie tu? — zapytał zdegustowany.

Sushang ukuła mu policzek.

— Tak, a potem poszedł walczyć razem z generałem Jing Yuanem przeciw Legionowi… Yanqing to była prawdziwa Apokalipsa, otworzył się jakiś portal i widziałam ślepia ogromnego zwierzęcia po drugiej stronie. Myślałam, że zejdę.

Yanqing pokiwał głową.

— Przebudziliśmy Stellaron — powiedział, marszcząc brwi, a raczej to on przebudził. Nie rozumiał tego do końca, ale był pewien, że to było jego dzieło.

Przypomniał sobie, co powiedziały mu mary senne i serce zabiło mu szybciej. To coś chciało, aby tutaj zginął. Takie było jego pierwotne przeznaczenie, zanim jego los został cudownie odmieniony. Był ostatnią ocalałą istotą z tej planety.

— Miałaś jakieś sny, Sushang?

Jego pytanie spotkało się z ciszą, odwrócił głowę w jej stronę. Siedziała obok niego, obejmując kolana i patrząc się uporczywie w jeden punkt.

— Nie chcę o tym rozmawiać — wyszeptała, a jej oczy zaszły łzami na samo wspomnienie tego, co zobaczyła.

Yanqing pokiwał głową.

— Powiedzieć ci sekret? — zapytał.

Sushang zerknęła na niego. Yanqing wciągnął głośno powietrze, próbując się przygotować psychicznie na to, co miał jej powiedzieć. Wydawało mu się jednak, że jeżeli ktoś powinien wiedzieć to właśnie Sushang.

— Pochodzę z tej planety — zaczął — Podejrzewałem to już zanim tu przybyłem…

Sushang patrzyła na niego, jakby z drzewa się urwał.

— Nie jesteś z Xianzhou?

— Nie.

— Nie jesteś rodzonym synem Generała?!

— Nie? Każdy to wie!

Powiedzieć, że Sushang była zdziwiona to za mało.

Yanqing opowiedział jej pokrótce swoją historie, starając się nie brzmieć zbyt dramatycznie i żałośnie, łzy stanęły mu w oczach, ale nie pozwolił im spaść. Nie odwalał chyba zbyt dobrej roboty, bo poczuł, jak Sushang łapie go za rękę. Normalnie nie znosił takich czułostek, ale jakoś w tamtej chwili nie potrafił się jej wyrwać. Nie miał też za dużo siły, głowa wciąż go bolała, a krajobraz pływał przed jego oczyma.

Może to była też część powodu, dla którego o tym wszystim mówił. Nie był przecież nigdy osobą skorą do zwierzeń, ale po tym wszystkim ciężko też mu było to ustalić.

Sushang przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, wciąż trzymała go za rękę, więc nie mogła odebrać tego, aż tak źle. Nie sądził, że się od niego odwróci po usłyszeniu prawdy, Yanqing był dumny z tego, że potrafi dobrze dobierać przyjaciół. Sushang zawsze wydawała mu się niezwykłą osobą i świetnie walczyła. Wiedział, że będą się przyjaźnić, kiedy tylko ją zobaczył. Nie było nikogo w jego wieku, kto posługiwał się mieczem tak dobrze, jak ona, a Yanqing był znudzony potyczkami z nudnymi miernymi chłopakami.

— Cóż, skoro już się zwierzamy — powiedziała po chwili — to mi też śnił się stary koszmar z dzieciństwa. Już dawno o nim zapomniałam, ale to co dzisiaj stało się w tym miejscu, sprawiło, że nawiedził mnie na nowo…

Spojrzała na zielony mech pod jej stopami. Zaczęła skubać i zasypywać otwartą dłoń Yanqinga maltukimi kwiatkami.

— Moi rodzice oboje są w wojsku, jak już wiesz. Kiedy byłam mała często wyjeżdżali na misje, do innych galaktyk i światów, zostawiali mnie na bardzo długo. Byłam sama, znaczy nie sama, miałam nianię i otaczała mnie służba. Moje rozdzeństwo już wtedy wstąpiło do Akademii Wojskowej, więc nie było nikogo oprócz mnie. Potem mój brat także zaczął jeździć na misje. Często miałam koszmary, że nikt po mnie nie wraca, że to ja zostaję w tym dużym domu całkiem sama, a czasami wracali martwi. Przez pierwsze lata, które pamiętam, zawsze byłam sama. Z czasem mój tata został odsunięty od brania udziału w długoletnich misjach… wiesz, stres pourazowy. Moja mama również wtedy zrezygnowała. Od tamtej pory byli już ze mną, a koszmary ustały, ale… nie znosiłam tych długich lat w samotności.

— Sushang…

— To pewnie zabrzmiałoby dość radykalnie, ale wciąż nie rozumiem… czym jest ta zemsta. Może mało czytam i słabo się uczę, ale próbowałam i nigdy nie pojęłam z jakiego powodu rodzice walczyli za całkiem inny świat, kiedy ja byłam tutaj.

