Actions

Work Header

Czy jeszcze powrócą?

Summary:

Czy jeszcze powrócą? Myśli tych, którzy zostali w Shire, kierują się w stronę czterech Podróżników.

Work Text:

- Boję się o niego. - wyszeptała Esmeralda, wtulając twarz w miękkość jego futra, w nadziei na odnalezienie pocieszenia. Tak bardzo chciał móc jej je zaoferować, ale sam czuł, że nie ma już w nim jego dawnego optymizmu.
Spojrzał jej w oczy, delikatnie unosząc w tym celu jego podbródek.
- Ja też. Ale Merry jest już dorosły, a Frodo się nim zaopiekuje.
Esmeralda roześmiała się niewesoło.
- Z jego listu wynika, że Frodo i bez tego ma kłopoty. Wygląda na to, że sam jest w wielkim niebezpieczeństwie.
Wbił wzrok w podłogę, jakby znalazł tam coś niesamowicie ciekawego.
- Przez lata zawsze wspierał Merrego, musi robić to także teraz. Jeśli coś stanie się Meriadokowi... To będzie jego wina! - wymruczał gniewnie, a potem dodał spokojniej. - W tym chłopaku zawsze było coś niepokojącego.
Esmeralda poniosła wzrok, nieco zaskoczona.
- Zawsze kochałeś go jak syna!
- Jeśli coś stanie się Merremu, nie przebaczę mu łatwo. Mógł trzymać się z dala od kłopotów!
Westchnęła.
- Wiem, że masz do niego uraz, ale nie możemy wydawać pochopnych wniosków! - wykrzyknęła zapalczywie, po czym złagoniała.
- Ja też tęsknię za naszym synem. - wyszeptała cicho.

***

- Jak mógł zrobić coś tak... tak... - Paladynowi zabrakło słów. - Coś tak głupiego! - wykrztusił wreszcie.
Eglantine spojrzała na niego chłodno.
- To jeszcze dzieciak! - warknął, miotając się po pokoju.
Przez kilka sekund zastanawiał się, kogo uczynić kozłem ofiarnym i wreszcie znalazł cel swego gniewu.
- Ten PRZEKLĘTY Frodo! Skoro ma nierówno pod sufitem, to, proszę, niech sobie idzie na przygody! - ostatnie słowo Paladyn wypluł z obrzydzenie, jakby to była trucizna. - Ale po co zabierać MOJEGO SYNA! Mojego następcę! Pourywam mu uszy, jeśli kiedyś się jeszcze spotkamy!
Eglantine odezwała się, po raz pierwszy w trakcie rozmowy.
- Dobrze to ująłeś. Jeśli się jeszcze zobaczycie.
- Sugerujesz, że mój syn mógł zginąć?! - wrzasnął.
- Po pierwsze, ty tak powiedziałeś. Po drugie, to jest również mój syn.
- Twój syn?! To czemu w takim razie nie wyglądasz nawet na poruszoną?
Hobbita wydawała być szczerze dotknięta jego słowami. Widok bólu w jej oczach uświadomił mu, co powiedział.
- Och, przepraszam... - wyszeptał. - Powiedziałem to w gniewie, czasem potrafię być trochę złośliwy, gdy się złoszczę.
- Trochę! - prychnęła ironicznie, ale w głębi duszy już się nie gniewała. Rozumiała, jak potrafi okrutny być ktoś, kto mocno tęskni. Czuła to samo.

***
Rosie niespokojnie obracała w palcach małą stokrotkę, o lekko zaróżowionych płatkach.
- Panienko Cotton? - usłyszała za sobą uprzejmy głos, który od razu rozpoznała. To był stary Gaffer Sama.
- Och, dzień dobry, panie Gamgee! - dziewczyna na próżno siliła się na uśmiech. - Piękny dziś dzień, prawda?
Ale on nie dał się zmylić i westchnął, ciężko siadając obok niej
- Czy poczekasz na niego? - spytał prosto z mostu, a ona odczuła ulgę, że nie próbuje jej na siłę pocieszać. Od razu znała odpowiedź.
- Tak. - powiedziała bez wąchania. - Choćbym i miała czekać aż do śmierci
- A więc widzę, że Sam wybrał sobie dobrą miłość.
- Czy on mnie naprawdę kocha? - wyszeptała drżąco.
- O, tak, z pewnością. Myślę, że Sam nie robiłby by niczego bez potrzeby. Czy ufasz mu?
- Tak. - powtórzyła miękko.
- A więc uwierz, że zrobi wszystko, by do ciebie wrócić, panienko. A póki co, możemy tylko czekać i tęsknić, ale przynajmniej razem. To już coś.

***

- Nikt nie zatęskni za tym głupcem Frodo, a przynajmniej ma pewno nie ja. - oświadczył twardo Lotho. Nikt nie potrzebuje w Shire takiego dziwaka i odmieńca. DOBRZE, że odszedł. Bez niego Shire jest lepsze.
Początkowo Lobelia wspierała swojego syna we wszystkim, co robił, ale teraz nawet jej wydało się to lekko przesadą. Stała z boku i patrzyła, jak Lotho niszczy norkę.
- Nie, Lotho, przestań!
Odwrócił się do niej z drapieżnym uśmiechem.
- Przestań? - powtórzył. - A kto mi przeszkodzi? Nie mam zamiaru się ciebie słuchać, mamo. - ostatnie słowo wypowiedział tak jadowicie, że równie dobrze to mogła być obelga.
- Wszyscy będą mnie nareszcie kochać! - zawołał, a ona słyszała w jego głosie opętanie. - I wszyscy zapomną o tym głupim Brandybucku! - dodał, z pełnym rozkoszy uśmiechem.

***

- Już niedługo będziemy w domu, Frodo, cieszysz się? - zagadnął wesoło Pippin.
- W domu... - powtórzył powoli Frodo.
Westchnął, patrząc na pozostałych trzech hobbitów, z pewną zazdrością. Oni wszyscy mieli kochające rodziny, bliskich, którzy na nich czekali, a on? Miał bolesne wrażenie, że tam, w Shire, nikt nie wypatruje jego powrotu, ani nie roni za nim łez. Opuścił wzrok, z całych sił starając się nie płakać.
Czuł, że Shire już nie jest jego domem.