Actions

Work Header

Wilcze sny

Chapter 17

Notes:

(See the end of the chapter for notes.)

Chapter Text

Jego mama zachowywała się, jakby zupełnie nie widziała wielkiego, różowego słonia, który zamieszkał już zdaje się na stałe w ich domu. Słoń, oczywiście, był metaforą, ale Harry uznał, że nie istnieje dla tej sytuacji lepsze wytłumaczenie. Mama kompletnie zignorowała temat i trwała w tej ignorancji od momentu, gdy Harry zobaczył ją po raz pierwszy od piątkowej akcji.
Szybko się we wszystkim zorientował, ponieważ mama przez pierwszych kilka dni odnosiła się do niego nieco oschle, ale potem o wszystkim jakby zapomniała i traktowała go tak samo, jak wcześniej. Jakby Harry nigdy się nie ujawnił; jakby to w ogóle nie miało żadnego znaczenia.
Na początku czuł wściekłość; czuł się zraniony, ale jednocześnie nie miał zamiaru nic w tej sprawie robić. Może było to niedojrzałe podejście, ale podzielał zdanie Louisa w tej kwestii — odsłonił przed nią wszystkie karty i jeśli mama w ten sposób zdecydowała się do tego wszystkiego podejść, Harry nie mógł już zbyt wiele tutaj zdziałać.
Dlatego właśnie tak minęły mu kolejne tygodnie. Nie było łatwo, ale czas wypełniały mu różne rzeczy, jak ignorowanie komentarzy Nialla na temat jego życia seksualnego; rozwijanie własnego pożycia z Louisem (nie ukrywał, że to była najprzyjemniejsza opcja) oraz nerwowe wkuwanie do egzaminów, których data zbliżała się wielkimi krokami. Harry nieco się przeraził, kiedy zorientował się, jak wielkie ma tyły, jeśli chodziło o naukę i większość swoich popołudni spędzał w miejskiej bibliotece.
Nigdy nie pomyślałby jednak, że ten nagły powrót do nauki będzie kosztował go tak wiele zdrowia.
Wracał właśnie do domu, jęcząc Louisowi przez telefon, że jeśli spędzi jeszcze jedną godzinę nad książkami, to wybuchnie mu mózg. Louis zaśmiał się w odpowiedzi i zaczął coś mówić, ale Harry nie usłyszał dokładnie co, ponieważ krzaki po jego lewej stronie poruszyły się gwałtownie.
Spojrzał w tamtym kierunku, zwalniając mimowolnie. Do zapadnięcia choćby lekkiej szarówki brakowało jeszcze kilku długich godzin, ale Harry i tak nie zauważył niczego dziwnego. Dopiero kiedy krzaki zatrzęsły się ponownie, a spomiędzy nich wyszedł wychudzony wilk, serce Harry’ego podeszło mu ze strachu do gardła.
— Louis — sapnął. — Jest tu…
Wilk zawarczał na tyle głośno, że wszystkie nieporadne tłumaczenia wyleciały Harry’emu z głowy, a do jego uszu dotarł dźwięk ostrego głosu Louisa.
— Co to było? — zapytał mężczyzna. — Harry…
Kolejne warknięcie sprawiło, że wnętrzności Harry’ego zadrżały. Wilk zrobił kilka szybkich kroków w jego kierunku i zatrzymał się; schylił łeb i wypiął zad, jakby gotował się do skoku.
— Louis… — Wilk znów zawarczał. — To chyba ta omega, wygląda, jakby chciał mnie…
Warczenie nabierało na sile z każdym kolejnym słowem, jakby zwierzę chciało dać tym do zrozumienia, że nie podoba mu się to, że Harry rozmawia przez telefon.
— Gdzie teraz jesteś, Harry?
Harry zapiszczał mimowolnie, kiedy wilk pokonał dzielącą ich odległość; znajdował się tak blisko, że Harry mógł wyczuć smród jego sierści.
— Ja… on… — Wilk kłapnął pyskiem, centymetry od nogi Harry’ego. — Przy miejskiej bibliotece — wyjaśnił na wydechu. — Tej najbliżej mojego domu. — Harry krzyknął w głos, kiedy wilk skoczył, ale nie zaatakował go, wymijając chłopaka tylko i stając teraz za jego plecami. Warczał nieprzerwanie i ta zmiana pozycji wcale się Harry’emu nie spodobała. — Proszę, Lou, co mam…
Wilk stracił cierpliwość i tym razem naprawdę rzucił się na Harry’ego; nie wyrządził mu jednak żadnej krzywdy, uderzając w niego bokiem ciała, i Harry z szoku wypuścił telefon z ręki, próbując z całych sił ustać na dwóch nogach.
Urządzenie upadło na beton z głuchym trzaskiem, a w następnej sekundzie wilk przygniótł je łapą, odpychając z dala od nich. Ponownie stanął przed Harrym i szarpnął głową w kierunku lasu.
Harry nie był na tyle głupi, żeby się mu sprzeciwiać. Myśl, że Louis wiedział przynajmniej o wszystkim i wiedział, gdzie Harry się teraz znajdował, dodawała mu mimo wszystko otuchy. Dlatego uniósł dłonie w poddańczym geście i skręcił we wskazanym przez zwierzę kierunku.
Czuł na sobie spojrzenie wilka, który praktycznie deptał mu po piętach, warcząc i kłapiąc pyskiem, jakby chciał go popędzić, i Harry naprawdę starał się iść szybko, błagając wszystkiego, co dobre na świecie o to, aby nie zaplątać się we własne nogi i nie zaryć twarzą o ziemię. Spuścił wzrok, a kiedy w oczy rzucił mu się jego krawat, uderzyła go dziwna myśl, że bycie zagryzionym przez wściekłego wilka to jedno, ale śmierć w mundurku szkolnym było już zupełną inną kategorią.
Był tak zajęty dumaniem nad tą poważną kwestią, że niemal wyskoczył z własnej skóry, kiedy nagle rozbrzmiał odgłos zapalanego silnika. Poderwał głowę i dostrzegł białą ciężarówkę. Przy otwartych, tylnych drzwiach stało dwóch mężczyzn, a przez okno przy miejscu pasażera wychylała się ciemnowłosa kobieta.
— No w końcu! — krzyknęła. — Pakujcie młodego na pakę i zwijamy się stąd.
Wilk kłapnął po raz kolejny pyskiem, ale Harry zatrzymał się w miejscu, bezradnie próbując ogarnąć plan ucieczki. Nie zdążył jednak nic zrobić — nie, żeby miał jakieś strasznie duże pole do popisu — ponieważ jeden z mężczyzn wycelował w niego broń, ruszając ku niemu.