— Ja też już dłużej nie wiem — przyznał Yanqing, cicho — … do tej pory tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałem.

Było mu wręcz głupio się do tego przyznać.

Pamiętał zapis z audiencji, który Generał kazał mu przeczytać, całkiem niedawno.

Pochodził sprzed paru setek lat, Yanqing nie był zdziwiony, często zdarzało się, że dostawał stare kroniki do przestudiowania, aby później przedstawić Generałowi swoje zdanie. Była to część treningu, która nurzyła go niezwykle. Jing Yuan upierał się jednak, że to ważne, gdyż nie wszystkie konflikty powinno się rozwiązywać mieczem.

— Nie interesują mnie konflikty, do których nie muszę zabierać swojego miecza — powiedział, wzdychając i przekręcił się na plecy na swoim łóżku, unosząc zwój nad głowę, pilnując, aby jego ekspresja wyrażała tylko znudzenie.

— Porozmawiamy o tym dzisiaj przy kolacji.

— Gdzie jemy kolację?

— Hmm, myślałem nad zamawianiem jedzenia do domu — zamyślił się Jing Yuan — Chyba, że masz inny pomysł.

— Zjedzmy w porcie — spojrzał na niego błagalnie

— Okej — Jing Yuan westchnął — w takim razie zrobię rezerwacje.

Z tymi słowami wyszedł, zostawiając go z lekturą. Normalnie Yanqing nie dałby się złapać w domu bez niczego do roboty, ale po bitwie z Jing Liu, a potem Blade’em jego pokłady qi zostały całkowicie wycieńczone. Zaproponował, że będzie przez jakiś czas ćwiczył bez używania duchowej energii, ale spotkało się to z kategorycznym zakazem. Miał siedzieć w domu, odpoczywać i medytować.

Medytować?! Yanqing spróbował się przeciwstawić, nie było nudniejszego zajęcia. Ale Jing Yuan z rana zabierał go ze sobą do ogrodu i kazał ze sobą medytować po dwie godziny dziennie.

Yanqing nie miał pojęcia, jak to miało mu pomagać. Wieczorne wizyty lekarza, który leczył go swoją duchową energią pomagały dużo bardziej. Już po tygodniu Yanqing odkrył, że znowu jest w stanie unosić swoje ostrza i często robił to w swoim pokoju z nudów, pomimo, że w trakcie leczenia było to kategorycznie zabronione.

Zaczął czytać, ledwo zwracając uwagę na treść, ale już po kilku zdaniach odkrył, że ten zapis był inny od tych, które dotychczas dostawał. Bardzo często dotyczyły one sporów pomiędzy urzędnikami czy firmami. Yanqing był zdziwiony powszednością konfliktów, jakie trafiały w ręce Generała. Czy nie było innych ludzi, którzy mogli zająć się takimi błahostkami? Jing Yuan jednak uprzedził go, że owe kłótnie potrafiły być krwawsze niż się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Yanqing nie był zdziwiony, że ostatecznie za wszystkimi tymi sytuacjami stała korupcja i zwykła ludzka chciwość.

Ta audiencja jednak była inna, ponieważ interesant nie wzywał pod sąd żadnego człowieka, a samego Eona.

Dan Shu była jedną z najzdolniejszych alchemiczek żyjących w na Luofu. Przybyła, aby opowiedzieć Generałowi o okolicznościach śmierci swojej ukochanej, Yufei, która zginęła w drugiej długowiecznej wojnie z Wyznawcami Yaoshi. Yufei również należała do Departamentu Alchemii i była ich najlepszym lekarzem, przez co została wybrana, aby wyruszyć z oddziałami Xianzhou, jako jeden z uzdrowicieli, mimo, że nie miała wojskowego treningu.

Powód jej śmierci jednak nie miał nic wspólnego z brakiem doświadczenia.

Podczas wojny samo bóstwo zeszło ze swojego piedestału i zmaterializowało się na polu bitwy, dzierżąc swój Królewski Łuk i zrzucając na wrogów deszcz Boskich Strzał. To właśnie jedna z tych strzał spadła na obóz medyczny, znajdujący się z dala od pola walki i zabiła wszystkich, w tym również Yufei. Przybycie samego Eona Łowów przyspieszyło rozstrzygnięcie wojny i zmieniło jej wynik, kosztowało jednak życie wielu ludzi po ich stronie. W tym również najbardziej utalentowanego z lekarzy.

Nie było żadnych notatek z rozstrzygnięcia sprawy, gdyż w czasie audiencji Dan Shu została pochłonięta przez Klątwę Nieśmiertelności. Nikt nie słyszał o niej już nigdy później, aż do czasu ostatniego Kryzysu, kiedy to ukazała się, jako jedna z Abominacji.

