Chapter Text
Lucyfer poprawił okulary na nosie. Ostatnio coraz częściej potrzebował ich do czytania. Lata pracy nie pozostały obojętne dla jego oczu, lecz nie wyobrażał sobie zwolnienia tempa. Wciąż jeszcze tyle było przed nim, także w życiu zawodowym. Za ciężko pracował na swoją markę, żeby teraz z tego zrezygnować, szczególnie kiedy odnalazł w końcu równowagę między pracą a resztą życia. Nauczyły go zresztą tego dwie najważniejsze w jego życiu osoby: Mod i Michał.
Praktycznie nie pamiętał pierwszego spotkania z Michałem. To musiało być rozpoczęcie roku, tamtej pamiętnej jesieni kiedy Asmo zaczynał szkołę, ale tyle się wtedy tam działo, że Luc nie zobaczył w przystojnym nauczycielu potencjału na kogoś więcej. Co gorsza, ten stan się utrzymywał przez kolejne prawie dwa lata. Lucek nie wiedział, gdzie miał wtedy oczy, ale najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło.
Ciężko było uwierzyć, że Asmodeusz, który dopiero co zaczynał podstawówkę, był już praktycznie dorosły. Tak wiele się zmieniło, ale wiele też pozostało takie samo.
Samael przez cały ten czas pojawiał się w ich życiu dość okazjonalnie, natomiast o Lilith słuch zaginął, ale nikogo, łącznie z Modem, nie interesowało to, co robi i gdzie jest, tak długo jak zostawiała ich w spokoju.
Gabriel wciąż był dyrektorem szkoły, budzącym postrach w co bardziej niesfornych uczniach i czasami nawet ich rodzicach.
Rafał cieszył się zasłużoną sławą najlepszego psychologa w okolicy, cierpliwy i empatyczny jak zawsze.
Co prawda Lucyfer nie pracował już z Azazelem, Mefistofelesem ani Belialem, ale wciąż pozostawali w bliskim kontakcie. Nie miał do żadnego z nich żalu o odejście. Rozumiał potrzebę otwarcia nowego rozdziału w życiu tak dobrze jak nikt.
Henosis wyszła za mąż kilka lat po ich rozstaniu; na dowód tego, że nie żywi do niego urazy nawet wysłała jemu i Michałowi zaproszenie na ślub.
Od pracy oderwał go dźwięk otwieranych drzwi.
-Lucek? Jesteś w domu?- zawołał Michał.
-W salonie- odkrzyknął Luc, odkładając laptopa. –I wiesz co? Mam dla ciebie coś, co cię zainteresuje- ogłosił, kiedy nauczyciel zmaterializował się przez nim w całej okazałości. -Mod dzisiaj dzwonił.
Michał natychmiast się ożywił.
-Tak? Co powiedział?
-Przyjeżdża z dziewczyną.
-Z Jasmin?
-Z Blanką. Z Jasmin to już dawno nieaktualne. Tak w ogóle, po drodze była jeszcze jedna, ale nawet nie pamiętam imienia.
Michał pokręcił z rozbawieniem głową.
-Ciężko za tym nadążyć. Ale ma chłopak branie. Widać po tatusiu.
-Bez przesady- zaprotestował Luc. -Nigdy nie byłem taki popularny.
-To jest właśnie fenomen, którego nie mogę zrozumieć. Cóż, ich strata. Powiedz mi lepiej, czemu Mod musi studiować tak okropnie daleko? Czemu tak rzadko nas odwiedza? Chyba nie byliśmy takimi okropnymi rodzicami, prawda?
-Wypadliśmy nieźle, tak myślę…Przynajmniej przez porównanie.
-Daj spokój, to akurat trudne nie było. Poprzeczka była zawieszona naprawdę nisko.
-Nie wracajmy do tego. Aha, i przefarbował się na zielono, więc przygotuj się na to. Ja ciągle jestem w trakcie. Ci artyści.
-Młodzież. Zawsze eksperymentowała. Normalna kolej rzeczy.
-Właśnie, jak tam było w pracy?
-Ech, chyba mnie wypalenie zawodowe dopada. Zaczynam mieć wszystkiego dość.
-Ciebie? Takiego pasjonata? Niemożliwe.
-Cóż, teraz nie ma już dzieci takich jak Mod- odparł Michał. –Ani takich rodziców jak ty- dodał po krótkiej chwili.
-Miło, że po prawie piętnastu latach związku wciąż umiesz flirtować.
-I wciąż mi się chce.
-Nie mogę powiedzieć, żeby to, że nie ma już takich rodziców mnie martwiło. Wolałbym, żeby nikt się tobą nie interesował…Za bardzo.
-Jestem przecież profesjonalistą.
-Zrobiłeś kiedyś wyjątek.
-Raz. Żałujesz?
-Wiesz dobrze, że nie.
-Nagiąłem dla ciebie swoje żelazne zasady. Musisz być wyjątkowy.
-Potrzebowałeś piętnastu lat żeby do tego dojść?
-Nie, zawsze to wiedziałem i myślałem, że ty też wiesz.
-Ponoć to ja jestem romantykiem.
-Jak widać, to jest zaraźliwe. Jesteś z siebie dumny?
-Jestem. I to jak.