— Nawet o tym nie myśl — powiedział z uśmieszkiem; złapał Harry’ego za ramię i siłą zaczął ciągnąć w stronę auta. — Bądź grzeczny i właź do środka. — Pchnął go mocno i Harry nieporadnie wgramolił się do wnętrza.
— Spierdalaj stąd — usłyszał i spojrzał w bok; drugi z mężczyzn zwracał się do młodego wilka, patrząc na niego z odrazą. — Przemień się i czekaj na nas w umówionym miejscu.
Wilk zniknął z pola widzenia Harry’ego, a kiedy mężczyźni weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi, Harry instynktownie odsunął się jak najdalej od nich. Przylgnął plecami do chłodnego metalu, kiedy jeden z nich podszedł do niego, ale mężczyzna tylko wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu i złapał go za ręce. Wprawnym ruchem skuł nadgarstki Harry’ego i pchnął go na jedno z metalowych siedzeń, samemu zajmując miejsce naprzeciwko.
Harry spiął się, kiedy drugi z mężczyzn usiadł obok niego; oparł łokcie na rozszerzonych kolanach, trzymając w dłoniach pistolet.
Auto ruszyło, ale żaden z nich się nie odezwał. Patrzyli tylko na Harry’ego, jakby czekali, aż to on odezwie się pierwszy. Jednak to kobieta przerwała ciszę; jej głos był doskonale słyszalny dzięki małemu okienku, które oddzielało pakę od kabiny kierowcy.
— Nie zapytasz nawet kim jesteśmy, młody?
— Wiem, kim jesteście — odparł Harry, czując ulgę, gdy jego głos się nie załamał.
Nie powiedział nic więcej, a dwaj mężczyźni odpowiedzieli mu tylko krzywymi uśmieszkami. Harry nie miał pojęcia, kim była czwarta osoba prowadząca auto, ale wątpił, żeby wiedza o tym jakoś polepszyła tę sytuację.
Nie miał pojęcia, jak ma się zachować i mógł tylko nieporadnie zastanawiać się nad tym, czy Louis będzie w stanie go wytropić, jeśli Harry znajdował się w szybko jadącej metalowej puszce. Niepotrzebnie się jednak tym zadręczał, ponieważ kilka minut później okazało się, że łowcy nie mają zamiaru pozwolić, aby Louis zgubił ich ślad.
— Pięć kilometrów — powiedziała kobieta.
Mężczyzna siedzący obok Harry’ego wcisnął lufę pistoletu pomiędzy żebra chłopaka.
— Ściągaj krawat.
— Po co…
— Ściągaj, kurwa, krawat i nie zadawaj pytań.
Dłonie drżały mu tak mocno, że miał małe trudności z rozsupłaniem węzła i tylko chłodna lufa pistoletu coraz silniej wbijająca się w jego ciało powstrzymywała go przed wpadnięciem w panikę. Łowca siedzący naprzeciwko wyciągnął dłoń i kiedy Harry rzucił mu krawat, mężczyzna przeciął nożem materiał na kilka części. Potem wstał i oddał go kobiecie.
— Teraz twój pies znajdzie nas bez problemu — powiedział, kiedy znów usiadł.
Harry zacisnął dłonie w pięści, milcząc.
— Wiesz, sądziłem, że będzie z tobą więcej zabawy — oznajmił nagle łowca, wskazując na Harry’ego nożem. — Miałem nadzieję, że będziesz błagał, żebyśmy nie zabijali twojego kundla. Że ofiarujesz swoje własne życie za jego.
— To i tak nie ma sensu — odparł Harry cicho; rozszerzył nadgarstki, napierając na metal kajdanek. — Nie targuję się z mordercami.
Kobieta w kabinie roześmiała się głośno, a łowca naprzeciwko uśmiechnął się tylko krzywo. Przyjrzał się Harry’emu uważnie, a potem jego oczy rozszerzyły się, i mężczyzna pokręcił głową.
— Ty naprawdę wierzysz, że to my jesteśmy tymi złymi — oznajmił zdziwionym tonem. — Słyszałeś, Shahid?
Lufa broni wbiła się mocniej w ciało Harry’ego i chłopak skrzywił się mimowolnie. Mężczyzna skinął głową.
— Powiem ci coś, co może zmieni twoje zdanie. — Nachylił się ku Harry’emu — Gdy byłem mały, jeden z twoich ukochanych wilków, co miesiąc, jak w zegarku, polował nocami na dzieciaki z mojego miasteczka. Wszyscy go szukali, ale skurwiel miał tę przewagę, że potrafił się zmieniać kiedy chciał, a my nie mieliśmy pojęcia, u kogo szukać pomocy. Moja matka nie wypuszczała mnie z domu, ojciec prowadził i odbierał ze szkoły, a policjanci warowali na każdej jebanej ulicy. — Z każdym słowem przybliżał się do Harry’ego. — W końcu go znaleźli; postrzelili, kiedy przegryzał tętnicę syna naszego pastora. I wiesz, kto był? — Harry nie odpowiedział i Shahid szturchnął go pistoletem. — Wiesz, kurwa, kto to był?
— Nie wiem — wykrztusił Harry, próbując się odsunąć.
— Główny dowodzący całej akcji poszukiwawczej — oznajmił Shahid i po plecach Harry’ego przebiegł chłodny dreszcz na dziwną radość w jego głosie. — Niespotykana ironia losu, prawda? Wtedy przyrzekłem sobie, że zabiję każdą bestię, jaką tylko będę mógł. Dopóki żyję, żaden psychol…
— To o niczym nie świadczy — wykrztusił Harry, nie mogąc się powstrzymać. — Polujecie na wszystkie wilki bez wyjątku zamiast skupić się na tych niebezpiecznych. Nie jesteście lepsi od tych kilku bestii…
Harry urwał, gdy dłoń trzymająca pistolet zadrżała, a do jego uszu doleciał znajomy odgłos odbezpieczanej broni.
— Sam zasługujesz na śmierć — powiedział cicho łowca. — Trzymając się z tymi psami, które śmią nazywać się ludźmi…
Auto zwolniło gwałtownie i Harry przez sekundę obawiał się, że Shahid go przypadkiem postrzeli. Jednak nie stało się nic poza faktem, że drzwi ciężarówki otworzyły się gwałtownie, a do środka wpadł młody chłopak. Zatrzasnął drzwi i opadł na ławkę, sapiąc. Miał na sobie tylko krótkie szorty.