Yanqing nie potrafił sobie wyobrazić, jakie mogłoby być rozwiązanie.

Rozmawiali o tym z Generałem przy kolacji, Yanqing był trochę bardziej przybity niż zwykle.

— Czemu nasz Eon mieliby zrobić coś takiego? — rozstrząsał — z raportów wynika, że zginęło ponad sto osób. Nie zostało po nich ani śladu. Jak coś takiego mogło się stać? Czy nie ma nas chronić?

— Eon Łowów chroni Xianzhou — powiedział Jing Yuan, spokojnym tonem — Jeżeli Xianzhou coś zagraża, schodzą ze swojego piedestału. Gdyby nie zstąpili, tamta wojna zakończyłaby się klęską.

— Więc to ich usprawiedliwia?! — oburzył się Yanqing, a potem skulił, zdając sobie sprawę, że mówi o samym Eonie Łowów, które, jak wierzyli obywatele Xianzhou, słyszy każde słowo.

Odetchnął głęboko i spróbował rozluźnić pięści, które zacisnął bezwiednie na drewnianych pałeczkach.

— Zastanów się Yanqing, czy taka istota potrzebuje usprawiedliwienia dla czegokolwiek, co robi? Bytuje na całkowicie innej płaszczyźnie niż my. Nawet milion nie może wydawać się dużą stratą, jeżeli ostatecznie zapewnią przetrwanie dla dziesięciu milionów. Bóstwo nie musi patrzeć, gdzie spadnie ich strzała, jeżeli trafiła także w jego wrogów.

— To nieludzkie.

— To prawda — Jing Yuan zgodził się ze smutnym uśmiechem — Dan Shu przeklęła Eona Łowów i zwróciła się w stronę Yaoshi. Urodziła się, jako jedna z Niekompletnych, ale pod koniec swojego życia, dzięki darom Urodzaju, odzyskała wzrok i ramię, którego jej brakowało. Nie powstrzymało to jednak rozpaczy, gdyż było zbyt późno, nie było już niczego, co chciała oglądać po śmierci swojej najserdeczniejszej przyjaciółki. Pozostała jej jedynie zemsta.

Yanqing nie mógł nic poradzić na łzy, które zebrały się w jego oczach, nie potrafił też ich powstrzymać, kiedy zaczęły kapać na stół i jego białe spodnie. Na szczęscie siedzieli w jednym z prywatnych pokoi.

Poczuł, jak Generał kładzie dłoń na jego ramieniu w geście pocieszenia, ale Yanqing załkał i przytulił się do niego, przyciskając twarz do jego piersi.

— To jest niesprawiedliwe.

— To prawda — usłyszał cichy głos Generała, który zaczął gładzić delikatnie jego włosy.

 

Tym razem było podobnie. Yanqing zobaczył zmierzającego w ich kierunku Jing Yuana. Przyspieszył krokuł, kiedy jego wzrok padł na Yanqinga wpół leżacego na ziemi, bezbronnego i pokiereszowanego. Sushang wyprostowała się obok niego.

Po twarzy Jing Yuana przepływały różne emocje. Poczuł niesamowitą ulgę widząc ich w jednym kawałku, ale także ogromne poczucie winy. Jego serce przyspieszyło, kiedy podszedł bliżej i zobaczył ich twarze, na których widać było ślady łez.

— Yanqing…

Ale on nie miał siły, aby odpowiedzieć, łzy na nowo zaczęły spływać mu po policzkach, zanim zdał sobie z nich sprawę, Generał natychmiast znalazł się u jego boku, Yanqing wyciągnął ręce w jego stronę, tak, jak często robił, kiedy był jeszcze małym dzieckiem i bał się prosić o uściski. Jing Yuan przytulił go do siebie, przytrzymując delikatnie jego głowę, która potoczyła się na jego zdrowe ramię. Yanqing złapał za materiał jego koszuli.

— Przepraszam — wyszeptał.

Jing Yuan tylko przytulił go mocniej, uciszając łagodnie.

— Nie, to tobie należą się przeprosiny — powiedział — ukrywałem przed tobą prawdę zbyt długo.

— Wolałbym nigdy nie wiedzieć — wyszeptał, rozżalony.

Sushang patrzyła na nich przez chwilę, jej wargi trzęsły się od powstrzymywanych emocji, ale ostatecznie ona też wybuchła płaczem. Przytuliła się do pleców Yanqinga i złapała Jing Yuana za ramię, szukając komfortu.

Przez chwilę trwali tak we wspólnym uścisku, dopóki któreś z nich wiercąc się nie otarło się o drugie uszkodzone ramię Generała, na co syknął z bólu. Yanqing odsunął się natychmiast i popatrzył na jego krwawiącą ranę i złamane.

— Jesteś ranny.

