Chapter Text
Daimon Frey miał wyjątkowo udany dzień. Większą jego część spędził z Hiją, co było piękne same w sobie, a następnie wybrał się na przejażdżkę Piołunem. Jedynym co mogło zepsuć mu humor było kolejne wezwanie do zburzenia jakiegoś kalekiego świata. Wypad do Głębi, a dokładniej do jednego z lokali Asmodeusza ani go nie cieszył, ani szczególnie nie martwił. Nie był szczególnie zachwycony perspektywą nawet krótkiego rozstania z ukochaną, ale poczucie obowiązku nakazywało mu stawić się o wyznaczonej porze w wyznaczonym miejscu. Obiecał jeszcze Hiji na pożegnanie, że nawet nie spojrzy na żadną z pracownic Moda i wybrał się na Dół. Kiedy dotarł na miejsce, pozostali przedstawiciele obu stron już tam byli. Gabriel i Lucyfer dyskutowali o czymś zażarcie, Michał był wyjątkowo spokojny, chociaż Daimon zauważył, że przygląda się Niosącemu Światło jakoś inaczej niż zwykle, reszta Mrocznych i Świetlistych przysłuchiwała się w milczeniu albo była pogrążona we własnych rozmyślaniach.
-Nie powinniśmy robić tych spotkań tak często- pomyślał Burzyciel Światów. –Nic się tu ciekawego nie dzieje. Niech Gabryś i Lucek omawiają swoje sprawy kiedy indziej, jak tak dobrze się razem bawią.
W tym momencie skrzypnęły zawiasy w drzwiach i do środka weszła postać, którą Abaddon rozpoznałby wszędzie.
-Kamaelu? Co ty tutaj robisz?- zapytał zaskoczony.
Pozostali zgromadzeni wyglądali na równie zdziwionych, lecz nic nie powiedzieli.
-Ja go tu zaprosiłem- odezwał się gospodarz. –Chcemy coś powiedzieć wam wszystkim, a lepszego momentu nie będzie. Bezczelnie wykorzystaliśmy okazję.
Gdyby Frey zwrócił uwagę na kogokolwiek, kto nie był Kamem lub Modem, zauważyłby pewnie, że Lucek nachyla się do Michała i szepcze:
-Wiedziałeś?
-Co ty- odparł rudzielec. –Jestem tak samo zaskoczony jak ty, ale idę o zakład, że to był pomysł Asmodeusza.
-Powiesz im?- zapytał Kamael, uśmiechając się lekko do Zgniłego Chłopca.
-Ty im powiedz, kochanie- odpowiedział Mod, głosem tłumionym od cichego śmiechu.
-Bardzo dobrze. Otóż, moi drodzy, Asmo i ja chcielibyśmy was poinformować, że jesteśmy oficjalnie razem.
-Kamaelu- zaczął powoli Daimon. –Czy ty się na pewno dobrze czujesz? Jesteś pod wpływem czegoś? Asmodeusz cię czymś otumanił? Kto wie, co oni tu dodają do drinków.
-Jestem w pełni przytomny, dzięki za troskę- zapewnił Kam.
-Nie miałeś już żadnej lepszej opcji?-zapytał z pretensjami w głosie Burzyciel Światów.
-Ja wiem, że ty masz Hiję, Daim, ale ja staram się utrzymać wyższe standardy.
Gabriel i Razjel nie wyglądali za szczęśliwych po usłyszeniu tej deklaracji, ale żaden z nich nie przerwał Aniołom Miecza.
-Kam, to demon- spróbował załamany Frey. -Przeliterować ci? D-E-M-O-N. Może mamy koalicję, ale to jeszcze nie znaczy…
Abaddon na chwilę się zapowietrzył. Michał o mało się nie roześmiał na widok jego na wpół przerażonej, a na wpół oburzonej twarzy, zerknął na Lucyfera, a zobaczywszy pozwolenie w jego oczach, chrząknął, wstał z miejsca i oznajmił głośno:
-Daimonie i reszto! Ja też chciałem coś ogłosić. Lucyfer i ja też jesteśmy razem.