— Są niedaleko — wysapał. — Alfa i jego beta. Niedługo nas dogonią.
Harry wyprostował się, a jego oddech przyspieszył. Shahid parsknął, ponownie zabezpieczając broń, a siedzący naprzeciwko mężczyzna pokiwał głową.
— Zrób parę rundek, Calvin, niech trochę się pomęczą — powiedział głośno. — Sarah, zostało ci jeszcze trochę śladów do zostawienia?
— Taa, rzucę ostatni, gdy będziemy parę kilometrów od celu, spoko, Johnny, wszystko idzie zgodnie z planem.
Łowca kiwnął ponownie głową, zwracając się do chłopaka, który wpatrywał się w Harry’ego rozszerzonymi oczami.
— Na pewno są sami?
Chłopak pokiwał głową, nie spuszczając wzroku z Harry’ego, który sam nie wiedział, co ma czuć. Ulgę, że Louis był niedaleko, czy strach, ponieważ wszystko wskazywało na to, że łowcy nie zamierzali pozwolić, aby którykolwiek z nich przeżył dzisiejszą noc.
Oprócz tego jego spanikowany umysł próbował rozwiązać jeszcze jedną zagadkę.
— Dlaczego z nimi współpracujesz? — zapytał.
Dopiero wtedy chłopak uciekł spojrzeniem i wbił je we własne kolana. Odpowiedział za niego Shahid i Harry znów poczuł obrzydzenie na ten radosny ton jego głosu.
— To nasza maskotka — oznajmił. — Kilka dni temu znaleźliśmy go w lesie i prawie już go dobiliśmy, kiedy ze strachu przemienił się w człowieka. Błagał nas tak wytrwale, że postanowiliśmy go najpierw wykorzystać, zanim odeślemy go na wieczne potępienie.
— Chcą cię zabić, a ty i tak im pomagasz? — zapytał Harry, zwracając się do chłopaka.
Ku jego uldze tym razem to on mu odpowiedział.
— Nie robiłbym tego, gdybym mógł zrobić to sam — powiedział cicho.
— Co takiego? — wykrztusił Harry. — Popełnić…
— Nie chciałem taki być — przerwał mu chłopak warknięciem, mrugając szybko i unikając patrzenia na kogokolwiek. — Nie rozumiesz, kurwa, nie prosiłem się o to. Próbowałem to ignorować, ale to jest coraz trudniejsze i ta… ta bestia we mnie domaga się coraz silniej, a ja… boję się, nie chcę oddać temu kontroli… wolę umrzeć, niż pozwolić, żeby kogoś skrzywdziła.
— Ale to część ciebie — powiedział Harry, ignorując parsknięcia mężczyzn. — Możesz nauczyć się…
— Kogo to, kurwa, obchodzi — przerwała mu kobieta z kabiny. — Kundel chce umrzeć, sprawa jest prosta. To tylko jeden z wielu na liście do odstrzału.
— Oszczędza nam dużo trudu, dobrowolnie się oddając — dodał Shahid i uniósł broń; poderwał pistolet lekko w górę i wydał z siebie odgłos imitujący wystrzał. — Jak grzeczna omega. Wygląda na to, że natury jednak nie oszukasz, czy coś.
Harry pokręcił głową, nie potrafiąc tego ogarnąć. Naprawdę nie rozumiał, jak ten chłopak mógł odrzucać coś, o czym Harry marzył już od wielu długich miesięcy. Jednak z drugiej strony wiedział, że on nie był w tym wszystkim sam. Louis był głównym spoiwem łączącym Harry"ego ze światem wilków i może fakt, że Harry odczuwał niemalże pierwotne pragnienie dzielenia się z nim wszystkim, odgrywał tutaj najważniejszą rolę.
Auto zaczęło nagle zwalniać i Harry spiął się gwałtownie, nie wiedząc, czego ma się spodziewać. Po kilku sekundach Calvin wyłączył silnik i w aucie zapadła cisza, przerywana tylko przyspieszonymi oddechami Harry’ego i drugiego chłopaka.
Harry zdał sobie sprawę, że drży na całym ciele i musiał przygryźć mocno własny język w obawie, że uderzające o siebie ze strachu zęby niepotrzebnie ściągną na niego uwagę.
Usłyszał, jak chłopak wciąga gwałtownie oddech, a potem szarpie głową w kierunku drzwi.
— Są tutaj — powiedział cicho. — I są wściekli.
Łowcy w kabinie wyprostowali się, a Johnny zagwizdał cicho.
— Okej, kundle — krzyknęła Sarah. — Dobrze wiecie, o co tutaj chodzi i jeśli będziecie odstawiać jakieś dziwne akcje, wasz ludzki przyjaciel za to oberwie. Na przykład w ten sposób.
Harry drgnął gwałtownie, kiedy siedzący naprzeciwko łowca rzucił się w jego kierunku. Przylgnął plecami do ściany, próbując wymierzyć mu kopniaka, ale to i tak nie przeszkodziło Johnny’emu w przeciągnięciu nożem w dół jego uda, przecinając materiał razem ze skórą. Krzyknął, czując, jak ostrze zagłębia się mocniej w ciało z każdym milimetrem, i szarpnął się, przez co poranił się tylko jeszcze mocniej.
Łowca nadal się nad nim pochylał, gdy ciężarówka zakołysała się gwałtownie od siły uderzenia, a głęboki, długi i jazgoczący warkot rozszedł się echem po małej przestrzeni. Gdy van zabujał się jeszcze raz, a w drzwiach auta pojawiło się jebane wgniecenie, mężczyzna oparł się o ścianę dla zachowania równowagi i zagwizdał ponownie.
Rozległ się wystrzał i warkot urwał się. Harry poczuł się chory.
— Uciekli — powiedział cicho chłopak, jakby czytał mu w myślach.
Jego krótkie zapewnienie wcale nie umniejszyło nienawiści, która buzowała w jego żyłach, ani obezwładniającego przerażenia.
— Jak coś odjebiecie, nóż przetnie coś zupełnie innego — krzyknęła znów Sarah. — Więc nie odpierdalajcie żadnych sztuczek.
Shahid złapał go pod ramię i podniósł na nogi. Harry skrzywił się na uczucie ciepłej krwi spływającej w dół jego uda i miał nadzieję, że nie wygląda na tak przerażonego, jak się czuł.
Miał też nadzieję, że Louis nie odwali jakiejś głupiej akcji i nie ofiaruje swojego życia, żeby go uratować, ponieważ Harry był pewien, że sam go wtedy zabije z frustracji.