Jing Yuan nie odpowiedział mu, tylko złapał go za ramię i zaczął oglądać ze wszystkich stron. Wytrzeszczył oczy na krew zaschniętą na jego skroni i podbite oko, a także liczne małe nacięcia. Sushang obok miała się tylko trochę lepiej, po spojrzeniu na nią, można było zobaczyć, że jest wycieńczona, a jej energia duchowa całkowicie zużyta.

— Tym razem naprawdę narozrabialiście — powiedział w końcu, ale nie było w jego głosie nagany, ani pretensji, tylko zmęczenie pomieszane z ogromną ulgą — Myślałem, że nauczyłeś się czegoś po ostatnim razie.

Yanqing skulił się na te słowa, a Sushang spuściła wzrok.

— Generale… moi rodzice… — zaczęła, nieśmiało.

— Obawiam się, że już zostali powiadomieni — przerwał jej, zamykając oczy.

Sushang ukryła głowę w kolanach i zawyła.

— To mój koniec. Miło było cię znać, Yanqing.

Yanqing już miał coś odpowiedzieć, ale nagle zastygł, patrząc czujnie na kogoś, kto zjawił się za ramieniem Jing Yuana.

Blade szedł ku nim, z miną, która wyrażała niezadowolenie. Przewracał w ręce jeden z trzech mieczy Yanqinga, które ze sobą niósł.

— Ty…

— O! Pan Blade wrócił — powiedziała Sushang pogodnie.

Jing Yuan odwrócił się w jego stronę.

— Znalazłeś wszystkie trzy?

— … jak widać — powiedział tylko, biorąc teraz drugie ostrze i ważąc je w dłoniach uniósł, aby znalazło się na lini jego wzroku — ale nie wyglądają na warte tego całego zachodu.

Yanqing natychmiast odsunął się od Jing Yuana z grymasem na twarzy. Otarł pospiesznie policzki, ale nie zrobiło to zbyt wiele, aby ukryć to, że przed chwilą płakał. Jing Yuan pomógł mu się oprzeć o drzewo, bo inaczej wylądowałby twarzą w trawie, ale kiedy już siedział w miarę prosto, zaczął patrzeć na Blade’a złowrogo.

— Co powiedziałeś o moich mieczach? — zapytał groźnie.

— Są przeciętne — wyjaśnił, wzruszając ramionami.

— A co ty możesz wiedzieć? — żachnął się Yanqing, z trudnem przywołując swoje miecze resztkami swojej duchowej energii.

Blade wypuścił ostrza i pozwolił im odfrunąć w jego stronę. Jing Yuan spojrzał na Yanqinga ostrzegawczo, ale na szczęście zdecydował się nic nie mówić o tym, jak to powinien oszczędzać siły.

— Całkiem sporo — powiedział Blade, krzyżując ramiona — to ja stworzyłem broń twojego Generała.

Yanqing obejrzał się na Jing Yuana, który tylko pokiwał głową i uśmiechnął się lekko, widząc jego zdziwienie. Popatrzył na Blade’a z grymasem na twarzy, oczekując, że będzie chciał z niego drwić, ale on stał jedynie, przymykając lekko oczy.

Teraz, jak tak zaczął myśleć. Po co on tutaj stał?

Zdawał sobie sprawę, że pomiędzy Generałem i tym człowiekiem istnieje jakaś historia, ale jego zachowanie zbijało go z tropu, zwłaszcza, kiedy był tak spokojny, jak teraz.

Wcześniej wydawał się mu szaleńcem, który tylko czasami ma przebłyski świadomości, ale teraz wyglądało na to, że jest całkowicie na odwrót. Trudno też było mu się pogodzić z tym, że to właśnie on był autorem wspaniałej broni Generała.

Jego miecze pochodziły od najlepszych płatnerzy w Luofu, a jednak zawsze patrzył na glewię generała z zachwytem. Zapytał go nawet parę razy, kto ją wykuł, Jing Yuan pokręcił wtedy tylko głową z westchnieniem i powiedział, że owy Mistrz już nic nie stworzy.

Yanqing założył wtedy, wnioskując z nostalgii jaką usłyszał w jego głosie, że ktokolwiek to był, zdołał już umrzeć,

Jing Yuan pogłaskał go delikatnie po głowie, widząc jego zamyślenie. Yanqing skrzywił się na niego i spróbował odegnać dotykajacą go rękę, co tylko spowodowało falę śmiechu ze strony Sushang. Yanqing zaczerwienił się z zażenowania i zerknął na Blade’a, ale on wciąż medytował z boku, nie zwracając na nich uwagi.

Przez dłuższy moment siedzieli w ciszy. Jing Yuan oparł podbródek na dłoni i zamknął oczy. Yanqing spojrzał w górę na różowe niebo, jakie tworzyły dla nich wysokie i gęste korony drzew. Jego rodzima planeta była naprawdę pięknym miejscem, nawet opustoszała, zamieszkana tylko przez kwitnącą cudownie roślinność. Przyroda pozostawała niepokonana.

