Work Text:
Bożek uwielbiał wszystko co małe i błyszczące. I chociaż ostatnio zaczął się zastanawiać, czy aby to na pewno wypada chłopcu, to wciąż nie mógł się powstrzymać przed kolekcjonowaniem błyszczących znalezisk. Dlatego właśnie teraz stał w kuchni, a na przeciwko niego nerwowo nogą tupała mama, Wujek Konrad patrzył się tym-swoim-potępiającym-wzrokiem, a Wujek Turu kręcił głową.
– Możesz mi powiedzieć – zapytała mama – skąd to się wzięło w twojej kieszeni?
Na ręce trzymała dwie szklane kulki, które może, Bożek wcale nie twierdził, że tak było, jeszcze dzisiaj w nocy były łzami nocnic.
– No bo... – Bożek cofnął się niepewnie i jakby zbladł nieco, stając się tak trochę bardziej przejrzysty i to naprawdę, było przez emocje, a nie że chciał dać nogę do zaświatów, no serio-serio!
– Ucieczka jest haniebna – usłyszał grzmiący głos i poczuł na wpół materialnym ramieniu ciężką dłoń Tsadkiela, który przytrzymał go po tej stronie rzeczywistości.
– Ja nie uciekam! – wydarł się szybko, broniąc swojego honoru.
– No gadaj smyku, co się stało – odezwał się Wujek Turu.
– Nobowybrałemsiępogadaćztatą – wyrzucił na jednym wdechu, nabrał powietrza dopiero, gdy Wujek Konrad uderzył się dłonią w czoło. – No i ten – kontynuował już wolniej – być może zrobiliśmy sobie konkurs poetycki i wygrałem te dwa życzenia.
Słyszał, jak mam zaczęła mamrotać, że ukatrupi tego latawca po raz piąty i skąd tak głupie pomysły u dorosłego chłopa...
– No i skąd mogłem wiedzieć, że nocnice nie lubią elektryczności?! – spytał w końcu, oburzony zaplatając ręce na piersiach.
Ciemny i cichy jak nigdy dom wydawał się w całości skupiony na niedawnej zawartości Bożkowych kieszeni. Nagle, gdzieś jakby z zewnątrz, tyle, że z głębi domu, dobiegło ich ciche wycie wiatru:
– Na górze róże, na dole fiołki,
skąd masz w kieszeni te paciorki?
Oczy wszystkich znów skierowały się na dziesięciolatka i Bożek czuł, że teraz to naprawdę będą mieli przekichane, Alleluja!