Łowcy najpierw wypchnęli na zewnątrz omegę i zaczekali kilka długich sekund, zanim wyszli sami. Zraniona noga Harry’ego ugięła się pod nim i tylko dzięki silnemu uściskowi Shahida nie upadł na kolana. Gdzieś z prawej strony dobiegł głośny warkot i Shahid natychmiast wycelował broń w kierunku dźwięku, zanim wystrzelił. Szmer krzaków zdradził jednak, że kula chybiła celu, a warkot rozległ się kilka metrów dalej.
Johnny pchnął młodego chłopaka, prowadząc grupę z dala od auta.
— Sprawa jest prosta — powiedział głośno. — Nie zależy nam na życiu tego dzieciaka i jeśli oddacie się dobrowolnie, jego matka jeszcze dzisiaj zobaczy go w jednym kawałku.
Rozległ się kolejny warkot, który szybko zmienił się w wycie. Krzaki dookoła małej polany zaczęły się trząść i spomiędzy jednego z nich wyszedł wilk, którego Harry nie rozpoznawał. Wciągnął gwałtownie powietrze, podobnie jak drugi chłopak, który chyba również zdał sobie sprawę z sytuacji.
— Jest ich więcej — powiedział drżącym głosem, kontynuując nawet wtedy, gdy kolejny huk wystrzału sprawił, że wilk zniknął ponownie.
— Co znaczy więcej? — warknął Johnny, wyciągając przed siebie broń. — Ile dokładnie?
Harry kątem oka dostrzegł, że Calvin i Sarah robią to samo, próbując, zdaje się, celować we wszystkie kierunki naraz.
Chłopak wciągnął powietrze nosem i zakrztusił się.
— Musiał je oznaczyć — charknął gardłowym głosem. — Czuję alfę, ale nie może znajdować się w tylu…
Powietrze przeciął wrzask, a sekundę później wystrzał. Shahid obrócił ich w kierunku dźwięku i Harry z przerażeniem obserwował, jak wilk zaciska potężne szczęki na szyi kobiety, praktycznie odrywając jej połowę twarzy, kiedy się odsunął.
Johnny wystrzelił w jego kierunku i pomimo że kula trafiła, zwierzęciu i tak udało się odskoczyć przed kolejnym strzałem i zniknąć za ciężarówką. Sytuacja zmieniła się drastycznie i Harry nie mógł zrobić nic innego, jak tylko patrzeć, kiedy kolejne wilki wychodziły z lasu. Calvin strzelał praktycznie na oślep, podobnie jak Johnny i Shahid, chociaż ten drugi przestał szybko, kiedy zdał sobie sprawę, że marnuje tylko naboje.
Calvin i Johnny nie byli na tyle bystrzy i Harry mgliście podejrzewał, że ich grupa nie walczyła jeszcze z tak dużą ilością wilków naraz. Poczuł dziką i chorą satysfakcję, która nieomal go obrzydziła; rozstawianie pułapek i dobijanie pojedynczych wilków było zdecydowanie pójściem na łatwiznę.
— Shahid — warknął Johnny, odrzucając własny pistolet i sięgając po nóż. — Pomóż nam, kurwa…
Shahid nie odpowiedział i zaczął odsuwać się w tył. Calvin wrzasnął nagle i odwrócił się, próbując rzucić się do ucieczki, ale jeden z wilków doskoczył do niego w następnej sekundzie. Masywne łapy pchnęły go na ziemię i Calvin wydał z siebie zdziwiony odgłos, kiedy pazury zwierzęcia rozorały mu plecy, a pysk zamknął się na tyle jego szyi.
Johnny również nie miał zbyt wiele szczęścia, ponieważ mimo że udało mu się wbić nóż po sam trzon w ciało zwierzęcia, nie wyglądało na to, żeby zrobił mu na tyle straszną krzywdę, aby uratować własną skórę.
Harry naliczył się sześciu wilków, które teraz otoczyły omegę, ale nie rzuciły się na niego, kłapiąc tylko pyskami. Znajdowały się na tyle blisko, że ochlapywały go kroplami krwi i śliny, kiedy chłopak opadł na kolana, drżąc i skamląc, gdy zwijał się w kulkę.
Harry rozejrzał się panicznie i instynktownie spróbował szarpnąć się w uścisku, kiedy w końcu dostrzegł Louisa. Shahid również go zauważył; oderwał lufę broni od pleców Harry’ego i na moment wymierzył w brązowego wilka.
— Zrób jeszcze jeden krok, a strzelę — powiedział drżącym ze strachu głosem. — Będziesz zlizywał jego krew, ty jebana bestio.
Ponownie przycisnął lufę broni do dołu pleców Harry’ego i wilk zatrzymał się, kłapiąc pyskiem. Harry jeszcze nie widział go w takim stanie, a jeśli sądził, że zwierzę wyglądało przerażająco, kiedy walczyło z szarym wilkiem Liama, to właśnie teraz zrozumiał, jak bardzo się pomylił.
Wilk nie przestawał kłapać pyskiem, stojąc na szeroko rozstawionych łapach jakieś pięć metrów od nich. Łeb miał lekko spuszczony, a złote oczy skierowane prosto na Shahida. Warknął po raz kolejny, tym razem nieco wyższym tonem, unosząc łeb.
Później Harry zda sobie sprawę, że gdyby nie przerażony pisk omegi, być może byłby człowiekiem jeszcze nawet przez kilka dni. Jednak kiedy chłopak poczuł poruszenie w otaczającej go grupie, uznał najwyraźniej, że wilki chcą rozprawić się z nim, i zaskamlał żałośnie. To właśnie sprawiło, że Shahid obrócił ich w kierunku dźwięku i w czas zauważył, że szary wilk Liama kieruje się teraz ku niemu.
— Zabiję go! — wrzasnął. — Zabiję go!
Harry ponownie został obrócony twarzą do brązowego wilka i zdołał tylko uchylić usta do krzyku, kiedy zobaczył, że zwierzę szykuje się do skoku.
Cała akcja nie mogła mieć innego finału.
Powietrze przeciął pierwszy wystrzał (Louis, pomyślał Harry bezradnie, zastrzelił go, skurwiel go zas…), potem drugi, a przy trzecim strzale Harry został puszczony.
Boli pomyślał, marszcząc brwi. Spuścił wzrok i zmarszczył brwi mocniej, odsuwając poplamione krwią dłonie od przestrzelonego brzucha. Poczuł ciepło uciekającej z niego krwi i dopiero wtedy naprawdę zaczęło go boleć.