— Śpisz, generale? — zapytała nagle głośno Sushang, znudzona milczeniem.

Jing Yuan ocknął się szybko, Blade również otworzył oczy.

— Nie, skąd? — powiedział, ziewając, wyciągnął telefon i zaczął coś na nim sprawdzać, wzdychając z niezadowoleniem, kiedy odkrył, że wciąż nie mieli żadnego zasięgu.

— Ła, ja bym nie mogła zasnąć w takiej pozycji.

— Jak będziesz w wojsku tak długo, jak ja, to znajdziesz sposób nawet na spanie na stojący.

— To jest możliwe?

— Dla chcącego nic trudnego — powiedział, uśmiechając się pod nosem, kiedy Blade prychnął pogardliwie na jego słowa.

Jing Yuan przypomniał sobie, jak spędzali czas medytacji, kiedy Jing Liu nie było przy nich. Blade zwykle szkicował i obliczał projekty swoich nowych wynalazków, a Jing Yuan spał w najlepsze, ale w takiej pozycji, że kiedy Jing Liu przychodziła niespodziewanie, to zwykle Blade’owi się obrywało.

— Wygląda na to, że muszę się jeszcze wiele nauczyć.

 

Po kolejnej dłuższej chwili wyczekiwania, Jing Yuan, zdecydował się w końcu ruszyć. Miał po części nadzieję, że inżynierom udało się na nowo otworzyć tunel czasoprzestrzenny, ale była ona płonna. Stellaron wciąż zakłócał przestrzeń międzygwiezdną.

Yanqing spróbował się podnieść na równe nogi, ale nie było mowy o tym, aby mógł chodzić, był zbyt zmęczony i obolały, a świat w pionie pływał mu przed oczyma, jak odbicie w wiaderku wody.

Jing Yuan przytrzymał go i już miał zamiar spróbować jakoś podnieść swoją zdrową ręką, ale Blade mu przerwał.

— Mogę ponieść dzieciaka — powiedział, patrząc na niego znacząco — ty nie dasz rady.

— Mogę stać! — sprzeciwił się Yanqing, trzymając się drzewa, jakby od tego zależało jego życie.

Jing Yuan spojrzał na Yanqinga zmartwiony.

— Nie możesz — powiedział Blade, wywracając oczami.

— Nie, ja nie chcę — spojrzał błagalnie na Jing Yuana, ale ten wydawał się zmęczony.

Yanqing nie zauważył wcześniej, jaki był blady, bandaż na jego ramieniu był mokry od krwi. Zerknął na Blade’a, który również wbił wzrok w Jing Yuana.

Ostatecznie zdecydował się przełknąć swój honor i zgodził się, aby Blade wziął go na barana. Wbił mu swój ostry łokieć w plecy z czystej złośliwości, ale zawiódł się, kiedy Blade nawet się nie wzdrygnął. Sushang ruszyła za nimi, powłócząc za sobą długim mieczem.

Od głuchego dźwięku, jaki wydawał krojąc suchą ziemię, Yanqinga bolały uszy.

— Mówiłem, abyś dbała o swoją broń — powiedział Blade po chwili, nie odwróciwszy się nawet w jej stronę..

— Nie dam rady psze pana — wydyszała, dorównując mu kroku — albo mój miecz, albo ja, jedno musiało skończyć wleczone po ziemi.

— Biedny miecz — powiedział Yanqing.

— Cicho, Yanging, chyba, że chcesz się zamienić.

Pokręcił na to głową, ponieważ chcąc nie chcąc było mu nawet wygodnie. Spojrzał przed siebie na generała, prowadzącego ich ku swojej Gwiezdnej Żaglowce, którą twierdził, że zaparkował nieopodal.

— Generale, jak daleko, według ciebie jest nieopodal?

— Wszystko znajduje się nieopodal, kiedy patrzysz na to z góry — sam był zdziwiony, że droga, aż tak się dłużyła.

Yanqing poczuł nagle, jak głowa kołysze się mu na wszystkie strony w rytm kroków Blade’a, a oczy zamykają. Spróbował z tym walczyć, bo to w końcu była dla niego tortura. Nie potrafił jednak nic poradzić na senność, jaka go ogarnęła.

— O teraz Yanqing śpi — skomentowała rozbawiona Sushang.

— Niespie — powiedział niewyraźnie, prowokując tym tylko śmiechy Generała i Sushang.

— Jasne, jasne.

 

— Olaboga myślałam, że nigdy nie dotrzemy — powiedziała Sushang, kiedy zobaczyła łódź Generała zaparkowaną obok lasu, nagle nabrała energii i podniosła miecz zarzucając go na jedno ramię i kicając resztę drogi do pojazdu.