O ile wcześniej Frey nie wyglądał najlepiej, to po tym oświadczeniu prezentował się po prostu źle. Pobladł, zaczął się trząść na całym ciele i przetoczył po dwójce radosnych archaniołów strwożonym spojrzeniem, które zaraz skierował z powrotem na najlepszego przyjaciela. Reszta zgromadzonych miała poczucie, że powinni gratulować szczęśliwym parom, ale nikt nie chciał przerywać pięknej sceny, toczącej się na ich oczach. Chyba nigdy wcześniej nie mieli okazji zobaczyć Freya w takim stanie, więc bezczelnie wykorzystywali okazję, żeby się nacieszyć na zapas. Szczególnie, że Daimon poczerwieniał i z oburzeniem spytał:
-Żartujecie sobie ze mnie, prawda? Nie zrobilibyście czegoś takiego.
-Ależ zrobiliśmy- powiedział bardzo spokojnym głosem Kamael, trzymając Moda za rękę. –Powiedziałbym, że mi przykro, ale tak nie jest.
-Nie wiem, co ci zrobili w tej Głębi, Kam, ale się dowiem. Dowiem się i cię z tego wyciągnę- obiecał z determinacją Frey. –Razjelu, czy mogę liczyć na twoją pomoc? –zapytał, odwracając się do Pana Tajemnic i rzucając mu błagalne spojrzenie.
Książe Magów pokręcił z rozbawieniem głową.
-Obawiam się, że nic nie mogę zrobić z tym przypadkiem.
-Przejdzie ci, Kam- powiedział Abaddon, odwracając się z powrotem do swojego byłego dowódcy.
-Nie wydaje mi się, Daimon- odpowiedział bardzo zadowolony z siebie Kamael. –Widzisz, to uczucie narastało długo. Bardzo długo. Nie może wygasnąć ot tak.
Mod oparł czoło o jego ramię.
-Wiedziałem- stwierdził triumfalnie.
Azazel nie mógł dłużej się powstrzymać i zaczął chichotać. Mefistofeles szturchnął go łokciem w bok, ale widać było, że mimo swojego raczej ponurego usposobienia, sam powstrzymuje się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.
-Ale wy nie mówicie serio, prawda?- zapytał Frey, odwracając się do Michała i Lucyfera.
-Daimon, wiemy, że przeszedłeś już sporo w ciągu dzisiejszego wieczora, ale my też mówimy jak najbardziej serio- odpowiedział Niosący Światło.
-Uparliście się wszyscy mnie dobić, czy co?- jęknął głucho Abaddon.
-Przykro mi, Daimonie, ale z tobą to ma nic wspólnego- odezwał się Pan Zastępów. –Słuchaj, skoro ja jakoś to przetrawiłem, to ty też. Trzy głębokie oddechy. Wszystko się ułoży.
Dla Freya była to kropla, która przelała czarę. Obrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa.
-Dojdzie do siebie- powiedział Michał.
-Wiem- zapewnił go Kamael.
-Czy możemy już gratulować?- zapytał Azazel.
-Tak, teraz już tak- odparł Asmodeusz.
Następnego dnia, Lucyfer, Michał, Kamael i Asmodeusz spotkali się we czwórkę w ogrodach Pana Piekieł.
-Cieszę się, że jednak im powiedzieliśmy- stwierdził Michał. –Tylko cały czas sobie wyrzucam, jaki byłem głupi, że nie zeszliśmy się wcześniej.
-Lepiej późno niż później- odpowiedział Niosący Światło. –Kam, powiedz nam, jakie masz teraz plany?
-Jakoś nigdy się nie odnajdywałem w tym całym szpiegowaniu- przyznał anioł. –Przykro mi, Michał, nie chcę tego dłużej robić.
Pan Zastępów pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Tego akurat się spodziewałem. Co chcesz teraz robić?
-Nie wiem. Na razie chciałbym po prostu tu pobyć i nie myśleć o przyszłości. Mam w końcu całą wieczność żeby się zastanowić co dalej.
-Podoba mi się ta odpowiedz- stwierdził Mod, wtulając się Kamaelowi w ramię. –A co będzie w wami?
-Raczej żaden z nas nie może się przeprowadzić na stałe, więc utknęliśmy w związku na odległość- powiedział Lucek.
-Ale nie martwię się o nas- dokończył rudzielec. –Poradzimy sobie.
-W to nikt z nas nie wątpi- odpowiedział Kam. –Może jednak wszyscy zasłużyliśmy na jakieś szczęśliwe zakończenie.