— Och — sapnął, opadając na kolana.
Jeszcze przenigdy nie czuł takiego bólu, ale w jakiś sposób sam ten fakt sprawiał, że wszystko docierało do niego jakby przez mgłę. Oderwał spojrzenie od własnej krwi i spojrzał przed siebie. Dopiero kiedy nie zobaczył Louisa, opadł bezwładnie w przód.
Przycisnął policzek do chłodnej ziemi, słuchając niewyraźnych, dziwnych odgłosów. Skądś rozlegał się jakiś przytłumiony krzyk, który urwał się jak ucięty nożem, a potem skowyt, długi i zraniony.
Harry potarł policzkiem o trawę, trzęsąc się, i dopiero po chwili zrozumiał, że po lesie rozchodzi się kolejny wrzask, tym razem jego własny. Spróbował poruszyć nogami, chcąc się podnieść, ale z przerażeniem zdał sobie sprawę, że nie czuje nic od pasa w dół.
Zacisnął powieki, kiedy ktoś go odwrócił, a silne dłonie rozerwały łańcuszek łączący skuwające go kajdanki.
Harry usłyszał swoje imię i otworzył oczy.
— Lou — sapnął. — Boli…
Zobaczył, że usta mężczyzny poruszają się, ale Harry nie potrafił zrozumieć pojedynczych słów przez szum w swojej głowie. Widział oczy Louisa — złote i przerażone; widział łzy spływające w dół policzków i czuł jego zakrwawioną dłoń, którą odsunął mu włosy z czoła, zanim nachylił się nad nim.
— Muszę cię ugryźć, Harry — usłyszał. — To jedyny…
Harry zamknął oczy. Głos Louisa drżał, podobnie jak dłoń znajdująca się na czole Harry’ego. Louis cuchnął krwią, ale Harry nie wiedział, czy to była jego własna krew, czy któregoś z łowców, i nie miał pojęcia, dlaczego ta myśl tak mocno go irytuje.
— Zimno — szepnął. — Lou…
I naprawdę było mu zimno, zrozumiał. Nawet zazwyczaj gorące ciało Louisa nie potrafiłoby go w tym momencie rozgrzać, i Harry poczuł, jak jego umysł zwalnia.
Poczuł, że ktoś go szarpie za ramiona i krzyczy jego imię, ale powieki Harry’ego zdawały się ważyć tonę, a usta były jakby zaszyte metalową żyłką. Było mu tak zimno i czuł się tak zmęczony, ale to Louis krzyczał jego imię, więc to znaczyło, że był bezpieczny, że żył, i chyba nic się nie stanie, jeśli Harry sobie chwilę odpocznie…
Ktoś odwrócił mu głowę i uderzył go mocno w policzek, ale ten ból był niczym w porównaniu z tym, co działo się w okolicach jego żołądka. Harry zamrugał powoli i spróbował skupić wzrok, chociaż oczy uparcie uciekały mu w głąb czaszki.
Bardziej domyślił się niż zobaczył, jak ktoś rozrywa mu koszulkę, a potem łapie mocno za bok, unosząc z jednej strony jego ciało w górę. Nie mógł to być Louis, ponieważ na jego miejscu ponownie znajdował się brązowy wilk. Sierść miał najeżoną, a w złotych oczach widniał strach.
Harry uniósł drżącą dłoń i przycisnął ją do boku czarnego pyska. Musnął opuszkami palców miękkie futro i wilk zawył cicho. Harry’ego ciekawiło, czy myśli o tym samym; czy wraca wspomnieniem do rozmowy, którą przeprowadzili zdaje się kilka lat temu, a nie jedynie parę tygodni. Do wspomnienia o warunkach; do zapewnień o tym, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to ze wszystkim sobie poradzą.
Chciał coś powiedzieć — chciał zapewnić Louisa, że w nich wierzy, że na pewno się im uda, ale udało mu się tylko zacharczeć. Poczuł krew w ustach i kilka gęstych kropel spłynęło z ich kącika w dół policzka.
Wilk zaskowytał ponownie, zanim szybkim ruchem zniżył łeb i zacisnął zęby na biodrze Harry’ego. I dopiero wtedy Harry zrozumiał, co znaczyła agonia. Szarpnął się, otwierając szeroko oczy i wrzeszcząc z całych sił, ale Louis nie puścił go. Warknął tylko, na moment rozchylając pysk, żeby sekundę później zacisnąć szczęki ponownie, nieco dalej na skórze Harry’ego, jakby chciał ugryźć jak największy obszar.
Harry wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami i wygiął plecy w łuk, odchylając głowę w tył, gdy wilk zacisnął zęby jeszcze mocniej, nim wycofał się i ugryzł Harry’ego znów, tym razem w innym miejscu.
Teraz Harry czuł ból w całej swojej okazałości. Miał wrażenie, że ktoś go podpalił; żar rozchodził się od każdego wilczego ugryzienia. Wciskał się w jego żyły, płynąc w dół do jego nóg, i Harry poczuł nagle, że znów może nimi ruszać. Dlatego, kiedy Louis rozchylił pysk, odsuwając się, Harry zgiął je w kolanach, zapierając piętami o ziemię. Słyszał skowyt, ale mógł skupić się tylko na ogniu, który teraz kierował się w górę i gdy sięgnął jego serca, Harry miał wrażenie, że jego ciało nie wytrzyma napięcia i bólu, i po prostu wybuchnie.
— Louis! — wycharczał, wciskając paznokcie w ziemię.
Dysząc, poderwał głowę w doskonałym momencie, żeby zobaczyć, jak brązowy wilk przesuwa językiem po śladach ugryzień, i Harry poderwał dłoń. Zacisnął ją na gęstym futrze i szarpnął, kiedy dodatkowa ślina wilkołaka zadziałała niczym zapałka rzucona na rozlaną benzynę.
Rozległ się łomot — znajomy, obezwładniający łomot przerażonego serca — i Harry zajęczał, czując, że jego własne serce tego nie wytrzyma.
— Louis! — krzyknął ponownie, wyginając plecy w łuk; czuł, jak jego wnętrzności skręcają się, a żar rozchodzi się po płucach, zanim nie zaczyna kierować się wyżej, do mózgu. — Lou…
Usłyszał skowyt; słyszał huk, a jego zmysły szalały, próbując sobie ze wszystkim poradzić.
Harry krzyczał z bólu jeszcze na długo po tym, jak stracił przytomność.