Łódka Jing Yuana nie była tak zużyta i stara, jak jej brata. Wyglądałaby na jedną z najnowszych, gdyby nie liczne zadrapania i wgniecenia na białej karoserii. Yanqing skrzywił się na to, bo wiedział, że ostatnio jeszcze ich nie było. Generał rzadko używał swojej Gwiezdnej Łódki, przez swoją pracę, która wymagała by wciąż był na miejscu, często żartował, że czeka, aż Yanqing dorośnie to może ktoś w końcu zacznie jej używać.

— Co się stało z twoją łódką? — zapytał Yanqing pzerażony.

— Haha, dawno nie latałem — zaśmiał się Jing Yuan i wyciągnął klucze, aby otworzyć drzwi dla Sushang, która zaczęła ciągnąć za klamkę.

Yanqing patrzył na głębokie bruzdy w ziemi po lądowaniu, a potem z powrotem na generała. To nie była prawda. Nie było to, aż tak dawno. Zmarszczył brwi, ale zdecydował się to zignorować. Zamiast tego pociągnął Blade’a za włosy.

— Postaw mnie już — powiedział i zaczął się wiercić.

Blade westchnął poirytowany i ruszył w kierunku łódki, aby odstawić go prosto na tylne siedzenie, które już zajmowała Sushang.

— Yanqing, powinieneś być milszy dla pana Blade’a, który niósł cię przez całą tą drogę — zganiła go Sushang.

— Przestań nazywać go panem Blade’em.

— Nie mów do mnie pan.

Popatrzyli na siebie z przerażeniem. Jing Yuan wybuchnął śmiechem za nimi. Yanqinga przeszedł dreszcz zażenowania.

Szybko odwrócił wzrok i położył się na siedzeniu, ładując nogi na kolana oburzonej Sushang. Jego dzień był do reszty popsuty. Miał ochotę pójść spać i się nie obudzić. Blade trzasnął drzwiami do łódki i odwrócił się do Jing Yuana. Yanqing odetchnął z uglą, miał dość tej dziwnej sytuacji, chciał już być w domu.

— Mógłbyś, nie wiem, podkulić nogi?

— Jestem ranny, Sushang.

— Zabierz nogi, albo pokaże generałowi twój rozwalony telefon — zagroziła.

Yanqing skrzywił się i zwinął się w kulkę niechętnie. Zimne skórzane siedzenie było przyjemne w kontraście z jego rozpalonym czołem. Myślał już o powrocie do domu, o miękkim futerku Mimi i o kolekcji swoich mieczy, których od tygodnia nie polerował. Pewnie już zaczął się na nich zbierać kurz. Jednocześnie bał się tego co powie generał, albo raczej czego nie powie. Yanqing miał do niego tak wiele pytań.

Spojrzał na Sushang, która oparła głowę o siedzenie kierowcy i westchnęła cicho.

— To był nasz najgorszy pomysł do tej pory — powiedziała, uśmiechając się lekko — moja mama deportuje mnie na Yaoqing, jak nic.

— Generał nie pozwoli cię deportować, jeżeli nie będziesz chciała — powiedział Yanqing, próbując ją pocieszyć.

— Będzie miał szczęście, jeżeli mama będzie chciała w ogóle z nim rozmawiać — westchnęła Sushang — Jest okropna w tej kwestii.

— Nie dasz się deportować, mieszkańcy Luofu cię potrzebują.

— Do czego ? Do wynoszenie ich śmieci i ratowania ich paczek przed kradzieżą?

— … między innymi?

Sushang uśmiechnęła się do niego i pokręciła głową. Yanqing odwzajemnił uśmiech i zamknął oczy. Cieszył się, że była cała i zdrowa, w końcu to głównie jego zachcianka przywiodła ich akurat na tę planetę. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś jej się stało.

Zapadła pomiędzy nimi stosunkowa cisza, dopóki Sushang nie wyciągnęła telefonu i zaczęła narzekać, że nie ma zasięgu.

— Chyba naprawdę trzeba będzie spać całą drogę — powiedziała, a potem dodała — tak właściwie to czemu jeszcze nie wystartowaliśmy, co z generałem?

Mówiąc to zerknęła co się dzieje za oknem. Yanqing zignorował ją dopóki nie usłyszał cichego pisku, kiedy spojrzał na nią, chowała twarz w dłoniach. Była cała czerwona.

— Co się stało?

— Zobaczyłam coś czego moje oczy nie powinny widzieć — wyznała, wyglądając na zakłopotaną.

— Czyli co?

— Generał… on…

Yanqing nie mógł się doczekać na jej dziwne wytłumaczenie i podniósł się z wysiłkiem, aby wyjrzeć przez okno. To co zobaczył, sprawiło, że szczęka mu opadła. Miał odpowiedź już na dobrą połowę swoich pytań, ale narodziło się przy tym sto kolejnych. Natychmiast opadł z powrotem na siedzenie i również zakrył oczy rękami.