* * *

Harry budził się powoli. Czuł się dziwnie ciężki i wielki; rozciągnięty niemal do granic możliwości. W głowie mu szumiało i nadal słyszał to uporczywe walenie, ale oprócz tego dolatywały do niego również inne dźwięki — boleśnie głośne trzaski, których nie potrafił rozróżnić, jakby słuchał zbyt wielu ludzi naraz lub został zamknięty w buzującym życiem ulu.
Samo myślenie przychodziło mu z ogromnym bólem; z trudem składał pojedyncze myśli, potrafiąc skupić się tylko na atakujących go bodźcach.
Czuł trawę i ziemię tak wyraźnie, jak jeszcze nigdy w całym życiu, ale najmocniejszym zapachem był odór krwi — silny do tego stopnia, że jej metaliczny aromat osiadał mu nieprzyjemnie na języku i Harry wysunął go z pyska, żeby…
Oddech mu przyspieszył, gdy powoli zaczął sobie wszystko przypominać. Nie widział obrazów, a raczej odczucia. Jego ciało napięło się i Harry poczuł mięśnie, których wcześniej zdecydowanie nie miał, i właśnie to sprawiło, że otworzył gwałtownie oczy.
Zamknął je natychmiast ponownie, skamląc z bólu, gdy oślepiło go światło dnia. Spróbował je potrzeć, ale jego ręka ważyła tonę i z wielkim trudem udało mu się ją podnieść; kiedy przycisnął ją do swoich oczu, poczuł miękkie poduszeczki na spodzie, a jeden z pazurów zaczepił się w kłak na futrze, wyrywając tym z Harry"ego kolejny jęk.
Spróbował się podnieść, potrząsając gwałtownie łbem; rozumiał i jednocześnie nie rozumiał tego, co się z nim działo. Bujał się nieporadnie na boki, nieprzyzwyczajony do nowego środka ciężkości, którego wymagało ustanie na czterech łapach, zamiast na dwóch ludzkich nogach.
Wszystko go swędziało, było mu gorąco i nieprzyjemnie; czuł się dziwnie nie na miejscu i dopiero kiedy usłyszał cichy, niski skowyt, zesztywniał, przestając się szarpać i cofać po omacku.
Przekrzywił łeb i wciągnął gwałtownie powietrze, próbując rozróżnić pojedyncze zapachy i kiedy skowyt rozbrzmiał ponownie, Harry poczuł słodycz.
Ostrożnie otworzył oczy, próbując nie zamykać ich ponownie, mrugając szybko, i wkrótce jego wzrok przyzwyczaił się do tej nagłej ostrości.
Pierwsze, co zrozumiał, to fakt, że ich wilki widziały w kolorze. Potrafił rozróżnić brązowe futro na piersi i czerń jego pyska; blask złota w jego oczach sprawił, że Harry potrząsnął łbem, zniżając go instynktownie, a kiedy wilk zrobił krok w jego kierunku, Harry przewrócił się na plecy, przyciskając przednie łapy do ciała.
Brązowy wilk szedł ku niemu powoli i Harry skamlał głośniej z każdym kolejnym krokiem, a kiedy zwierzę pochyliło się, aby polizać go po pysku, Harry szarpnął tylnymi łapami, prężąc się pod pieszczotą.
Wilk szturchnął go bokiem pyska, nie przestając go lizać i wydawać z siebie tych cichych mruknięć. Odsunął się w końcu i Harry ponownie się wyprężył, chowając ogon pomiędzy tylnymi łapami; zaskamlał, ponieważ nadal nie potrafił niczego zrozumieć, ale zapach drugiego zwierzęcia go uspokajał i Harry chciał go blisko siebie.
Wilk kłapnął lekko pyskiem, a potem uniósł łeb w górę i zawył.
Harry poczuł wilgoć pomiędzy tylnymi łapami i przewrócił się, zawstydzony. Zaczął odczołgiwać się w tył, brzuchem ciągnąc po ziemi, i zaskowytał ze strachu, potrząsając łbem, kiedy drugi wilk zawył ponownie, tym razem głośniej. Harry słyszał ponaglenie; słyszał rozkaz, którego nie rozumiał i nie potrafił wypełnić, a kłujący zapach jego własnego moczu tylko pogarszał tę sytuację. Spostrzegł, że wilk przestał wyć i ponownie zaczął zbliżać się w jego kierunku i Harry poczuł się rozdarty, jak jeszcze nigdy w swoim życiu. Chciał błagać drugiego wilka o przebaczenie, ale potrzeba odwrócenia łba i nie patrzenia na zwierzę okazały się silniejsze.
Dlatego zatrzymał się, kładąc łapy na pysku, i zaskamlał żałośnie. Jednak kiedy brązowy wilk zawarczał, tym razem gniewnie, Harry ponownie na niego spojrzał.
Oddychał szybko i szeroko otwartymi oczami przyglądał się, jak wilk zatrzymuje się naprzeciwko niego, a potem spuszcza łeb. Całe ciało zwierzęcia zadrżało widocznie, a w następnej sekundzie wilk opadł na bok na ziemię i Harry poderwał się, czując instynktowną potrzebę udzielenia pomocy. Zamarł jednak, obserwując tylko, jak ciało wilka zaczyna się trząść, a kiedy do jego czułych uszu dotarł chrupot przesuwających się kości, ludzka część jego umysłu zrozumiała, co się właśnie działo.
Otworzył pysk i wysunął język, dysząc, kiedy Louis podniósł się na klęczki i wyciągnął ku niemu dłoń. Harry podbiegł do niego praktycznie bez zastanowienia i zaczął ocierać się o nagie ciało; westchnął z głęboką ulgą, ponieważ skóra mężczyzny zdawała się łagodzić uporczywe swędzenie.
Louis wsunął dłoń w gęste futro.
— Jesteś taki piękny — wyszeptał.
Harry zaskamlał cicho i stanął przed mężczyzną; otarł się o niego pyskiem, a potem przesunął językiem po jego policzku.
Louis zacisnął dłoń na jego futrze i odsunął mu łeb.
— Musisz do mnie wrócić, Harry — powiedział, patrząc mu w oczy.
Harry potrząsnął łbem, kładąc uszy po sobie i uciekając spojrzeniem. Louis zacisnął palce mocniej na futrze, ciągnąc za nie mocno, i Harry odchylił łeb.
— Skup się na mnie, Harry, skup się na naszych ludzkich wspomnieniach.
Harry poderwał wzrok w górę, na księżyc, i Louis po raz kolejny szarpnął mocno za jego futro, nie pozwalając mu unieść łba wyżej.
— Nie — powiedział ostro, ściągając na siebie spojrzenie Harry"ego. — Skup się na tym, co cię tutaj trzyma, wróć do tego. Nie pozwól mu wygrać.
Harry nie rozumiał, co to znaczyło — nie rozumiał, kogo Louis miał na myśli, ale przeraziła go chęć buntu, którą nagle poczuł; tego dzikiego wołania, które kazało mu sprzeciwić się i uciec. Poddać się wszystkim bodźcom. Tyle że Louis nadal ciągnął go lekko za futro, a ton jego głosu ścichł, kiedy kazał Harry"emu skupić się na nim, na nich i no dalej, Harry, kocham cię, wiem, że możesz to zrobić, pomogę ci, no dalej, wróć do mnie.
I Harry poczuł strach, a jego ciało zaczęło się trząść. Łapy załamały się pod nim i opadł ciężko na bok, wyciągając je daleko przed siebie. Zawył, gdy złamała się pierwsza kość, ale każda kolejna bolała coraz mniej; jego ciało zdawało się kurczyć, zwijać się w sobie, i wkrótce Harry zdał sobie sprawę, że może zacisnąć dłoń na trawie.
Oddychał głęboko przez usta; nadal nie potrafił odnaleźć się we wszystkich nowych bodźcach, ale mógł poruszyć palcami u nóg. Rozpłakał się z ulgi, czując zdezorientowanie, i przylgnął do dotyku drżącej ręki na swoim policzku.
— Harry — usłyszał i załkał mocniej. — Spokojnie, Harry, już po wszystkim.
Pozwolił, aby Louis podniósł go na klęczki i przyciągnął do uścisku. Oplótł mężczyznę ramionami i wcisnął twarz w jego szyję, płacząc i śmiejąc się na przemian. Louis mamrotał zapewnienia łamiącym się głosem, ale był ciepłym i stałym ciężarem w ramionach — i w życiu Harry"ego — i Harry wiedział, że mężczyzna miał rację.
Najgorsze mieli już za sobą i kiedy Louis odsunął się, żeby objąć jego twarz dłońmi i pocałować go, Harry poczuł, jak przyjemne, błogie ciepło rozchodzi się po całym jego ciele.
Szczerze wątpił, że kiedykolwiek jeszcze będzie mu w życiu zimno.