— Czy spoufalanie się z przestępcą to nie jakiegoś rodzaju wykroczenie? — zapytał.

Sushang spojrzała na niego przerażona.

Kiedy Jing Yuan kilka momentów później otworzył drzwi i usiadł za kierownicą, Yanqing udawał, że śpi, a Sushang robiła losowe działania na kalkulatorze, żeby wyglądać na zajętą.

— Przed nami dwanaście godzin drogi — wymamrotał Jing Yuan, wzdychając ze smutkiem.

Sushang zauważyła, że jego włosy były teraz rozpuszone, a czerwona wstążka, którą zwykle je związywał gdzieś zniknęła.

Jing Yuan wyjrzał ostatni raz przez okno i włączył silnik, zmuszając ciężką maszynę do oderwania się od ziemi. Za moment byli już wysoko w niebie, ogromne drzewa nie były niczym więcej, jak różowymi kropkami.

Sushang oparła się o szybę i patrzyła, jak planeta oddala się, ląd, który mienił się na różowo i zielono, oblany był turkusowym wodami mórz. Było wręcz nie do pomyślenia, że oprócz roślin nie pozostało już na niej nic, co żyje.

Podróż przeminęła im w ciszy, Sushang i Yanqing drzemali z tyłu, kiedy Generał patrzył przed siebie, skupiając się na utrzymaniu kursu, co nie było takie łatwe bez nawigacji, która również przestała działać ze względu na Stellaron.

Zamienił z Sushang parę słów, ale zauważyła, że nie był w nastroju na rozmowę. Jego oczy pozbawione były swojego zwykłego dla siebie blasku, a uśmiech znikł z twarzy. Wyglądał na niezwykle zmęczonego. Trzymał ster jedną ręką. Sushang zapytała czy nie potrzebuje pomocy z obsługą panelu sterowania, ale pokręcił tylko głową, posyłając jej mały uśmiech.

— Poradzę sobie. Ty odpoczywaj. To był dla was długi dzień.

Posłuchała go i zasnęła ponownie. Nic jej się nie śniło, kiedyotworzyła oczy było to przez zdenerwowany hałaśliwy ton głosu, który znała zbyt dobrze z tego, jak często słyszała go skierowanego w swoją stronę, kiedy nabroili coś z Yanqingiem.

— Jing Yuan, czyś ty do reszty oszalał?! — była to Mistrzyni Wróźbiarstwa Fu Xuan, trzymała się za głowę, wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć.

— Jeszcze nie, skąd takie założenie?

— Udałeś się sam prosto w paszczę Stellaronu!

Jing Yuan posłał jej zmęczony uśmiech i wysiadł z łódki.

— Czy nie przewidziałaś mojego powrotu?

— To kompletnie bez związku — odparła naburmuszona — Nie rób tak więcej.

Zerknęła na jego ranną rękę i zmarszczyła brwi.

— Wyglądasz okropnie — westchnęła, pozwalając zmartwieniu w końcu ukazać się na jej twarzy — załatwiłam wam dyskretny tansport do domu, wkrótce odwiedzi was lekarz. Ludzie i tak już zaczęli gadać.

— Nie ma na to rady, niemniej, dziękuję, Fu Xuan.

Prychnęła tylko i zadarła głowę do góry.

— Kupujesz mi bobę do końca tego miesiąca.

Jing Yuan zaśmiał się.

— To rozsądne żądanie.

 

Blade patrzył, jak łódź Jing Yuana oddala się, stając się coraz mniejsza, dopóki całkowicie nie zniknęła z nieba. Nie potrafił zignorować nieprzyjemnego ciasnego uczucia w swojej piersi. Spojrzał na czerwoną wstążkę, którą Jing Yuan wcisnął mu do ręki, razem z karteczką zawierającą numer. Jeszcze musiał zdecydować czy z niego skorzysta, rzadko używał telefonu.

Zwykle leżał gdzieś zapomniany, Silver Wolf czasami znajdowała go, aby móc zagrać coopa sama ze sobą na dwóch kontach. Ten telefon ciężko było nazwać jego telefonem. Blade używał go tylko na misje.

Nie mógł oderwać wzroku od czerwieni wstążki, przysunął ją delikatnie do ust i poczuł lekki zapach kwiatów pomarańczy. Tak też pachniały jego włosy.

Stał i czuł, jak jego rany powoli się goją, zarówno ta na policzku, jak i cięcie na ramieniu. Za niedługo nie będzie po nich nawet śladu.

Pomyślał o Jing Yuanie, o pokrytej piegami skórze bez żadnych niedoskonałości, z wyjątkiem tej jednej blizny, pamiątki po walce, która miała miejsce ponad siedemset lat temu, a która wciąż nie znikła.