EPILOG
Kilka lat później

Niall otworzył mu drzwi i Harry natychmiast wybuchnął gwałtownym, głośnym śmiechem. Nie przestał chichotać nawet wtedy, gdy Niall uniósł na niego brwi i odsunął się, robiąc mu miejsce.
— Jesteś takim pozerem — wymamrotał, wchodząc do mieszkania.
Niall zamknął za nim drzwi i uniósł głowę, podsuwając okulary wyżej na nosie.
— Zamknij się, wyglądam zajebiście — odparł tylko.
Harry parsknął śmiechem, patrząc na przyjaciela z rozbawionym politowaniem.
— Jak się zmieniasz to też je nosisz? — zapytał. — Ta czerń oprawek musi się trochę gryźć z szarym futrem, nie sądzisz?
— Wcale nie jesteś, kurwa, zabawny — mruknął Niall, prowadząc ich do salonu.
— Jestem najzabawniejszym człowiekiem na świecie — odparł Harry. — Na pewno nie chcesz iść ze mną?
Niall pokręcił głową i opadł na kanapę.
— Nah — mruknął. — Liam napisał, że wróci prosto tutaj, więc obiecałem, że na niego zaczekam.
Harry zamruczał twierdząco i zmienił temat. Miał szczere chęci zostać u przyjaciela, ale niecierpliwe wycie w jego głowie nie pozwoliło mu skupić się na rozmowie i nawet dokuczanie Niallowi nie rozproszyło jego uwagi. Dlatego już dwie godziny później skręcał autem w boczną, leśną ścieżkę. Zgasił silnik i wyszedł na zewnątrz. Upewnił się, że plecak z ubraniami na pewno znajduje się w bagażniku i zamknął samochód, kluczyki zakopując pod tylnym kołem.
Wszedł głębiej w las i zatrzymał się dopiero wtedy, gdy miał pewność, że nie dostrzeże go nikt postronny. Wziął głęboki oddech i pozwolił, aby wycie jego wilka przejęło nad nim kontrolę.
W przeciwieństwie do Louisa, Harry rzadko kiedy rozbierał się przed przemianą. Odgłos dartego materiału wprawiał go w dziką satysfakcję, podjudzaną tylko odczuciem rozciąganych przyjemnie mięśni. Opadł w przód i zamknął oczy, kiedy kolejne kości wskakiwały na swoje właściwe miejsca. Otworzył oczy i wciągnął gwałtownie powietrze, ciesząc zmysły. Rzucił się do przodu, przeskakując nad zwalonymi drzewkami, i potrząsnął łbem, wyjąc cicho.
Przemykał po lesie, a wiatr tarmosił przyjemnie jego białe, długie futro. Kłapnął pyskiem na małą wiewiórkę i gonił ją, dopóki zwierzątko nie wspięło się na wysokie drzewo, ale nawet wtedy podskoczył w górę, opierając przednie łapy na korze drzewa, i zawył prosząco za wiewiórką. Nie wydawała się jednak przekonana, że biały, groźny wilk nie zrobi jej krzywdy, i kiedy Harry dostrzegł rudy ogon znikający w małej dziupli, kłapnął lekko pyskiem, i ruszył dalej.
Uwielbiał takie chwile, kiedy mógł pozwolić swojemu wilkowi na robienie tego, co mu się żywnie podobało. Później, już w ludzkiej postaci, czuł się jeszcze bardziej spokojnie niż normalnie, jakby pozwolenie na wyszalenie się sprawiało, że wilk nie męczył go zbytnio, domagając się uwagi.
Początki nie były jednak tak kolorowe. Harry był święcie przekonany, że nigdy nad nim nie zapanuje, a wilk zdawał się czerpać dziką przyjemność z przejmowania kontroli w najmniej odpowiednich momentach. Zazwyczaj jednak wybierał te najbardziej naładowane emocjami i Louis po dziś dzień z rozbawieniem wspominał chwilę, kiedy Harry przemienił się w łóżku, łamiąc swoim ciężarem obramowanie mebla. Nie wrócił do ludzkiej postaci przez kilka długich godzin.
Harry spędził wiele nocy we własnym domu, panicznie bojąc się, że przemieni się przy mamie. Tamtej nocy, kiedy to wszystko się stało, to Louis był tym, który zaniósł go do domu. Harry był zbyt słaby, aby ustać na własnych nogach. Ubrany w szkolny mundurek Nialla, mógł tylko praktycznie wisieć na Louisie, kiedy ten tłumaczył, że Harry zasłabł w drodze do domu, i zadzwonił do niego z prośbą o pomoc.