Część jego chciała zobaczyć go jeszcze raz. Jeszcze przed chwilą byli tutaj razem, a za niedługo będą dzielić ich światy. Luofu opuści orbitę Jir-XCV, a Blade wróci do domu, jedynie ze wstążką i numerem telefonu, który wypalił dziurę w jego ręce.

Schował go niedbale do kieszeni spodni i wyciągnął telefon.

“Misja zakończona” napisał do Elia.

Minął jeden moment, a potem drugi.

Blade na powrót zamknął oczy, próbując oczyścić umysł i przestać myśleć choć na chwilę o tym, jak bardzo chciał go widzieć, cały czas. Był jedyną osobą, która mu pozostała. Jing Yuan pamiętał wszystko, co się stało, tak samo, jak on.

Nie było na tym świecie nikogo innego. Dan Feng odszedł. Byli tylko oni dwoje.

A jednak ich życia nie mogłby być bardziej od siebie oddalone.

Westchnął kiedy usłyszał za sobą cichy trzeszczący dźwięk. Otworzył oczy i zobaczył hologram Silver Wolf, chodzącej między białymi ruinami budynków. Zagwizdała widząc powaloną bestię.

— Czy one zwykle nie znikają, jak się je zabije? — zapytała.

— Ta nie była częścią Legionu — powiedział, patrząc na wciąż stygnące truchło — To zniewolone zwierzę.

Silve Wolf kopnęła jedną z odciętych nóg.

— Fajny design, nie powiem — skomentowała — na jakiej planecie rodzą się takie potwory?

Blade wzruszył ramionami.

Dziewczyna gwizdając pochyliła się nad ciałem bestii i zrobiła zdjęcie, mamrocząc coś. Blade odwrócił się w jej stronę.

— Znalazłaś to czego szukamy? — zapytał, zniecierpliwiony.

— Oczywiście — wywróciła oczami — za kogo ty mnie masz.

Nachyliła się nad rozbitym rdzeniem i założyła te swoje śmieszne okulary, klikając coś na klawiaturze, która się przed nią pojawiła. Blade oglądał, jak przemienia małą świecącą na złoto kulę w jeden ze swoich dysków.

Podeszła do niego, chowając ręce w kieszeni.

— Zrobione. Zaraz uruchomię portal, którym będziesz mógł wrócić — oznajmiła, jej hologram rozmazał się na chwilę, a potem ponownie powrócił w pełnej rozdzielczości — Chodź za mną.

Blade szedł obok niej, pomiędzy budynkami, skręcając w różne uliczki, dopóki nie zatrzymali się przed drzwiami, do domu który cudem nie został zniszczony. Był jedyny na tej ulicy.

— Co to masz w ręce? — zapytała, zainteresowana.

Blade spojrzał na wciąż trzymaną przez siebie wstążkę.

— To tylko wstążka — powiedział, wzruszając ramionami.

Dziewczyna spojrzała na niego znudzona.

— Naprawdę nic się z ciebie nie da wyciągnąć.

— Więc czemu próbujesz?

— Nie wiem, nudzi mi się — powiedziała i wskazała, żeby otworzył drzwi.

Blade chwycił za klamkę i zamiast pomieszczenia zobaczył za nimi różowo-niebieski portal, przeszedł przez niego bez wahania, robił to już nie raz. Silver Wolf poszła za nim, trajkocząc coś o swojej nowej grze.

— Założyłam czwarte konto, ale Elio powiedział, że niedługo mnie gdzieś wyśle, więc potrzebuję cię, abyś zajął się przynajmniej dwoma, jeżeli jesteś już wolny.

— Nie — powiedział.

— Proszę, zrobię wszystko. Muszę grindować materiały na nową postać, to dla mnie najgorszy moment na misję, ale Elio upiera się, że Sam sobie nie poradzi beze mnie. Zrobię dosłownie cokolwiek chcesz, tylko proszę. Wszystkiego cię nauczę. Tam masz tylko klikać.

Blade spojrzał na nią przelotnie.

— Przestaniesz dotykać mojego telefonu.

— Co? Ale przecież i tak… — zdziwiła się, a potem widząc jego spojrzenie zahamowała się nagle — Okej, okej, okej, jak chcesz. Załatwione. Telefon jest twój, już palca na nim nie położę.

— Zajmę się tylko tymi dwoma kontami.

— Jasne! Resztę ogarnę sama — zgodziła się, a potem spojrzała na niego zaintrygowana — Po co ci nagle telefon?

Blade nie odpowiedział.

Notes:

dziękuje bardzo za czytanie i komentarze. To już koniec naszej historii. Mam nadzieje ze wyszło znośnie, pomimo, że fakt że pisałam końcówkę to po 1.2 mógł zabic moja motywacje.

Powodzenia na Blade bannerze czy tam Kafki, w zależności na kogo losujecie!

Trzymajcie się!

Notes:

dzięki za czytanie! jeżeli się podobało to zostawcie kudos i jakiś kom, będę wdzięczna <3