Chłopak nie wiedział, co mamę zdenerwowało mocniej; fakt zasłabnięcia, czy to, że poznała Louisa w takich okolicznościach. Jej nastawienie zmieniło się nieco od tamtego momentu. Louis, co prawda, nigdy nie został stałym gościem w ich domu, ale mama zdawała się zaakceptować to, jak wielką rolę odgrywał w życiu jej syna. Sam Ben również go poznał, ale nigdy nie powiedział nic na temat homoseksualizmu swojego przybranego syna, ani nie skomentował w żaden sposób jego związku z Louisem. Przy tych nielicznych okazjach, kiedy znajdowali się w jednym pomieszczeniu, Ben wyraźnie się pilnował. Harry podejrzewał, że nie chodziło tutaj o obrzydzenie, a wydawało mu się raczej, że Louis po prostu Winstona onieśmielał.
Harry nie miał też pojęcia, co stało się z tajemniczą omegą, który w zasadzie był powodem tego wszystkiego. Chłopak wziął nogi za pas przy pierwszej nadarzającej się do tego okazji i żaden z nich o nim więcej nie słyszał.
Teraz to i tak nie miało większego znaczenia; Harry wyprowadził się z domu tuż po skończeniu szkoły i razem z Louisem wynajęli małe mieszkanie na obrzeżach Londynu. On studiował weterynarię, a Louis pracował dorywczo. Jakoś wiązali koniec z końcem i Harry nie zamieniłby swojego życia na żadne inne. Zwłaszcza, że bycie wilkiem okazało się być naprawdę zajebistą sprawą.
Poza tym mało skromnie uważał, że był wyjątkowo pięknym wilkiem i uwielbiał, kiedy Louis i jego wilk rozjaśniali się na jego widok. Uwielbiał, kiedy mężczyzna przeczesywał palcami jego białe futro, wyciągając z niego zapomniane gałązki, i kochał, kiedy wilk Louisa przesuwał językiem po jego długim pysku, witając się z nim, lub ocierał się o niego, kiedy biegli razem, gonieni tylko przez wiatr.
Właśnie dlatego zdecydował, że przywita Louisa w tej postaci. Jego wilk stęsknił się za nim niemal tak samo mocno, jak sam Harry, i chłopak nie mógł się doczekać, żeby w końcu go zobaczyć. Wiedział też, że mężczyzna był w dobrym humorze, ponieważ negocjacje z obcą watahą przebiegły wyjątkowo sprawnie i alfa tamtejszej grupy nie widział żadnych przeciwwskazań, aby oddać im pod opiekę jedno z porzuconych na ich terenie pierworodnych szczeniąt.
Harry wiedział, że cieszenie się z tragedii dziecka było nie na miejscu, ale nie mógł powstrzymać swojej radości. Dlatego przyspieszył, węsząc w poszukiwaniu. Zamarł, kiedy poczuł znajomą słodycz i w następnej sekundzie rzucił się znów przed siebie.
Wilk Louisa przeciągał się właśnie i kiedy dostrzegł obecność Harry"ego, usiadł, otwierając szeroko pysk, i wysunął jęzor.
Harry doskoczył do niego i polizał radośnie czarny pysk, a potem zaczął okrążać zwierzę, ocierając się o nie. Kiedy znów stanął przed nim, opadł na plecy i przycisnął łapy do ciała w geście tak naturalnym, jak oddychanie.
Louis warknął i przycisnął nos do jego gardła, a potem opadł na niego, przygniatając białego wilka do ziemi przednimi łapami.
Harry zamachał lekko ogonem i przewrócił się na bok, zaciskając lekko zęby na przedniej łapie drugiego wilka, zanim ułożył się obok niego, i potarł pyskiem o czarne, miękkie futro, liżąc je radośnie.
Poczuł, jak brązowy wilk wzdycha, warcząc nisko i spokojnie, i rozluźnia się, przyciskając bokiem do ciała drugiego zwierzęcia. Położył łeb na karku Harry"ego i przesunął po nim lekko, mierzwiąc futro na swoim gardle. Harry westchnął mrukliwie i zamknął oczy, rozluźniając się pod tym stałym i znajomym ciężarem.
Jeśli miał być szczery, w największe zdziwienie wprawił go fakt, że wilki śniły podobnie jak ludzie; kiedy Harry zasypiał jako wilk, śniły mu się obrazy, kolory, zapachy i odczucia. Śnił mu się Louis.
I w jakiś sposób to było w tym wszystkim najbardziej znaczące.

KONIEC

Notes:

tyłe słów, tyle dramy, zakończone, dziękuję wszystkim za uwagę <3.

____

KLIK oraz KLIK ;)

Series this work belongs to: